Odkryła w trakcie rozmowy, że Bram wyśmienicie orientuje się w sprawach, z którymi będzie musiał się zmierzyć przy opracowywaniu programu. Poza tym bardzo emocjonalnie podchodził do losu ludzi upośledzonych i szczerze chciał im pomóc.
W końcu i on zorientował się, że przegadali ze sobą bite trzy godziny.
– Wybacz, ale nie zamierzałem trzymać cię tak długo. Zapewne musisz być straszliwie głodna. Jest tu w pobliżu niezła włoska restauracja, do której czasem zachodzę. Może tym razem zaszlibyśmy tam wspólnie?
Taylor mimo wszystko nie omieszkała się skrzywić. Strach przed Bramem wprawdzie już minął, lecz pozostało jeszcze niezdecydowanie co do pewnych kwestii.
Z drugiej jednak strony po tych trzech godzinach, wypełnionych wyłącznie sprawami zawodowymi, była już niemal pewna, że Bram nie interesuje się nią jako kobietą, widząc w niej przede wszystkim osobę kompetentną i dobrze poinformowaną, co oczywiście bardzo jej odpowiadało. Zachowywał się bardzo poprawnie i w ogóle bez zarzutu, jeśli idzie o formę. Gdyby teraz zaczęła się wykręcać, wzbudziłaby tylko jego podejrzenia i na dokładkę wyszła na idiotkę.
Byłoby więc rzeczą ze wszech miar rozsądną przyjąć propozycję. Zdrowy rozsądek podpowiadał jej, że ze strony Brama nic jej nie grozi. Co innego trochę podpowiadała jej kobieca intuicja, ale trudno opierać się w swoich decyzjach wyłącznie na czymś tak problematycznym i wątpliwym.
– Obawiam się, że będziemy musieli pójść tam na piechotę – powiedział z lekkim uśmieszkiem, gdy łaskawie zgodziła się zjeść z nim kolację. – Po prostu Richard skończył już pracę.
Zarumieniła się, lecz wytrzymała jego spojrzenie.
Wstali i już kierowali się ku drzwiom, kiedy wpadła przez nie jak bomba młoda dziewczyna. Była uderzająco piękna i – co od razu było widać – bardzo źle wychowana. Nie licząc się bowiem wcale z obecnością Taylor, rzuciła się Bramowi na szyję i zaczęła bezwstydnie ocierać się o jego ciało.
– Jak to dobrze, kochanie, że jeszcze nie wyszedłeś. Mógłbyś wziąć mnie ze sobą? Nie widziałam cię całe wieki, byłoby rozkosznie zaszyć się w jakimś ciemnym kąciku, prawda? Nie mówiąc już o dalszych rozkoszach...
Taylor zdrętwiała, jednak zaciekawiła ją reakcja Brama. Mimo że dziewczę uosabiało sobą wszystko, co mogło stanowić treść marzeń każdego mężczyzny, Bram zdecydowanym ruchem odsunął ją od siebie i zrobił surową, niemal ojcowską minę.
– Plum, przykro mi, ale dzisiaj nie mogę cię zaprosić. Jestem już umówiony.
– Co? – Plum spojrzała na Taylor, jakby dopiero teraz ją dostrzegła; przy czym mina i spojrzenie dziewczyny były tak wzgardliwe, że Taylor poczuła się tak, jakby została sprowadzona do rzędu istot jakiegoś gorszego, niewartego uwagi gatunku. – Ale...
– Żadnych „ale” – przerwał jej Bram.
– Muszę z tobą porozmawiać.
– Nie teraz, Plum. Widzisz, że jestem zajęty.
– Ale zadzwonisz do mnie? Umówisz się ze mną?
– Jeżeli tylko znajdę chwilę wolnego czasu.
– Cóż, skoro teraz jesteś zajęty...
Jeszcze jedno wrogie i wzgardliwe spojrzenie rzucone na Taylor i dziewczyna pozwoliła wyprowadzić się na korytarz.
– A może damy sobie spokój z tą kolacją – powiedziała Taylor, kiedy Bram wrócił. – Nie chciałabym skłócić cię z twoją... twoją przyjaciółką.
Zająknęła się na ostatnim słowie, co już zupełnie odjęło jej humor. Wciąż była pod wrażeniem zmysłowej pożądliwości, z jaką dziewczyna rzuciła się na Brama. Prawdę mówiąc, tego rodzaju sceny widziała dotąd tylko w filmach. A poza tym nie jest rzeczą przyjemną, gdy nagle ktoś bez żadnego powodu uznaje cię za śmiertelnego wroga. Dziewczyna zaś, Taylor była tego pewna, tak właśnie ją potraktowała – jako rywalkę.
