Trzy dobiegające trzydziestki przyjaciółki zawierają nieformalny pakt – w ciągu najbliższego roku każda z nich ma dokonać jednej znaczącej zmiany w swoim życiu. Związana od pięciu lat z jednym facetem i marząca o małżeństwie i dziecku Emmy właśnie zakończyła związek – nie z własnego wyboru. Duncan porzuca ją dla dwudziestotrzyletniej dziewczyny. Choć dotąd była zdeklarowaną monogamistką, teraz zrozumiała, że bardziej odpowiadają jej przelotne romanse. Leigh pozornie ma wszystko, ale nie jest przekonana, że spotkała Tego Jedynego, z którym chciałaby spędzić resztę życia. Czy jej stan ma coś wspólnego z słynnym pisarzem Jessem Chapmanem, którego nową powieść ma właśnie zacząć redagować? Porażająco urodziwa Adriana może mieć każdego faceta. Bez skrupułów używa swoich kobiecych wdzięków, zmienia mężczyzn jak rękawiczki. Gdy kolejna fascynacja przeradza się w coś poważniejszego, szykuje się do ucieczki…
Pisarka i dziennikarka amerykańska. Ukończyła Cornell University. Przez rok włóczyła się z plecakiem po świecie, odwiedzając m.in. Europę, Izrael, Egipt, Tajlandię, Indie i Nepal. Po powrocie do USA podjęła pracę w popularnym magazynie mody „Vogue”, a następnie w czasopiśmie podróżniczym „Departures”; uczestniczyła też w warsztatach literackich. Swoją szefową z „Vogue”, Annę Wintour, sportretowała jako „diabła” w opublikowanej w 2003 powieści Diabeł ubiera się u Prady, która okazała się światowym bestsellerem. Powodzenie debiutanckiej książki przełożyło się na sukces jej adaptacji filmowej z Meryl Streep i Anne Hathaway w rolach głównych. Oprócz Diabła, Weisberger ma w swoim dorobku cztery powieści: Portier nosi garnitur od Gabbany, W pogoni za Harrym Winstonem, Ostatnia noc w Chateau Marmont i Zemsta ubiera się u Prady.
Tej autorki
PO
RTIER NOSI GARNITUR OD GABBANY
W POGONI ZA HARRYM WINSTONEM
OSTATNIA NOC W CHATEAU MARMONT
Diabeł
DIABEŁ UBIERA SIĘ U PRADY
ZEMSTA UBIERA SIĘ U PRADY
oraz
AMERYKAŃSKIE DZIEWCZYNY POSZUKUJĄ SZCZĘŚCIA
(współautorka)
Tytuł oryginału:
CHASING HARRY WINSTON
Copyright © Lauren Weisberger 2008
All rights reserved
Polish edition copyright © Wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz 2009
Polish translation copyright © Hanna Szajowska 2009
Redakcja: Beata Słama
Ilustracja na okładce: CGinspiration/Shutterstock
Projekt graficzny okładki: Andrzej Kuryłowicz
ISBN 978-83-7885-196-7
Wydawca
WYDAWNICTWO ALBATROS A. KURYŁOWICZ
Hlonda 2a/25, 02-972 Warszawa
Niniejszy produkt jest objęty ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że publiczne udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.
Skład wersji elektronicznej:
Dla Mike’a, z miłością
„Majtki” to ohydne słowo
Kiedy o dziewiątej w poniedziałkowy wieczór niespodziewanie odezwał się dzwonek u drzwi, Leigh nie pomyślała: Rany, ciekawe, kto to może być. Pomyślała: Cholera. Idź sobie. Czy naprawdę istnieją ludzie lubiący niezapowiedzianych gości, którzy wpadali „powiedzieć cześć” albo „sprawdzić, co słychać”? Pewnie jacyś pustelnicy. Albo przyjaźni ludkowie ze Środkowego Zachodu sportretowani w Big Love, których w rzeczywistości nigdy nie spotkała – tak, im to pewnie nie robiło różnicy. Zgroza! Prawdziwy afront. Poniedziałkowe wieczory były święte i niedostępne dla reszty świata, Czas Bez Kontaktów Międzyludzkich, kiedy Leigh mogła wylegiwać się w dresie i jeden po drugim oglądać nagrane na TiVo kolejne cudowne odcinki Projektu Wybieg. Był to jedyny moment w tygodniu spędzany przez nią w samotności i po przeprowadzeniu intensywnego szkolenia przyjaciele, rodzina oraz jej chłopak, Russell, w końcu się do tego dostosowali.
