Kim Lawrence
Przystanek w Madrycie
Tłumaczenie:
Barbara Górecka
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Emilio krzywiąc się, przełknął wystygłą kawę. Poprawił węzeł jedwabnego krawata i skierował się do drzwi. Przy odrobinie szczęścia zdąży dojechać na lotnisko, by spotkać się z Rosanną, a potem wróci i najpóźniej o dziesiątej zasiądzie przy biurku.
Bycie szefem miało swoje zalety. Przede wszystkim można było nie uwzględniać życzeń innych ludzi. Dawniej Emilio kierował się wyłącznie poczuciem obowiązku i starał się każdego zadowolić, zwłaszcza ojca. W efekcie wstąpił w nieudany związek małżeński, kiedy był jeszcze młody, głupi i zbyt arogancki, by uwierzyć, że może ponieść porażkę. W teorii jego ojciec miał rację. On i Rosanna stanowili idealną parę, mieli wiele wspólnych zainteresowań, pochodzili ze starych, arystokratycznych rodów.
Zapinając pasy w aucie, Emilio mimo woli skrzywił się. Luis Rios nie posiadał się z gniewu na wieść, że małżeństwo, do którego niestrudzenie namawiał, okazało się fiaskiem. Użył wszelkich środków, by oddalić klęskę, lecz nie zdołał przekonać dumnego syna. Furia zamieniła się w pogardliwą drwinę, gdy Emilio wspomniał o uczuciu, którego brak przyczynił się, być może, do krótkotrwałości związku.
Ojciec nie wyczuł ironii w głosie syna.
– Miłość? – wycedził. – Od kiedy to zrobiłeś się romantyczny?
Emilio nie wierzył w miłość do czasu, aż przekonał się boleśnie, że nie jest to bynajmniej wymysł rozigranej wyobraźni. Można bowiem patrzeć na kobietę i każdą komórką ciała czuć, że jest ona ci przeznaczona.
Ta chwila wyryła się już na zawsze w jego pamięci. Pamiętał każdy szczegół pojawienia się pachnącej letnim wieczorem czarodziejki, która wkroczyła spóźniona na nudną kolację. Jego serce stanęło, co było idiotyczne, bo przecież widział ją już przedtem wiele razy, ale ten moment był absolutnie wyjątkowy.
Zaciskając szczęki, napomniał się teraz, że wcale jej nie utracił, bo nigdy nie należała do niego. Ujrzał ją w nieodpowiednim momencie.
Wrzucił bieg. Ojciec poradził mu, że jeśli pragnie miłości, powinien wziąć sobie kochankę, a nawet kilka. Był zdziwiony, że tak proste rozwiązanie nie przyszło synowi do głowy.
Emilio nadal pamiętał piekące obrzydzenie, jakie wówczas poczuł do mężczyzny, który go spłodził. Nie zamierzał sprawiać nikomu takich cierpień i upokorzenia, jakie były udziałem jego nieszczęsnej matki. Godził się na małżeństwo z rozsądku, ale pragnął dochować żonie wierności.
Po tej rozmowie w stosunkach ojca z synem zaszła zmiana. Luis Rios nie spełnił wprawdzie groźby wydziedziczenia Emilia, choć syn wcale by się tym nie przejął, ale wkrótce wycofał się z aktywnego kierowania rodzinnym imperium. Zajął się ukochaną hodowlą koni i pozwolił Emiliowi poczynić niezbędne kroki w celu uchronienia majątku przed skutkami kryzysu finansowego. Niebawem zaczęto mówić o niezwykłym szczęściu rodu Rios do interesów.
Owo szczęście zadziałało i teraz, kiedy Emilio zajął ostatnie wolne miejsce na lotniskowym parkingu.
Wszedł do budynku terminalu, gdzie trwał strajk kontrolerów ruchu lotniczego. Patrząc na zdezorientowanych pasażerów, pogratulował sobie w duchu, że nigdzie się nie wybiera. Po chwili wrócił myślami do powodu, dla którego się tu znalazł. Nie podzielał wiary Philipa, że jedno słowo Emilia wystarczy, by przyjacielowi ułożyły się wszystkie sprawy sercowe. Emilio nie widział Philipa Armstronga od ponad roku, więc jego wczorajsza wizyta była kompletnym zaskoczeniem. W trakcie pogawędki jego zdumienie wzrosło.
Ustawił się w miejscu, z którego mógł swobodnie obserwować wychodzących pasażerów, i czekając na byłą żonę, wspominał przebieg rozmowy.
– Nigdy nie byłem bardziej szczęśliwy – wypalił Philip bez zbędnych wstępów. – Zakochałem się bez pamięci.
