2) Narracyjny charakter pamiętników. Dostępne nam dosyć obszerne dzienniki z interesującego nas okresu zawierają olbrzymią masę informacji na temat tego, co Schmitt robił, gdzie był, o której godzinie poszedł i wrócił z biblioteki, z kim się spotkał oraz gdzie i z kim wypił kawę (picie kawy to prawdziwy leitmotiv jego prywatnych zapisków), ale są bardzo ubogie w osobiste wyznania, myśli i odczucia. To raczej kronikarski zapis wydarzeń z poszczególnych dni niż miejsce spisywania osobistych refleksji.
W sytuacji deficytu wskazówek katoliccy admiratorzy Schmitta chętnie przytaczają w tym kontekście jego zdanie z listu do Helmuta Rumpfa, w którym niemiecki konserwatysta pisze: „Jestem katolikiem tak jak drzewo jest zielone” (Ich bin so katholisch wie der Baum grün ist)421. Fraza ta jednak została napisana krótko po zakończeniu II wojny światowej, konkretnie w roku 1948. Nie stanowi więc i stanowić nie może jakiegokolwiek dowodu na żarliwość religijną młodego prawnika z interesującego nas tutaj okresu, gdy powstały omawiane w tej części książki teksty. Pomiędzy tym periodem a tą wypowiedzią jest ćwierć wieku. W dodatku to często przytaczane zdanie zostało napisane w czasie teraźniejszym, a więc dotyczyło drugiej połowy lat czterdziestych. Co gorsza, słów tych można używać jako dowodu ortodoksyjnej religijności tylko i wyłącznie po ich wyrwaniu z kontekstu, w którym umieścił je sam Schmitt. Pisząc „jestem katolikiem tak jak drzewo jest zielone” w liście do Rumpfa – i cytując urywki tego listu – w swoim pamiętniku niemiecki konserwatysta dodaje ważkie wyjaśnienie kontekstu, w jakim napisał te słowa:
Dla mnie wiara katolicka jest religią moich ojców. Jestem katolikiem nie tylko poprzez wiarę, lecz także z uwarunkowań historycznych. Jeśli można tak rzec, z mojej rasy. (…) dlatego łatwo przeciwko mnie, tak jak i przeciwko wielu innym, wzniecić afekt antyrzymski422.
Podobne słowa Carla Schmitta, ponoć przezeń często powtarzane, przytacza także jego bliski znajomy z kręgów rewolucji konserwatywnej, a mianowicie tzw. narodowy bolszewik Ernst Niekisch: „Jestem Rzymianinem z pochodzenia, tradycji i prawa” (Ich bin Römer nach Herkunft, Tradition und Recht)423.
Te dwa cytaty wymagają chwili zastanowienia. Po pierwsze, przyznajmy, że jak na tak wielką spuściznę pisaną, pozostawioną przez Schmitta, to materiał dowodowy osobistej religijności jest mniej niż skromny, w dodatku pierwszy cytat został napisany po ćwierćwieczu i niczego nie dowodzi odnośnie interesującego nas okresu. Dlatego wykluczamy go jako dowód, choćby pośredni. Po drugie, cytowane słowa tylko z pozoru są potwierdzeniem jego osobistej wiary. Helmut Quaritsch w jednym ze swoich starszych tekstów pisze, że Schmitt „był katolikiem w rozumieniu XIX wieku (czyli nieliberalnym)”424. Jednak ten sam autor kilka lat później pisze, że cytowana powyżej wypowiedź z 1948 roku o zielonym drzewie wskazuje raczej na rekonwersję Schmitta, czyli na powrót do wiary po długich latach bez Boga425. Drzewo nie tyle jest więc zielone, co ponownie się zazieleniło i dodaje, że „jego katolicyzm nie jest tylko religią i wyznaniem, jest to także katolicyzm kulturowy, zbuntowany przeciwko rewolucji kulturalnej, która zaczęła się w XVIII wieku”426. Zatem właśnie: czy Schmittiański katolicyzm jest żywą wiarą, czy tylko wystudiowanym katolicyzmem kulturowym prawicowego intelektualisty? Quaritsch wydaje się opowiadać za tą drugą interpretacją.
