Jeśli twoja najlepsza przyjaciółka mówi do twojego chłopaka: „Masz przerąbane, ona jest taka trudna”, to możesz mieć pewność, że w pojedynczym namiocie, z braku miejsca, spaliby na jeźdźca
Uważam, że kobiety potrafią stworzyć przyjacielską relację, wspierać się, spędzać satysfakcjonująco kolejne godziny podczas babskich nasiadówek. Potrafią do chwili, gdy przepływu w kobiecym kręgu nie zaburzy obecność samca. Natychmiast da się zaobserwować rozkojarzenie, przygryzanie warg, nawijanie loka na palec, ewentualnie przerzucanie z lewej na prawą całej czupryny, bujanie nogą, zsuwanie buta z pięty, zabawę łańcuszkiem lub kolczykiem. Istny festiwal uwodzenia. I nie chodzi o wywalczenie najwyższej noty za taniec godowy u samca jurora, pokonanie pozostałych tańczących i zdobycie nagrody głównej – dwóch kryształowych kul jego jąder. Nie w każdym przypadku. Często celem jest samo przekonanie, że gdyby tylko tancerka kul zapragnęła, toby je miała.
Atrakcyjny facet to przekleństwo. Bez przerwy krzyżujesz spojrzenia z innymi kobietami, które zdają się mówić: „Booożeee, taki fajny facet, co on z nią robi?”. Proszą go do tańca na imprezach. Proszą o ogień i przytrzymują jego dłoń, ciągnąc płomień papierosem za długo, niemal do uduszenia. Proponujecie wspólnie samicy podwózkę, ona ładuje zad na przednie siedzenie, a ty siedzisz z tyłu niewidzialna, podczas gdy ta figluje z twoim partnerem werbalnie.
Zwierzasz się przyjaciółce, że chłop za bardzo polubił alkohol, że wykręca butelki, żeby ani kropli nie uronić, mówisz o braku poczucia bezpieczeństwa, kiedy gęga zamiast mówić, a ta przychodzi do was z jackiem daniel’sem i wesoło zagaduje: „Co ta twoja za głupoty opowiada, że masz problem z piciem? Daj spokój! Dla mnie z colą!”.
Albo przeżywacie drobny kryzys, on prosi ją o radę (przecież jesteście przyjaciółkami), a ta wypala: „Odpuść sobie. Może po prostu do siebie nie pasujecie. Znajdź sobie kogoś, kto cię zrozumie. Ja na przykład rozumiem cię doskonale…”.
Metodą na uniknięcie podobnych sytuacji jest poproszenie przyjaciółki o wskazanie grupy facetów skrajnie odpychających i zaczerpnięcie męża z tego zbioru. Można też wybrać na przyjaciółkę lesbijkę. Można poszukać przyjaciółki, która z domu wyniosła przekonanie, że zajęty facet jest jak piekielnie kosztowne dzieło sztuki, przy którym waruje strażnik, a od zwiedzających oddziela je dodatkowo elektryczny pastuch. Ostatecznie można się zaprzyjaźnić z facetem.
Moi koledzy z zespołu mówią, że jak suka nie da, to pies nie weźmie. Nie wolno przyjaźnić się z sukami.
A JA ŻEM JEJ POWIEDZIAŁA, KAŚKA…
Jeśli chodzi o ciebie, to czarny nie wyszczupla
No, nie wyszczupla
Żyłam dość długo w przekonaniu, że nadmiary nikną w zestawieniu z czarnym. Instynktownie wyłapuję czarne egzemplarze ze sklepowych wieszaków. Moja szafa wygląda jak wypożyczalnia strojów dla żałobników. Kiedy konkubent pyta, gdzie są kluczyki do samochodu, a w odpowiedzi słyszy: „W płaszczu, tym czarnym” – ogarnia go bezsilność.
Przy drobnej nadwadze kupowałam odzież w kolorze nocy, ale w swoim rozmiarze. Komórki tłuszczowe mnożą się jak króliki, więc w krótkim czasie zaczęłam kompulsywnie nabywać gigantyczne plandeki w wyszczuplającej barwie, z nadzieją na uzyskanie optycznej iluzji i zupełnie prywatnego wrażenia, że skoro dynda, to znaczy, że nie jest tak źle. Do perfekcji opanowałam pozowanie przed domowym lustrem w sposób gwarantujący ciepłą, pocieszającą autorefleksję.
