– Pomóż jej wstać. – Trampek zwrócił się do Zacha. – Obiecałeś, stary. Nie pogarszaj sytuacji.
Zach szarpnął Samanthę za rękę tak mocno, że omal nie wyrwał jej ze stawu barkowego. Dźwignęła się z trudem i oparła o stół dla utrzymania równowagi. Zach popchnął ją ku drzwiom. Wpadła na krzesło. Charlie wzięła ją za rękę.
Trampek otworzył drzwi.
– Wychodźcie – zarządził.
Nie miały wyboru, musiały iść. Charlie ruszyła pierwsza, kiwając się na boki, by pomóc siostrze zejść po schodach. Poza zasięgiem jaskrawego światła kuchennej lampy pulsowanie pod powiekami Samanthy zelżało. Wzrok nie przystosował się do ciemności, przed oczami pojawiały się i znikały cienie.
W tej chwili powinny trenować na bieżni. Pierwszy raz w życiu ubłagały mamę, żeby pozwoliła im opuścić trening. A teraz Gamma nie żyła, a one wychodziły z domu trzymane na muszce przez człowieka, który zjawił się tutaj, żeby uregulować swoje długi z pomocą broni.
– Widzisz coś? Sam, widzisz? – dopytywała Charlie.
– Tak – skłamała. Przed oczami migotała jej dyskotekowa kula, tyle że zamiast barwnych rozbłysków widziała pulsujące plamy szarości i czerni.
– Tędy – powiedział Trampek, prowadząc je nie do starej furgonetki, lecz na pole za domem. Kapusta. Sorgo. Arbuzy. To uprawiał stary farmer na swojej ziemi. W pustej szafie na górze znalazły rejestr zasiewów. Trzysta akrów uprawnej ziemi wzięli w dzierżawę właściciele sąsiedniej farmy zajmującej powierzchnię tysiąca akrów.
Samantha czuła pod bosymi stopami świeżo obsianą glebę. Wsparła się o Charlie, która mocno trzymała ją za rękę. Drugą rękę wyciągnęła przed siebie z irracjonalnej obawy, że na tym pustym polu mogłaby na coś wpaść. Im dalej od zabudowań i światła, tym bardziej gęstniała ciemność pod powiekami Sam. Charlie stała się niewyraźnym szarym kształtem. Trampek był wysokim i chudym węglem rysunkowym, a Zach Culpepper złowieszczym czarnym kwadratem naładowanym nienawiścią.
– Dokąd idziemy? – zapytała Charlie.
Samantha poczuła lufę strzelby na plecach.
– Nie zatrzymujcie się – warknął Zach.
– Nie rozumiem – powiedziała Charlie. – Dlaczego to robicie?
Skierowała to pytanie bezpośrednio do Trampka. Jak Sam wyczuła, młodszy ze zbirów był słabszy, a jednocześnie on tu decydował.
– Co panu zrobiłyśmy? Jesteśmy dziećmi. Nie zasługujemy na takie traktowanie.
– Zamknij się! – huknął Zach. – Obie się zamknijcie.
Sam ścisnęła dłoń Charlie jeszcze mocniej. W tej chwili była już prawie ślepa. Miała zostać ślepa do końca życia, tyle że ten koniec zbliżał się nieuchronnie. Ale dla Charlie istniała jeszcze szansa. Sam poluzowała uścisk ręki, dając siostrze do zrozumienia, żeby była czujna i wykorzystała stosowny moment na ucieczkę.
Kiedy wprowadzili się tu dwa dni temu, Gamma pokazała im topograficzną mapę okolicy. Próbowała przekonać je do uroków wiejskiego życia, wskazując wszystkie tereny, które będą mogły spenetrować. Teraz Sam odtwarzała w pamięci ukształtowanie terenu w poszukiwaniu drogi ucieczki. Ziemie sąsiada ciągnęły się po horyzont. Gdyby Charlie zdecydowała się uciekać tędy, z pewnością skończyłaby z kulą w plecach. Po prawej stronie na granicy posiadłości zaczynał się gęsty las. Gamma ostrzegła je, że może się tam roić od kleszczy. Po drugiej stronie strumień wpływał do tunelu schodzącego pod stację meteorologiczną i prowadzącego do utwardzonej, ale rzadko używanej drogi. Niecały kilometr na północ stała porzucona stodoła. Trzy kilometry na wschód leżała inna farma. Bagniste łowisko, na pewno pełne żab i latających nad nim motyli. Gdyby cierpliwie poczekały, mogłyby zobaczyć na polu jelenia. Miały trzymać się z dala od drogi. Uciekać na widok rośliny o potrójnych liściach, bo mógł to być groźny trujący bluszcz.
