– No cóż, nigdy o tym w ten sposób nie myślałam.
– Prawdopodobnie byłaś zbyt zajęta tym wszystkim, co na ciebie spadło. Nie odpoczywałaś prawie wcale od czasu pierwszej operacji na Haydenie, z wyjątkiem obowiązkowej przerwy medycznej, która w zasadzie się nie liczy, bo też nieźle dostałaś w tyłek.
To była święta prawda.
– Twoje obserwacje są obowiązkową lekturą – kontynuował kapitan. – Przeczytałem zapisy bojowe i wywiadowcze, z którymi miałaś coś wspólnego od czasu pierwszego zrzutu na Haydena, ale to co innego niż własne doświadczenie.
To także było prawdą. Była ogromna różnica pomiędzy czytaniem zapisów a osobistym udziałem, bez względu na to, ile i jakie dane i pliki znalazły się w zapisie. Można w ten sposób zobaczyć jedynie podjęte decyzje, przebieg akcji i reakcji. Nie można było jednak samemu podejmować tych decyzji ani zrozumieć, jaka ścieżka doprowadziła do ich podjęcia.
To było doskonałe narzędzie, szczególnie meldunki po wykonaniu zadania, ale miało swoje ograniczenia.
– W porządku, pytaj, a ja zrobię, co w mojej mocy – powiedziała Sorilla.
– Nie wątpiłem w to ani przez sekundę, Siostro.
USS „Barry Sadler”
Nienazwany system, trzy skoki od Haydena
„Sadler” był niewielkim pomocniczym okrętem zwiadowczym, wykonującym długie loty między kolejnymi nienazwanymi układami. Właśnie znalazł się w jednym z nich.
Tak naprawdę posiadał on jakąś nazwę pochodzącą sprzed kilkuset lat, ale nikomu nie chciało się jej pamiętać. O ile pamięć nie zawodziła porucznika Adlera, który pełnił wachtę, nazwa ta pochodziła od nazwiska jakiegoś króla czy proroka z Bliskiego Wschodu. Większość gwiazd w tym rejonie miała islamskie i arabskie imiona, z wyjątkiem tych, które zostały nazwane na nowo.
Nazwa gwiazdy pojawiała się jedynie w raportach, które automatycznie wypełniał komputer, tak więc dla porucznika i reszty załogi była to tylko kolejna „rafa” w ciemnościach.
Adler skończył swoje cogodzinne sprawdzenia i dryfował nieprzypięty pasami do fotela. „Sadler” był na kursie balistycznym, okrążając gwiazdę po trzytygodniowej orbicie, która miała zaprowadzić go do przecięcia ośmiu znanych punktów skoku otaczających tę „rafę”.
Porucznik czytał starą książkę fantastycznonaukową. Lubił czytać o tym, jak ludzie wyobrażali sobie kiedyś przyszłość i w ilu miejscach się mylili. Tym razem udało mu się przeczytać jedynie kilka stron, zanim rozległ się sygnał alarmowy.
Przymocował książkę, co było instynktowną reakcją doświadczonego astronauty. Większość z nich miała do opowiedzenia przynajmniej jedną historię na temat tego, jak to nie zabezpieczyli czegoś, co w najlepszym wypadku uległo zniszczeniu podczas przyspieszania. Historia Adlera nie miała najlepszego zakończenia, a krzywy w wyniku złamania nos stanowił pamiątkę, przypominającą o tym porucznikowi za każdym razem.
Następnie przyszła pora na pasy fotela, ale przerzucił je tylko luźno przez ramiona, aby utrzymać się w jednym miejscu. Bardzo niewiele rzeczy mogło podkraść się do „Sadlera” na tyle blisko i niepostrzeżenie, by okręt zmuszony był do gwałtownego przyspieszenia.
Włączył interkom i otworzył listę procedur.
– Pobudka, dziewczęta i chłopcy. Mamy kontakt na dalekosiężnych skanerach od boi umieszczonej przy punkcie Epsilon tego systemu. Zabezpieczyć wszystko, łącznie z waszymi tyłkami. Możemy być zmuszeni odpalić grata.
Adler zamknął połączenie i zabrał się do pracy.
