Z którego worka dochodził ten odgłos?
W następnym worku zobaczyła zakrwawioną twarz i roztrzaskaną czaszkę. Trup.
Trzęsącymi się rękami zaczęła rozpinać trzeci worek. Rozchylone plastikowe brzegi odsłoniły bladą twarz ze zsiniałymi wargami czarnowłosej młodej kobiety. Rozpiąwszy worek do końca, zobaczyła mokrą bluzkę przylegającą do ciała i lśnienie kropel zimnej wody na białej skórze. Kiedy rozchyliła bluzkę, zobaczyła pełne piersi i szczupłą talię. Ciało było nietknięte, palce u rąk i nóg różowe, na ramionach rysowały się niebieskie żyłki. Patolog jeszcze się za nie nie zabrał.
Przyłożywszy palce do szyi kobiety, poczuła zimno skóry. Zbliżyła policzek do jej warg, próbując poczuć minimalny powiew, usłyszeć najdrobniejszy szmer oddechu.
Trup otworzył oczy.
Maurę zatkało. Odskoczyła, wpadając na stojący za nią wózek na kółkach i o mało nie upadła, kiedy odjechał. Kiedy wstawała, zobaczyła, że mimo otwartych oczu kobieta patrzy niewidzącym wzrokiem, a sine wargi szepcą bezgłośnie słowa.
Trzeba ją natychmiast wyciągnąć z lodówki! Trzeba ją ogrzać!
Maura próbowała pchnąć wózek w stronę drzwi, lecz nie dawał się ruszyć. W popłochu zapomniała odblokować kółka. Pochyliwszy się nad dźwignią, zwolniła ją. Tym razem udało się wytoczyć go ze szczękiem z chłodni do cieplejszego pomieszczenia.
Oczy kobiety znów były zamknięte. Zbliżywszy twarz do jej warg, Maura starała się wyczuć podmuch powietrza, bez skutku. Chryste! Nie mogę cię teraz stracić!
Nie wiedziała o niej niczego – nie znała jej nazwiska, ani dlaczego „zmarła”. Kobieta mogła być siedliskiem wirusów, mimo to Maura przytknęła usta do jej ust i o mało się nie zakrztusiła, poczuwszy smak zimnego ciała. Trzema głębokimi wydechami wpompowała w płuca kobiety powietrze, po czym przyłożyła palce do jej szyi, by zbadać puls.
Czy mi się zdaje? Może to, co czuję, jest moim własnym pulsem?
Złapała za słuchawkę ściennego telefonu i wystukała 911.
– Dyspozytor pogotowia, słucham?
– Mówi doktor Isles z biura lekarza sądowego. Potrzebny ambulans. Mam tu kobietę z zatrzymaniem akcji oddychania…
– Przepraszam, czy pani powiedziała, że dzwoni z biura lekarza sądowego?
– Tak! Jestem na tyłach budynku, przy rampie załadunkowej. Laboratorium jest przy Albany Street, naprzeciwko centrum medycznego.
– Zaraz wyślę ambulans.
Maura odwiesiła słuchawkę. Przezwyciężając obrzydzenie, powtórnie przyłożyła usta do warg kobiety. Trzy szybkie oddechy, po czym znów dotknęła palcami jej tętnicy szyjnej.
Jest puls! Tym razem na pewno!
Nagle usłyszała świst, po którym nastąpiło kaszlnięcie. Kobieta łapała powietrze, w jej gardle bulgotał śluz.
Oddychaj, nieznajoma! Walcz!
Przybycie ambulansu oznajmiło wycie syreny. Otworzywszy tylne drzwi budynku, Maura stanęła w progu, mrużąc oczy przed migającymi światłami zatrzymującego się ambulansu, z którego wyskoczyli dwaj ratownicy medyczni.
– Ona jest tu, w środku! – zawołała Maura.
– Nadal nie oddycha?
– Nie, zaczęła oddychać. Wyczułam również puls.
Mężczyźni weszli do budynku i osłupieli na widok kobiety na wózku.
– Jezu – mruknął jeden z nich – dlaczego ona jest w worku dla trupów?
