Hayden War. Tom 4. Zew Walhalli. Evan Currie. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Evan Currie
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Зарубежная фантастика
Год издания: 0
isbn: 978-83-64030-95-6
Скачать книгу

      – Nie na długo. Implanty mogą być wymienione przy użyciu mało inwazyjnych metod. Powiedzmy: dwa tygodnie.

      – Doktorze, zostałam wyznaczona do misji, do której szkolenie zaczyna się jutro, a sama misja za kilka tygodni.

      – Zostanie pani przez kogoś zastąpiona.

      Sorilla pokręciła głową.

      – Zatrzymam moje implanty, doktorze.

      – Poruczniku, wydaje mi się, że nie rozumie pani...

      – Rozumiem – przerwała mu. – Choroba lokomocyjna, bóle głowy i tym podobne. Z wyjątkiem tego, że ja nie mam bólów głowy i jestem w stanie kontrolować chorobę lokomocyjną. Jeśli nie ma pan nic więcej, żadnych solidniejszych danych, zatrzymam swoje implanty.

      Lekarz zaczynał coś mówić, ale wtedy za jego plecami rozległ się głos:

      – Pani podjęła decyzję, doktorze.

      Sorilla podskoczyła, stając w postawie zasadniczej, od razu rozpoznając, kto mówi.

      – Spocznij – powiedział generał Graves. – A pan może wyjść, doktorze.

      – Zamierzam złożyć protest, panie generale. Ten zestaw implantów uznany został za niebezpieczny dla użytkowników prawie rok temu.

      – To najbardziej zaawansowany i bezpieczny system, jaki kiedykolwiek został wynaleziony, doktorze – powiedział sucho Graves. – Tak długo, jak pani porucznik będzie chciała go zatrzymać, należy do niej, chyba że implanty zaczną negatywnie wpływać na obiektywne wyniki testów.

      – Tak jest, panie generale – skrzywił się doktor, opuszczając pokój z wyraźnym ociąganiem.

      Kiedy wyszedł, Graves zwrócił się do Sorilli.

      – Proszę się nim nie przejmować. Miał nadzieję zatrzymać tu panią na kilka miesięcy. Próbują rozgryźć, czemu pani organizm nie odrzucił implantów, tak jak to miało miejsce u innych.

      – Wycięcie ich ze mnie wydaje się być dziwną metodą studiowania ich wpływu na mój mózg.

      Graves lekko się uśmiechnął.

      – Testy wykazały, że jest pani zdolna do misji, sier... przepraszam, poruczniku. Jedynym sposobem, aby wyciągnąć panią z Task Force Pięć i spod władzy Brookes, było użycie zwolnienia lekarskiego.

      – Świetnie. On po prostu potrzebował szczura laboratoryjnego.

      – Dokładnie.

      Sorilla skrzywiła się.

      – Niech się idzie pier... przepraszam, panie generale. Jestem zdolna do służby.

      – Oczywiście, poruczniku – zgodził się Graves, ignorując jej język z lekkim rozbawieniem. Był generałem Wojsk Specjalnych i słyszał dużo gorsze przekleństwa. Wiedział też, że teraz, jako oficer, Sorilla będzie zmuszona sama popracować nad językiem.

      Śmieszne było, jak wiele rzeczy, które stanowiły dla sierżanta normę, okazywało się nie do pomyślenia w przypadku podporucznika.

      – No cóż, skoro przeszła pani pozytywnie komisję, mam dla pani nowy zestaw ubrań.

      – Sir?

      – No, poruczniku, spodobają się pani. Obiecuję.

      Chiński okręt wojenny „Feng Lau”

      W drodze na Haydena

      Major Washington poprawił się w fotelu, zwalczając chęć uwolnienia się i podryfowania swobodnie. Chińskie okręty nie były przystosowane do ludzi jego rozmiarów.