Sygnał satelitarny był jedynie powiadomieniem o anomalii grawitacyjnej w pobliżu punktu skoku, co mogło oznaczać bardzo wiele. Punkt Epsilon znajdował się trzy minuty świetlne od ich aktualnego położenia, prawie w bezpośrednim kontakcie, co mogło okazać się zarówno szczęściem, jak i pechem, w zależności od rozwoju wydarzeń.
Oficer wyłączył skanery aktywne i przestawił „Sadlera” na nasłuch.
Gdzieś tam coś za chwilę miało narobić wiele hałasu, a zadaniem jednostki było usłyszeć wszystko, co tylko się da.
– Co się dzieje? – spytał chorąży Bitte, wślizgując się na mostek.
– Poczekaj, dane nadal napływają. Mamy nieznaną anomalię grawitacyjną w PS Epsilon – odparł Adler, nie podnosząc wzroku. – Pierwsze obrazy dopiero docierają.
– Roger – powiedział chorąży, siadając na fotelu obok porucznika.
„Sadler” był jednostką typu zwiadowczo-kurierskiego, zbudowaną kilkadziesiąt lat wcześniej. Jego rola polegała na lokalizowaniu planet nadających się do kolonizacji i pełnieniu funkcji kuriera i transportowca w sytuacjach awaryjnych. W czasie kiedy został skonstruowany, był bardzo szybkim statkiem.
Mostek mieścił stanowiska pierwszego i drugiego pilota. Jak wszystkie jednostki zbudowane na Ziemi w ciągu ostatniego stulecia „Sadler” był tak solidny, jak to tylko możliwe. Dziesięć tysięcy ton żelaza pochodzącego z meteorytu tworzyło brzydkie cygaro owinięte wokół ważącego pięć tysięcy ton napędu VASIMR.
Na widok danych obrazowych Adler zaklął i włączył alarm.
– Uwaga wszyscy, alarm bojowy. Powtarzam, alarm bojowy. To nie są pierdolone ćwiczenia.
Obok niego wpatrzony w ekran chorąży Bitte także zaklął.
– O cholera!
Mniej niż trzy minuty świetlne od nich, zbliżając się dużo szybciej, niż życzyłby tego sobie Adler, coś, co wyglądało jak potężna armada, przekraczało punkt skoku Epsilon.
1
Stocznia Alamo
Zachodni Jowiszowy Punkt Trojański
Admirał Nadine Brookes ostrożnie szła krętym korytarzem, zdając sobie sprawę, że otoczenie nie zostało zaprojektowane do standardowej grawitacji. Pochyliła się pod wężownicą i weszła do centrum kontrolnego stacji.
– Admirał na pokładzie!
– Spocznij! – odpowiedziała, kierując wzrok w stronę komodora[3] dowodzącego placówką. – Proszę o pozwolenie na wejście, komodorze.
– Udzielam, pani admirał. Zapraszam do zapoznania się z pani nowym okrętem.
Brookes stanęła obok oficera i spojrzała na ogromną halę. Jej okręt nie był jedynym, który tu aktualnie powstawał. Tylko w tej części stoczni znajdowało się jeszcze pięć takich samych jednostek.
– Zmodyfikowana klasa Terra. Wprowadziliśmy kilka zmian, w oparciu o to, czego nauczyliśmy się, budując okręty dla TF7 – cicho powiedział komodor. – Oficjalnie to nadal klasa Terra, ale my nazywamy je Walkiriami, ma’am.
Nadine lekko się uśmiechnęła.
Określenie „Walkiria”, początkowo nieco ironicznie, nadane zostało jej grupie bojowej przez żołnierzy Wojsk Lądowych ze względu na to, że większość oficerów sztabowych stanowiły w niej kobiety. Pierwsze dni i tygodnie wojny były katastrofalne dla Floty Solarnej, a zaczęło się to od anihilacji Task Force Dwa. Jak wielkie były straty, mógł świadczyć fakt, że przeżyła tylko jedna osoba.
Z całej grupy bojowej uratowała się tylko sierżant Sorilla Aida. Podczas tego ataku zginęło dziewięćdziesiąt procent oficerów, w większości mężczyzn, jako że to głównie oni wybierali wojskową