– Plum nie jest moją przyjaciółką, nie jest też moją kochanką, bo zapewne to chciałaś z początku powiedzieć – odparł Bram. – To moja chrześniaczka.
– Chrześniaczka? – powtórzyła z nieskrywanym zdumieniem.
– Przechodzi teraz trudny okres. Potrzebuje kogoś, na kim mogłaby się wesprzeć, komu mogłaby zaufać i kto mógłby pokochać ją jako osobę, niezależnie od jej walorów fizycznych. Wielka szkoda, że ona i Jay żyją ze sobą jak pies z kotem.
– Jay?
Szli teraz korytarzem i Taylor pożałowała swojego pytania. Zawsze bowiem wystrzegała się wtrącania w prywatne sprawy innych ludzi. Pociągało to za sobą zbyt duże ryzyko wplątania się w jakąś nieprzyjemną historię. Szanując własną prywatność i trzymając ją za pancernymi drzwiami, Taylor z takim samym szacunkiem podchodziła do cudzej. Jej krótkie pytanie stanowiło więc oczywiste odstępstwo od tej zasady.
– Jay jest moim synem. On i Plum znają się, by tak rzec, od zawsze. Jay ma dwadzieścia siedem lat, ona zaś osiemnaście.
Dwadzieścia siedem, powtórzyła w myślach Taylor. Pomimo że sir Anthony zdążył już wtajemniczyć ją w wiele spraw dotyczących Brama, była pod wrażeniem. Bram wyglądał o wiele, o wiele za młodo, jak na ojca dwudziestosiedmiolatka. I nie dlatego bynajmniej, że konserwował i sztucznie podtrzymywał swoją młodość, co niektórzy mężczyźni czynią nawet z pewnym talentem. Przeciwnie, do pracy ubierał się typowo i raczej tradycyjnie, a dwurzędowy garnitur i biała koszula nikomu jeszcze nie ujęły lat. Młodość Brama wynikała przede wszystkim z obiektywnych liczb i faktów. Zasadzała się na kontraście między dorosłością syna a obecnymi wciąż u Brama śladami chłopięcości. O jego prawdziwym wieku zaświadczały jedynie dwa lub trzy pasemka siwizny w ciemnych kasztanowych włosach oraz ślad zmarszczek wokół oczu. Taylor dostrzegła to dopiero teraz, w świetle lampy przyczepionej do sufitu windy.
Przełknęła ślinę. Stali w windzie zbyt blisko siebie. Zaczęła liczyć piętra, modląc się w duchu, by ktoś dołączył do nich i rozdzielił ich swoim ciałem. Od lat już bowiem nie doświadczyła tak intensywnego zmysłowego pobudzenia.
„Jesteś stworzona do miłości i seksu”.
Słowa te dobiegły ją z ciemnej studni zapomnienia, gdzie je wrzuciła razem z wizerunkiem mężczyzny, który je wypowiedział.
Winda wyhamowała wreszcie i stanęła na parterze. Przecięli foyer i dużymi przeszklonymi drzwiami wyszli na ulicę. Na chodniku po przeciwnej stronie awanturowała się jakaś młoda para. On trzymał otwarte drzwi samochodu, ona zaś dawała mu niedwuznacznie do zrozumienia, że ani myśli wsiadać. W końcu mężczyzna stracił cierpliwość i chwycił wpół swoją kochankę, żonę czy dziewczynę. Znalazłszy się w powietrzu, kobieta zaczęła wyrywać się i wierzgać nogami.
Bram wybuchnął wesołym śmiechem, zdumiał się jednak i natychmiast spoważniał, kiedy zobaczył pobladłą twarz Taylor i jej błyszczące gniewem oczy.
– Oczywiście, twoim zdaniem jest to zabawne. Jesteś mężczyzną. I ponieważ jesteś mężczyzną, uważasz, że takie bezceremonialne obchodzenie się z kobietą nie przynosi tamtemu mężczyźnie ujmy. A przecież on zmusza ją do zrobienia czegoś, czego ona nie chce zrobić. Co w tym śmiesznego?
Taylor zamilkła, lecz jej ciało, drżąc niczym liść osiki, wciąż jeszcze było pełne ekspresji.
Bram chciał się bronić, lecz wybroniła go nieoczekiwanie tamta młoda