Uciekaj, Sam błagała Charlie w myślach. Nie oglądaj się, czy biegnę za tobą.
– Co to? – zapytał Zach.
Wszyscy się odwrócili.
– Samochód – powiedziała Charlie. Sam widziała tylko dwa punkty światła wolno sunące podjazdem w stronę farmy.
Człowiek szeryfa? Ktoś, kto odwoził tatę do domu?
– Cholera, zaraz zobaczą moją furgonetkę. – Zach popchnął je strzelbą w kierunku lasu. – Ruszajcie się szybciej albo zastrzelę was tutaj.
Tutaj.
Charlie zamarła. Zaczęła dzwonić zębami. W końcu dotarła do niej groza sytuacji. Zrozumiała, że idą na śmierć.
– Można to inaczej załatwić – odezwała się Sam. Zwracała się do Trampka, ale to Zach parsknął pogardliwie. – Zrobię wszystko, co chcecie. – Słyszała w uszach głos Gammy, mówiący te słowa wraz z nią. – Wszystko.
– Myślisz, że i tak nie wezmę sobie tego, czego chcę, głupia suko? – powiedział Zach.
– Nie zdradzimy, że to wy – nie rezygnowała Sam. – Powiemy, że mieliście na twarzach kominiarki i…
– Z moim wozem na podjeździe i waszą martwą mamuśką w domu? – Zach znowu parsknął. – Wy, Quinnowie, macie się za bystrzaków, którzy gadką wywiną się ze wszystkiego.
– Niech pan posłucha – ciągnęła błagalnie Sam. – I tak musi pan wyjechać z miasta. Nie ma powodu, żeby nas zabijać. – Zwróciła głowę w stronę Trampka. – Pomyśl o tym, proszę. Wystarczy, że nas zwiążecie. Zostawcie nas tam, gdzie nikt nas nie znajdzie. I tak będzie pan musiał uciec z miasta. Chyba nie chce pan mieć jeszcze więcej krwi na rękach… – Urwała i czekała na odpowiedź.
Wszyscy czekali na odpowiedź.
Trampek chrząknął.
– Przykro mi – wykrztusił w końcu.
W rechocie Zacha rozbrzmiały nuty triumfu.
Sam nie dawała za wygraną.
– Puśćcie moją siostrę. – Musiała przerwać na chwilę, żeby przełknąć ślinę. – Ona ma zaledwie trzynaście lat. To jeszcze dziecko.
– Nie wygląda jak dziecko. Ma już niezłe cycki – rzucił Zach.
– Zamknij się – warknął Trampek. – Nie żartuję.
Zach cmoknął kilka razy.
– Ona nikomu nie powie – Sam musiała próbować dalej. – Powie, że to byli nieznajomi. Prawda, Charlie?
– Czarnuch? – zapytał Zach. – Jak ten, którego wasz tatuś uratował od odsiadki za morderstwo?
– Tak jak uratował ciebie przed więzieniem za pokazywanie fiuta małym dziewczynkom? – wyrzuciła z siebie Charlie.
– Bądź cicho, proszę cię – błagalnie powiedziała Sam.
– Niech mówi. Podoba mi się, że jest taka bojowa – stwierdził Zach.
Charlie zamilkła. I milczała dalej, gdy szli w stronę lasu.
Sam szła tuż przy siostrze. Łamała sobie głowę nad argumentem, który przekonałby tych zbirów do odstąpienia od zamiaru zrobienia im krzywdy. Niestety Zach Culpepper miał rację. Jego furgonetka zaparkowana obok domu zmieniła wszystko.
– Nie – szepnęła Charlie sama