Sebastiano zerknął na zegarek marki Rolex, wchodząc do budynku SJC Towers, gdzie znajdowało się jego londyńskie biuro. Zupełnie nie zwracał uwagi na zimny deszcz padający mu na twarz. W chwili, kiedy się obudził, wiedział już, że zapowiada się interesujący dzień. Raczej nie w znaczeniu „wspaniały”, lecz intrygujący w takim sensie, jak w chińskim porzekadle: „obyś żył w ciekawych czasach”. Chociaż wcale nie był przywiązany ani do porzekadeł ani przysłów.
Nie zamierzał jednak pozwolić na to, by hałaśliwi robotnicy czy też nieoczekiwana poranna wizyta byłej kochanki i pęknięta opona w samochodzie popsuły mu humor. Czekał na ten dzień od ponad dwóch lat. Jego zrzędliwy dziadek przestał się w końcu upierać i postanowił przekazać mu kontrolę nad rodzinnym imperium. Akurat w porę!
Bert, kierownik ochrony, skinął głową, gdy Sebastiano podszedł do recepcji. Wcale się nie zdziwił, że szef przyszedł do pracy w niedzielny ranek.
– Oglądał pan wczoraj mecz, szefie? – spytał z promiennym uśmiechem.
– Nie musisz się tak chwalić, że twoi wygrali. To okropna cecha.
– Ma pan rację.
Ich przyjacielska rywalizacja bardzo bawiła Sebastiana. Otaczający go ludzie często chowali się za maską skwapliwej uległości, okazując mu należny szacunek tylko dlatego, że urodził się w bogatej rodzinie. Irytowało go to.
Zerknął ma gazetę Berta rozłożoną na biurku, przedstawiającą zdjęcie Sebastiana wychodzącego z wytwornego i okropnie nudnego przyjęcia poprzedniego wieczoru. Najwyraźniej jego teraz już była kochanka zobaczyła w internecie tę samą fotografię i postanowiła zasadzić się na niego przed domem przy Park Lane, gdy wracał z porannego biegania. Chciała się dowiedzieć, dlaczego nie zaprosił jej na to przyjęcie.
Odpowiedź, jakiej jej udzielił, a która brzmiała: „bo na to nie wpadłem”, nie wydała mu się z perspektywy czasu najbardziej odpowiednia. Nastąpiło szybkie pogorszenie sytuacji i w końcu dziewczyna postawiła mu ultimatum: albo zacieśnią swój związek, albo go zakończą. Wcale się nie dziwił, że jest sfrustrowana. Uganiał się za nią przed miesiącem z typową dla siebie bezwzględną determinacją, dzięki której dostał się na szczyt listy najlepszych przedsiębiorców w wieku trzydziestu jeden lat. A przespał się z nią tylko raz.
To nie było do niego podobne. Zwykle miał dość zdrowe libido, ale ostatnio brakowało mu spokoju. Pewnie wpłynęła na to nerwowa sytuacja z dziadkiem, nie wspominając już o tym, że pracował do późnych godzin, by sfinalizować umowę, która zapewniała mu wiodącą pozycję na rynku budowniczych hoteli.
Oczywiście, przeprosił tę słynną baletnicę i wydawało się, że pogodziła się z rozstaniem. Posłała mu pocałunek nad ramieniem, mówiąc, że to jego strata, i wycofała się z jego życia. Wspominając to teraz, pomyślał, że mogłaby dawać lekcje dobrych manier kilku jego poprzednim partnerkom. Nieźle by zarobiła, nauczając podstawowych zasad zachowania w relacjach damsko-męskich, zwłaszcza hiszpańską modelkę, która rzuciła w niego szczotką do włosów, gdy chciał ją rzucić przed kilkoma miesiącami.
– Może następnym razem bardziej się panu poszczęści – zarechotał Bert, udając skruchę.
Sebastiano burknął coś pod nosem. Wiedział, że Bert nawiązuje do ostatniego meczu futbolowego. Jego ulubiona drużyna wygrała z zespołem, któremu kibicował Sebastiano, ale równie dobrze ta uwaga mogła dotyczyć nietypowego zastoju w życiu seksualnym szefa.
– Jeśli twoi znowu wygrają, to obetnę ci pensję o połowę – zażartował, kierując się do windy.
– Tak jest, szefie!
W windzie Sebastiano nacisnął guzik swojego piętra, mając nadzieję, że sekretarka znalazła czas, żeby przygotować raporty potrzebne mu tego ranka do przedstawienia dziadkowi. Zwykle nie wymagał od Pauli przychodzenia do pracy w niedzielę, ale dziadek ustalił termin spotkania w ostatniej chwili, a Sebastiano nie chciał zostawiać niczego przypadkowi.