      Wiedział oczywiście, że pogląd, jakoby wszyscy Chińczycy byli drobni, to mit. Spotkał wystarczająco wielu olbrzymów pochodzących z tego kraju, liczącego w końcu prawie dziesięć miliardów mieszkańców. Technologia wydłużania życia nie była tam przecież zakazana. Jednak jego jakość pozostawiała sporo do życzenia.

      Dla Chińczyków komfort nie stanowił priorytetu, a przynajmniej nie na tym poziomie, więc bycie większym niż ich przeciętny rekrut dawało majorowi niezłą lekcję pokory podczas podróży z punktu skoku Centauri do Hayden Jeden.

      Niestety, Solari nie dysponowała w tym momencie żadną jednostką. Wszystkie okręty przebywały albo na misji, albo je właśnie przebudowywano.

      To pozostawiało na placu boju tylko Chińczyków i Rosjan, a Rosjanie nie mieli nic, co chcieliby wysłać na Haydena.

      Zdaniem Tona, byli oni dokładnie w tej samej sytuacji, co Flota Solarna. Chodziły plotki, że Rosjanie starają się o pełne członkostwo w SOCOM, a nie tylko o partnerstwo jak dotychczas. Jeśliby do tego doszło, tonaż okrętów, którymi dysponowała Flota, wzrósłby co najmniej o jedną trzecią, co stanowiło dużą różnicę.

      Na razie jednak major tkwił w chińskiej puszce z bandą innych facetów, tak jak on pragnących się rozprostować.

      – Cholera, czy już blisko?

      – Jenks, jeśli jeszcze raz o to zapytasz... – warknął Ton.

      – To co zrobisz? Zawrócisz okręt? – spytał zaczepnie sierżant Michael Jenks.

      – Nie, zmniejszę jego masę o jakieś sto dwadzieścia kilogramów – odparł Ton. – To może zwiększyć jego prędkość. Ale dla ciebie nie będzie to już miało znaczenia.

      Jenks zamilkł, ale za jego plecami chichotał porucznik Crow.

      – Nie wiem, z czego rechoczesz, Crow – powiedział major. – Bo ja, na przykład, całkiem dobrze pamiętam pewną kostkę masła, która ciągle bełkotała coś, zamiast mówić jak człowiek.

      – Od czasu, kiedy przyjąłeś impuls przeznaczony dla mnie, a sierżant skopała mi za to dupę, dorosłem. Swoją drogą, fajnie móc znów z tobą pracować. Nie mieliśmy czasu pogadać, zanim zapakowali nas do tej puszki.

      – To prawda. Słyszałem, że twój zespół miał ostatnio niezłą jazdę?

      Crow potrząsnął głową.

      – Byliśmy na „Hoodzie”, kiedy został przecięty na pół. Większość z nas przeżyła, niestety, skiper się nie udało.

      Ton czytał meldunki. To była paskudna sytuacja, ale fakt, że tak wielu osobom udało się uratować, był najlepszym świadectwem kunsztu kapitan MacKay i jej załogi. Miał tylko nadzieję, że w czasie tej podróży nikt nie będzie zmuszony udowadniać swojej biegłości. To nie wyglądało zabawnie.

      USS „Terra”

      System Hayden

      – Task Force na pozycjach, sir.

      – Dziękuję, kapitanie – powiedział Fairbairn, nie podnosząc wzroku. – Mamy ETA dla floty przeciwnika?

      – Czterdzieści godzin, panie admirale.

      Fairbairn kiwnął głową.

      – Jak przypuszczam, nie mamy wiele więcej do roboty prócz czekania.

      – Ma pan rację, sir – odparł Pierce. – Odwołałem alarm na okrętach. Niech ludzie zjedzą coś i odpoczną przed akcją.

      – Bardzo dobrze, kapitanie, proszę go wprowadzić ponownie za trzydzieści pięć godzin.

      – Aye, si...

      Dźwięk alarmu przerwał kapitanowi, który natychmiast odwrócił się, by sprawdzić, o co chodzi.

      – Kapitanie?

      – Alarm grawitacyjny. Coś przechodzi przez punkt skoku.

      Fairbairn poderwał się, zapominając o