Podobnie pisze zafascynowany osobą Schmitta Helmut Rumpf, który jednakże zwraca uwagę, że cytowane słowa o zielonym drzewie wcale nie oznaczają, że ich autor jest głęboko wierzący. Oznaczają tylko tyle, że wychował się w katolickiej atmosferze domu rodzinnego i czuje się związany z tradycją i kulturą katolicką427. Ktoś, kto wychował się w religijnym otoczeniu i patrzy na świat w kategoriach katolickiej kultury, wcale osobiście nie musi być głęboko wierzący i praktykujący. To by tłumaczyło, na co zwracaliśmy uwagę, dlaczego w Kościele katolickim zachwyca młodego myśliciela aspekt instytucjonalny i dzieło kanonistów, a nie liturgia, dorobek Ojców Kościoła i wielkich mistyków, nie wspominając o spotkaniu żywego Chrystusa.
Całkowicie zgadzamy się z interpretacją Rumpfa. Prawdę mówiąc, nam ten cytat przypomina podobną myśl wyrażoną przez Charlesa Maurrasa, który następująco pisał o religii katolickiej w artykule prasowym o charakterystycznym tytule Nasza religia narodowa (Notre religion nationale, 1895):
Określenie katolik nie niesie z sobą żadnego wymiaru dogmatycznego, ani nie dotyczy świadomości. To raczej znak naszego życia narodowego. Oznacza po prostu wspólnotę obyczaju i myśli, ufundowaną na tych samych rytach, zorganizowaną przez instytucje duchowne. To nie tyle filozofia jednostki, co historii, historii społecznej. Olbrzymia większość naszych rodaków urodziła się katolikami – prawie wszyscy po urodzeniu zostali zaniesieni do pobliskiego kościoła, zostali ochrzczeni po łacinie, otrzymali nauki Katechizmu i Doktryny (jak mawiają chłopi) i, gdy Doktryna została wyuczona, otrzymali sakramenty. A że potem zmienili myśli i uczucia, to i tak ich całe życie jest nią naznaczone. Ich sposób patrzenia na świat został zdeterminowany w szczegółach428.
Każdy, kto interesuje się historią europejskiej prawicy, wie, że Charles Maurras rzeczywiście otrzymał Doktrynę i całe życie był katolicyzmem intelektualnie i duchowo naznaczony. Mimo to, był osobiście niewierzący przez całe swoje dorosłe życie, nawracając się na wiarę na łożu śmierci429. Sam siebie określał przy tym mianem „katolika–ateisty” (catholique–athée)430, czyli człowieka osobiście niewierzącego, który broni katolicyzmu i Kościoła katolickiego jako czynników definiujących francuską i europejską kulturę.
Bardzo podobny element intelektualnego podziwu dla katolickiego uporządkowania rzeczywistości znajdujemy u młodego Schmitta. W szkicu Widzialność Kościoła pisze, że zadaniem instytucji eklezjalnej jest „publiczne objaśnianie tego, co jest autentyczne, a co jest nieautentyczne, czyli tego, co jest prawdą, a co jest fałszem”431. Jego zdaniem, jednostka nie jest zdolna w skomplikowanych kwestiach teologicznych, aksjologicznych i poznawczych powziąć nieomylnej, czyli ostatecznej i obiektywnej decyzji. Kościół cieszy się przywilejem obiektywności, czyli stanowi coś, co w niemieckiej teologii epoki Soboru Watykańskiego I określano mianem „reguły wiary” (łac. fidei regulam, niem. Glaubensregel)432.
Widzialność Kościoła to zapewne pierwszy Schmittiański tekst, w którym w kontekście egzystencjalnym pojawia się charakterystyczny dlań później problem podejmowania decyzji (unterscheiden)433, z którego za kilkanaście lat wyłoni się cała doktryna decyzjonizmu prawno–konstytucyjnego. Prawzorem suwerennej decyzji politycznej jest tutaj pontyfikalna decyzja doktrynalna,