Dziadek nie ociągał się z przekazaniem kontroli nad firmą z obawy, że wnukowi brakuje żyłki do interesów. Chodziło mu raczej o to, żeby Sebastiano się ustatkował i ożenił z jakąś miłą panną, która stanie się kiedyś matką dużej gromadki jego bambini. Zależało mu na tym, by wnuk miał coś więcej poza karierą, co zapewni mu osławioną równowagę między życiem prywatnym a pracą, jaką on sam odnalazł przy boku ukochanej żony.
– Jak mogę oczekiwać, że sprostasz nowej, wymagającej roli, skoro już teraz masz tak mało czasu na odpoczynek? – spytał dziadek przez telefon przed miesiącem. – Twoja babcia i ja chcemy, żebyś był szczęśliwy, Bastianie. Wiesz, jak się o ciebie martwimy. Nie umrę, dopóki nie będę miał pewności, że ktoś o ciebie zadba.
– Sam mogę o siebie dbać – odparł Sebastiano. – I przecież jeszcze nie umierasz.
Jego dziadkowie hołdowali jednak dawnym włoskim tradycjom. Jeśli nie miał przy sobie na stałe miłej kobiety, która by mu gotowała, a nocą ogrzewała łóżko, uważali, że prowadzi marne i samotne życie. I bynajmniej nie mieli na myśli gosposi przyrządzającej posiłki ani wciąż zmieniających się licznych kochanek.
Sebastiano uważał natomiast, że harmonię w życiu zapewnia mu poświęcanie się pracy. Wtedy rozkwitał. Codziennie budził się z pragnieniem znalezienia kolejnej okazji do ubicia dobrego interesu lub sprostania nowym wyzwaniom. A miłość? Małżeństwo? Jedno i drugie wymagało takiego poziomu intymności, który niezbyt go pociągał.
Zachowywanie pewnego dystansu wobec otaczających go ludzi służyło mu i nie miał potrzeby tego zmieniać. A że czasem spędzał samotne wieczory przy drinku, spoglądając przez okno na połyskujące światła miasta, w którym akurat się znajdował… Niech tak będzie.
Nabył właśnie, i to w najlepszym okresie życia, największe brytyjskie przedsiębiorstwo, produkujące beton i stal, nie było więc dogodniejszego momentu na przejęcie kierownictwa nad Castiglione Europa. Obie firmy tak dobrze do siebie pasowały, że Sebastiano poprosił już zespół marketingowy o przygotowanie planu wejścia na rynek modernizacji hoteli w Europie Wschodniej.
Musiał tylko przekonać trzeźwo myślącego dziadka do odejścia na emeryturę i spędzenia ostatnich lat życia u boku ukochanej żony w rodzinnej willi na wybrzeżu Amalfi. Dopiero wtedy i tylko wtedy Sebastiano mógł wynagrodzić cierpienia, jakich przysporzył im i całej rodzinie przed piętnastoma laty.
W zamyśleniu włączył światło na piętrze przeznaczonym dla kadry kierowniczej i usłyszał dźwięk oznajmiający przyjście esemesa. Włączając ekspres do kawy w drodze do gabinetu, odczytał wiadomość i nagle przystanął.
Paula napisała, że jest na pogotowiu ratunkowym z mężem, który właśnie złamał sobie kostkę. Potrzebny raport wciąż znajdował się na jej komputerze.
Dziadek miał przyjść lada moment i Sebastiano nie mógł sobie pozwolić na żadną zwłokę. Odpisał Pauli, że życzy jej mężowi szybkiego powrotu do zdrowia, po czym wyciągnął z biurka jej laptopa i zaniósł do gabinetu. Spoglądając na ekran pełen kolorowych ikonek, nie miał najmniejszego pojęcia, gdzie szukać.
Poppy zerknęła na zegarek z Myszką Miki i jęknęła. Musiała jak najszybciej wrócić do domu. Jej brat, Simon, zawsze się denerwował, kiedy się spóźniała. W dodatku u Maryann, ich wspaniałej sąsiadki, która była dla nich jak matka, właśnie rozpoznano stwardnienie rozsiane. To był wielki cios dla tej miłej kobiety i Poppy chciała zrobić dla niej tego dnia coś dobrego.
Starając się nie pogrążać w złych myślach, ściągnęła mocniej niesforny kucyk i przejrzała sprawozdanie, przygotowywane na następny dzień dla szefa. Pozostał jej jedynie tydzień praktyk w SJC International i chciała dobrze wypaść. Kto wie, może po zakończeniu studiów prawniczych dostanie tutaj pracę, jeśli teraz zrobi dobre wrażenie na przełożonych. Zwierzchnikiem jej szefa i właścicielem całej firmy był Sebastiano Castiglione. Nie miała z nim bezpośrednio do czynienia, ale widywała go czasem, przemierzającego korytarze długim krokiem człowieka z determinacją dążącego do celu.
Przyłapując się na fantazjowaniu o tym pewnym siebie, ciemnowłosym przystojniaku, włożyła z powrotem do szafki akta i wyłączyła komputer.
Nie