Dziewczyny przestały pytać o plany na poniedziałkowy wieczór pod koniec lat dziewięćdziesiątych, Russell, który na początku związku wyraźnie się boczył, teraz powstrzymywał się od głośnych żalów (a w sezonie rozgrywek futbolowych wręcz cieszył się z wolnych poniedziałków), matka zmuszała się, żeby przetrwać ten jeden wieczór w tygodniu bez podnoszenia słuchawki, by porozmawiać z córką, po latach przyjąwszy do wiadomości, że Leigh nie odezwie się aż do wtorkowego ranka bez względu na to, ile razy wciśnie się „redial”. Nawet wydawca, dla którego pracowała, nie śmiał zlecać jej na poniedziałkowe wieczory żadnej lektury… ani, broń Boże, przeszkadzać telefonami. I właśnie dlatego dźwięk dzwonka był tak trudny do pojęcia – niezrozumiały i wywołujący panikę.
Zakładając, że to dozorca w sprawie wymiany filtra w klimatyzacji, dostawca z Hot Enchiladas z nowym menu albo ktoś, kto pomylił jej drzwi z drzwiami sąsiadów, wcisnęła na pilocie „wycisz” i nawet nie drgnęła. Przechyliła głowę na bok jak labrador, starając się uzyskać potwierdzenie, że intruz sobie poszedł, ale usłyszała tylko stłumione nieprzerwane dudnienie dobiegające z góry. Cierpiała na coś, co jej psychiatra nazywał „uwrażliwieniem na hałas”, a całą resztę „pieprzoną neurozą”.
Leigh oczywiście dokładnie obejrzała sobie sąsiadów z góry, a dopiero potem wtopiła oszczędności całego życia: mieszkanie mogło sobie być najlepszym, jakie widziała podczas półtorarocznych poszukiwań, ale nie chciała ryzykować.
Zapytała Adrianę o plotki na temat kobiety z mieszkania piętro wyżej, lokalu 17D, ale przyjaciółka tylko ściągnęła pełne usta i wzruszyła ramionami. Mimo że Adriana mieszkała w zajmującym całe piętro budynku apartamencie od dnia, gdy jej rodzice przeprowadzili się do Nowego Jorku z Sao Paulo, od razu przyjęła nowojorską zasadę „obiecuję, że nie obdarzę cię uwagą, jeżeli wyświadczysz mi tę samą grzeczność” i nie mogła podać Leigh żadnych informacji o sąsiadce. I tak pewnej wietrznej grudniowej soboty, tuż przed Gwiazdką, Leigh w stylu godnym Bonda wsunęła odźwiernemu w garść dwadzieścia dolarów i zaczekała w holu, udając, że czyta maszynopis. Przez trzy godziny spędzonych studiowała tę samą anegdotę, aż wreszcie odźwierny głośno kaszlnął i znacząco spojrzał znad okularów. Podnosząc wzrok, Leigh od razu poczuła ulgę. Przed nią, wyjmując z pocztowej skrzynki katalog „QVC”, stała tęga kobieta w podomce w groszki. Co najmniej osiemdziesiątka, pomyślała Leigh i odetchnęła z ulgą. Żadnych szpilek stukających o parkiety, nocnych imprez, parady hałasujących gości.
Zaraz następnego dnia wypisała czek na kwotę zaliczki i dwa miesiące później radośnie wprowadziła się do wymarzonego apartamentu w idealnym stanie z jedną sypialnią. Składała się na niego odnowiona kuchnia, wielka wanna i bardzo przyzwoity widok na Empire State Building od północy. Może i było