Co z tego, skoro fotografie nie kłamią? Telewizja wręcz grzeszy prawdomównością. Internety pęcznieją od kolejnych dowodów na nieprawdziwość teorii o wyszczuplającym wpływie czerni, a dowodów dostarczam od wielu lat właśnie ja. Twórcom samej teorii zawdzięczam zaś pozostawanie w iluzorycznym przeświadczeniu, że czarna plandeka jest czarną niewidką, w której sunę po osi czasu niezauważalna dla innych.
Do wora z kłamstwami dorzuciłabym jeszcze to serwowane dziewczynom z otyłością brzuszną, którym stylistki proponują sukienki i tuniki odcinane pod biustem… Helou! Taki krój jest zarezerwowany od wieków dla kobiet w zaawansowanej ciąży! I tak właśnie wyglądamy wystrojone w empirowe suknie. To dlatego ustępują nam miejsca w tramwajach, autobusach i metrze.
Proponuję natychmiast uczynić ucho głuchym na podszepty stylistek, pozbyć się odzieży o tym kroju. No, może z wyjątkiem jednej sztuki, którą można przywdziać, idąc na zakupy, by dostać się do kasy bez kolejki…
A JA ŻEM JEJ POWIEDZIAŁA, KAŚKA…
Udawać orgazmy? Bardzo proste. Spróbuj poudawać szczęście
Rozmawiałam kiedyś z chłopakami z zespołu o seksie. Wszyscy oczywiście serwowali opinie eksperckie. Dopuszczali do świadomości istnienie mężczyzn, których da się oszukać w alkowie, ale we własnym odczuciu nie należeli do tej grupy. Rozstawali się z kolejnymi partnerkami, współczując im ogromnie, że oto tracą jedyną w życiu szansę na rzetelny orgazm, realną rozkosz. Jak większość prawdziwych mężczyzn wyedukowani na pornosach żyją w przekonaniu, że objawy kobiecego orgazmu są takie, jak widać na ekranie.
Po pierwsze, babka jęczy, popiskuje, czasem – kiedy orgazm jest wyjątkowo intensywny – wyje. To znaczy wyje cały czas, zwiększając stopniowo natężenie głosu aż do dziesiątki w skali dziesięciostopniowej, która jest zarezerwowana dla szczytu orgazmu. Chłopak czeka na puchar, jest gotów polewać publiczność wstrząśniętym szampanem za każdym razem, gdy sąsiedzi wkurwieni i zazdrośni walą miotłą w podłogę, sufit lub kaloryfer, umęczeni hałasem, który czyni zorgazmowana partnerka.
Po drugie, rozkosz wywraca gałki oczne na lewą stronę – kobieta patrzy do wewnątrz, a on widzi jej białka. Puchar, szampan!
Wprawne w udawaniu kobiety wiedzą, że oczytani faceci oczekują skurczów, więc ćwiczą sobie mięśnie Kegla, zaciskając je na prątku ukochanego. Szampan, puchar!
Amerykańscy naukowcy twierdzą, że siedemdziesiąt procent kobiet nie miewa orgazmu. Z powodu fizjologicznych uwarunkowań lub blokad psychicznych. Czemu udają? Bo boją się stracić partnera, który gaśnie przytłoczony poczuciem winy, że nie potrafi ich zaspokoić. Bo same gasną, mając poczucie wybrakowania. Wystarcza im świadomość, że facet jest zadowolony. Wolą protezę orgazmu, którą staje się jego orgazm.
Znam kobietę, która zachowała swój klejnot jako poślubny dar dla męża, urodziła dwójkę dzieci, żyła wiele lat na erotycznej pustyni, gdzie fontanny rozkoszy nie widziała nawet w formie fatamorgany. Myślała, że tak ma być, że orgazm to mit, opowieści dziwnej treści. Do czasu aż wpadła niechcący w wir romansu, który z pustyni przeniósł ją wprost pod Niagarę.
Udawanie orgazmu jest smutne, frustrujące, ale stosunkowo łatwe. Szczęścia nie poudajesz. Zdradzi cię mgiełka tęsknoty za nim obecna na tęczówce oka. Zdradzą cię łzy, które niekontrolowanym strumieniem popłyną, gdy w filmie obraz szczęścia pokażą aktorzy. O braku szczęścia przypomną ci te samotne, ciche minuty przed zaśnięciem, gdy będziesz starała się wymodlić o szczęściu sen.