Zatraceni w rozkoszy. Jillian Burns. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Jillian Burns
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Остросюжетные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-276-3674-4
Скачать книгу
przy drzwiach chaty.

      Clay dał znak, że oddział zajął pozycję. Bull zastrzelił obu strażników. Doughboy i Chipper pobiegli za róg i chwycili postrzelonych mężczyzn, nim ci upadli na ziemię, by nie przestraszyć nikogo wewnątrz chaty. Clay zabrał broń i telefony strażników, po czym dał sygnał do wejścia.

      Wpadli do środka, wyważając drzwi. Chipper strzelił do mężczyzny siedzącego przy stole w chwili, gdy tamten w niego wycelował. Rozbiegli się i sprawdzili dwa pozostałe pomieszczenia. Oba były puste. Ani śladu zakładników. A gdzie reszta porywaczy? Przed świtem żołnierze przeszukiwali okolicę i nikogo nie znaleźli.

      – Kryjcie mnie – rozkazał Clay Doughboyowi i Chipperowi, a potem pochylony wybiegł na dwór w stronę czegoś, co przypominało studnię. Murek wysokości sześćdziesięciu centymetrów okalał dziurę w ziemi.

      W dzieciństwie podczas wakacji Clay zarabiał, kosząc trawę u sąsiadów, a także przy kościele. Kumpel jego ojczyma miał na podwórzu studnię o podobnym wyglądzie, tyle że tamten murek zbudowany był z kamieni. Studnia znajdowała się obok drzewa, wokół jego pnia była owinięta długa lina z wiadrem na końcu.

      Ta studnia nie miała liny. Ani wiadra.

      Zbliżywszy się do niej, Clay przechylił się przez obmurowanie i zajrzał do środka, wołając:

      – Tu marynarka wojenna USA. Jest tam kto?

      Cisza. Przeklął pod nosem i odwrócił głowę w stronę chaty. Potem z dołu dobiegł cichy głos:

      – Jesteśmy tu. – To był głos kobiecy.

      – Ilu was jest?

      Clay sięgnął po latarkę i zaświecił w dół. Ledwie dojrzał ręce, które zasłoniły twarz.

      – Dwoje – odparła kobieta.

      – Może mi pani podać nazwiska? – Musiał najpierw zweryfikować zakładników.

      – Gabriella Diaz i James Pender.

      Clay przekazał nazwiska porucznikowi, po czym znów zawołał w głąb studni:

      – Ktoś potrzebuje pomocy medycznej?

      – Nic nam nie jest. Ale nie ma tu van Hortona. Został ranny. Znaleźliście go?

      Zważywszy na okoliczności, głos kobiety brzmiał nadzwyczaj spokojnie. Van Horton. Ranny i zaginiony. Niedobrze.

      – Wydostaniemy was. Trzymajcie się.

      – Nie zostawiajcie nas! Musicie nas stąd wydostać! – zawołał tym razem mężczyzna.

      Clay przesunął promień światła latarki, aż dojrzał bladego mężczyznę.

      – Zrzucę wam linę. Przewiążcie się pod pachami, a ja was wyciągnę, po kolei. – Potem zwrócił się do swoich ludzi. – Jednego brak. Przeszukajcie teren.

      Doughboy, Chipper i reszta ruszyli w stronę leśnej gęstwiny. Clay oparł karabin o murek, zdjął plecak i wyjął z niego nylonową linę. Nie miał jej do czego przywiązać, więc obwiązał się nią w pasie, po czym rzucił linę w dół z nadzieją, że jest wystarczająco długa. Słyszał jękliwy męski głos w dole.

      – Ja pierwszy! Ja muszę pierwszy!

      – Tam jest częściowo zakopane ciało – usłyszał w uchu głos Chippera. – Biały mężczyzna. Myślę, że to on.

      Liną szarpnęło. Clay mocno oparł się nogami o obmurowanie z cegły, odchylił się i ciągnął linę, aż na wysokości obmurowania pojawił się wysoki zabłocony mężczyzna. Na twarzy miał ślady łez. Kiedy stanął na ziemi, szlochając objął Claya.