– Odkryłam ją w chłodni – wyjaśniła Maura. – Prawdopodobnie jest w stanie hipotermii.
– Oby tylko tyle.
Wyjęli maskę tlenową i rurki kroplówki. Przymocowali przewody elektrokardiografu i na monitorze ukazała sinusoidalna linia, jakby kreślona przez leniwego rysownika. Serce kobiety biło, oddychała, mimo to nadal sprawiała wrażenie martwej.
Zakładając na jej zwiotczałe ramię opaskę uciskową, ratownik spytał:
– O co tu chodzi? Jak ona się tu znalazła?
– Nie mam pojęcia – odpowiedziała Maura. – Zeszłam do chłodni, żeby sprawdzić pewien szczegół u innych zwłok i usłyszałam, że się poruszyła.
– Czy takie rzeczy… hmm… często się tu zdarzają?
– To pierwszy przypadek w mojej praktyce. – Pomodliła się w duchu, żeby był zarazem ostatni.
– Jak długo leżała w chłodni?
Maura zerknęła na wiszącą na ścianie kartę, gdzie odnotowywano czas przyjęcia zwłok do kostnicy i przeczytała, iż niezidentyfikowana kobieta została przywieziona koło południa. Osiem godzin temu. Od ośmiu godzin tkwiła zamknięta w worku. Co by było, gdyby wylądowała na moim stole? Gdybym rozcięła jej klatkę piersiową? Grzebiąc w koszyku z papierami przyjęć, Maura znalazła kopertę z dokumentacją dotyczącą nieznajomej. – Przywiozła ją służba ratownicza z Weymouth – oznajmiła. – Utonięcie…
– Spokojnie, Nelly! – Pacjentka szarpnęła się, gdy ratownik wbijał jej w żyłę wenflon, dając tym samym sygnał, że powróciła do życia. Miejsce wkłucia rozkwitło magicznym niebieskim kolorem, ponieważ przebita żyła wywołała podskórny krwotok.
– Cholera, straciłem wkłucie. Pomóż mi ją przytrzymać!
– Człowieku, ona zaraz wstanie i sobie pójdzie.
– Stawia opór. Nie mogę założyć kroplówki.
– W takim razie ładujemy ją na nosze i zabieramy.
– Dokąd ją zawieziecie? – spytała Maura.
– Na izbę przyjęć pogotowia po przeciwnej stronie ulicy. Jeśli jest jakaś dokumentacja na jej temat, będą chcieli mieć kopię.
Maura skinęła głową.
– Spotkamy się tam.
Przed okienkiem rejestracji czekała długa kolejka pacjentów, a dokonująca selekcji pielęgniarka unikała spojrzenia Maury. Tej niespokojnej nocy trzeba było stracić kończynę albo broczyć krwią, żeby zostać przesuniętym na przód kolejki, lecz Maura, ignorując nienawistne spojrzenia pacjentów, podeszła wprost do okienka i zapukała w szybkę.
– Musi pani poczekać na swoją kolej – powiedziała rejestratorka.
– Jestem doktor Isles. Mam dokumenty właśnie przywiezionego pacjenta, które będą potrzebne lekarzowi.
– Którego pacjenta?
– Kobiety. Przed chwilą została przywieziona z budynku po drugiej stronie ulicy.
– Chodzi o kobietę z kostnicy?
Maura nie od razu odpowiedziała, zdając sobie nagle sprawę, że pacjenci w kolejce słyszą każde słowo.
– Tak – powiedziała tylko.
– W takim razie proszę wejść. Chcą z panią porozmawiać. Mają z nią kłopoty.
Zamek w drzwiach zabrzęczał i Maura weszła na oddział. Wystarczył rzut oka, by się zorientować, co miała na myśli rejestratorka, mówiąc o kłopotach. Nieznajoma nie została jeszcze przeniesiona do gabinetu zabiegowego, tylko leżała na korytarzu, owinięta kocem elektrycznym. Dwaj lekarze pogotowia i pielęgniarka nie mogli dać sobie z nią rady.
– Zaciśnij