Ponura mina Anglika zaprzeczała jego wyznaniu. Emilio czekał na dalszy ciąg wynurzeń.
– Zastanawiałem się czasem, dlaczego się w ogóle ożeniłeś? Nie byłeś przecież…
– Zakochany? – dopowiedział Emilio. – Zgadza się. Ale nie przyszedłeś do mnie, żeby omawiać moje nieudane małżeństwo.
– Do pewnego stopnia… – Philip urwał lekko speszony. Emilio z trudem hamował zniecierpliwienie. – Zamierzam się ożenić – wypalił wreszcie.
– To chyba dobra wiadomość. Z kim?
– Z twoją żoną. – Na widok oszołomionej miny Emilia dodał: – Wiedziałem, że będziesz zaskoczony.
– Nie jesteśmy małżeństwem już od jakiegoś czasu, więc niepotrzebna ci moja zgoda ani błogosławieństwo.
– Rzecz w tym, że ona czuje się winna, że pragnie być szczęśliwa.
– Może ci się tylko wydaje? – Emilio wiedział, że powinien być chociaż trochę zazdrosny, ale był całkowicie obojętny.
Lubił wprawdzie Rosannę, ale nic poza tym. Oboje uznali, że wzajemny szacunek i wspólne zainteresowania stanowią silniejszą podstawę dobrego małżeństwa niż ulotne romantyczne uczucia.
Boże, jakiż był głupi!
Ich związek był skazany na porażkę, jednak zostało mu oszczędzone tłumaczenie Rosannie, że ma „kogoś innego”. Wyczuła to bezbłędnie kobiecą intuicją. Dręczyło go irracjonalne poczucie winy, zupełnie niepotrzebnie, bo żona już wcześniej nie była mu wierna. Czuł też gorzki smak porażki.
Od kołyski wpajano mu zasadę, że żaden Rios nie rozczula się nad sobą, a choć rozwód był dla niego trudny, zniósł go lepiej, niż się spodziewał. Zawczasu uprzedzili obie rodziny, żeby przygotować je na rozwój wydarzeń. Emilio przewidział gniewną reakcję ojca, wiedząc, że w jego oczach zasłużył na ostateczne potępienie. Wrogość i oburzenie krewnych Rosanny były dla niego zaskoczeniem.
Podczas kłótni z nią dowiedział się, że jego ojciec zgodził się zapłacić arystokratycznym, choć zubożałym Carrerasom dużą sumę pieniędzy po przyjściu na świat pierwszego potomka Emilia. Zapewne dlatego Rosanna nie chciała się początkowo zgodzić na rozwód. Bardziej obawiała się wydziedziczenia niż życia w kłamstwie. Pragnąc dopomóc jej w podjęciu decyzji, na jakiej mu zależało, przystał na warunki, by nie prostować plotek o swojej niewierności będącej przyczyną rozstania i zapłacić jej rodzinie z własnych funduszy.
Brukowce daremnie czekały na ujawnienie nazwiska osoby, dla której Emilio Rios porzucił żonę, ponieważ takowej nie było. Każda kobieta, z którą by go zobaczono tuż po orzeczeniu rozwodu, mogła zyskać miano jego tajemniczej kochanki, która rozbiła małżeństwo. Emilio wiedział, że cierpliwość jest wymogiem koniecznym, by ochronić reputację tej, do której zapałał miłością.
Odczekał zatem rok od rozwodu, pewien, że do tej pory plotki przycichną. Jedynym problemem była jego nieumiejętność zalecania się do kobiet. Potrafił skutecznie uwodzić, ale subtelność nie była jego mocną stroną. Uśmiechnął się cierpko na myśl, że poniósł wówczas porażkę. Jego serce zostało złamane, a duma bezlitośnie podeptana. Na szczęście zdołał okiełznać owe oznaki słabości – był w końcu prawdziwym mężczyzną – i dalej wiódł beztroskie życie milionera.
Emilio przyjął ze śmiechem uwagę Philipa, że gdyby znów się zakochał, jego była żona wyzbyłaby się w końcu poczucia winy. Przyjaciel był tego jednak całkiem pewien.
– Przez ostatnie dwa lata raczej nie żyłem jak mnich… – stwierdził Emilio.
– Wiem. Większość mężczyzn szczerze ci zazdrości. Ale Rosanna uważa, że w głębi serca nie jesteś aż tak pusty, by zadowalać się przelotnymi miłostkami, i szukasz prawdziwej miłości…
– Zatem prosisz, żebym się zakochał, bo to ułatwi ci sprawę – rzekł już poważnie