      W końcu Clay był zmuszony go odsunąć i zdjąć z niego linę. Jakim trzeba być tchórzem, by nie puścić kobiety pierwszej? Zniesmaczony rzucił znów linę do studni.

      – Teraz pani.

      Po chwili poczuł, że lina się naciągnęła, bez trudu ją pociągnął. Ze studni wyłoniła się twarz w kształcie serca. Długie loki kobiety były brudne i splątane, duże brązowe oczy patrzyły na niego z niedowierzaniem. Wargi jej drżały, choć usiłowała je zacisnąć. Kiedy stanęła na ziemi, nogi się pod nią ugięły. Clay chwycił ją w pasie.

      – Przepraszam…

      – Nie ma za co, zaraz odstawimy was do domu.

      – Co z panem Hort…

      Z prawej strony Claya rozległ się huk wystrzału. Clay padł na ziemię, pociągając za sobą kobietę. Mężczyzna zaszlochał jeszcze głośniej i skulił się obok Claya.

      – Nie ruszajcie się. – Przeleciały kolejne pociski. Clay chwycił karabin.

      W uchu słyszał wyszczekującego rozkazy porucznika.

      – Zabezpieczyć cel i wycofać się.

      Cholera. Porywacze nie zamierzali im tego ułatwić.

      – Chipper dostał! – krzyknął Doughboy w uchu Claya.

      Shorty wycofał się na polanę, strzelając za siebie. Jego lewa ręka krwawiła. Clay go osłaniał, strzelając w kierunku, skąd leciały pociski. Kiedy Shorty ukrył się za obmurowaniem studni, zakładnik chwycił go z całej siły.

      – Musicie mnie stąd wydostać.

      Kobieta podczołgała się do kolegi i otoczyła go ramieniem, szepcząc mu do ucha uspokajające słowa. Clay nie wiedział, czy na jej miejscu zachowałby taki spokój.

      Porucznik wydał kolejne rozkazy, gdy nagle rozpętało się piekło.

      – Nasza pozycja jest zagrożona. Wycofujemy się.

      Clay dał znak Shorty’emu, by zabrał zakładników. On sam zamierzał wrócić po Doughboya i Chippera.

      Niestety kobieta się potknęła – albo mężczyzna ją popchnął, a ogień był zbyt duży, by Shorty po nią wrócił. Przeklinając, Clay cofnął się i znów zasłonił ją własnym ciałem, jednocześnie strzelając w stronę gęstwiny.

      – Mam Chippera! – zawołał Doughboy w słuchawce.

      Jedno zmartwienie mniej. Clay chwycił kobietę w pasie i zaczął biec, ale samochód porywaczy wyjechał wprost na nich. Gwałtownie skręcając w lewo, Clay rzucił się w gęste poszycie, tym razem wybierając drogę odwrotu, którą wypatrzył poprzedniego wieczoru. Wyciągnął z pasa granat ogłuszający i rzucił go za siebie. Miał nadzieję, że to spowolni pościg.

      Nie zważając na splątane krzewy, brnął naprzód, by znaleźć się jak najdalej od napastników.

      W oddali wciąż rozlegały się strzały, za to szum silnika samochodu osłabł. Kobieta szła teraz samodzielnie, więc zamiast ją obejmować, wziął ją za rękę, zwalniając.

      – Proszę iść tuż za mną.

      Miał nadzieję, że wytrzyma takie tempo. Przedzierał się dalej, karabinem odgarniając z drogi gałęzie. Kiedy uznał, że strzały ustały i nikt za nimi nie idzie, ledwie łapał oddech, a jego mundur polowy był przesiąknięty potem.

      Zatrzymał się i przykucnął, kobieta zrobiła to samo. Otarł twarz rękawem, próbował ocenić sytuację. Są odcięci od reszty oddziału. Nie zdążą dotrzeć do helikoptera, który czekał w umówionym miejscu. Zanim straci zasięg, podał porucznikowi przez radio ich pozycję i powiedział, by wysłał helikopter w inne miejsce.

      Kobieta patrzyła na niego z wyczekiwaniem, nie zadając pytań. Jej wiara w jego możliwości wydostania jej z opresji zdawała się niezachwiana. Liczył na to, że jej nie zawiedzie. Bo muszą spędzić tę noc w dżungli.

      ROZDZIAŁ