– Proszę przestać, panno Alicjo. Spotkajmy się za pół godziny w holu i pojedziemy do mojego pokoju. Nie zatrzymywałem się w żadnym luksusowym hotelu, więc będzie pani musiała przeżyć te drugorzędne warunki – powiedział Julian i oddalił się do stolika kompanów.
To, co Julian Chełmicki nazywał drugorzędnymi warunkami, Alicji wydawało się bardzo przyzwoite. Weszła nieco niepewnie do pokoju i zdjęła najpierw kapelusik, a potem lekką narzutkę. Rzuciła je na fotel i usiadła na łóżku, zakładając nogę na nogę. Wąska atłasowa sukienka pod wpływem tego ruchu podniosła się aż do ud, odsłaniając pończochy z siateczki, nazywane kabaretkami – od miejsca, gdzie rozpoczęły swój żywot.
Wodziła wzrokiem za Julianem, który kręcił się po pokoju hotelowym, nie bardzo wiedząc, jak się zachować. Był podchmielony trunkami wypitymi w Gastronomii i podniecony widokiem Alicji, ale byłby zdecydowanie szczęśliwszy, gdyby ona w tym momencie pragnęła jego, a nie zwitka banknotów.
– Dlaczego to robisz? – zapytał cicho, zmieniając ton na mniej oficjalny i nie zwracając się do niej jak zwykle „panno Alicjo”.
– Będziesz prawił mi morały i sprowadzał na drogę cnoty, czy będziemy się kochać? – zapytała buńczucznie, bez problemu zmniejszając dystans.
– Chcę wiedzieć, jak to się stało? Nie wierzę, że pewnego dnia obudziłaś się i pomyślałaś: „Zostanę dziwką, a co tam”. Jeśli jesteś w potrzebie, pomogę ci. Mam znajomości, pieniądze, układy. Znajdę ci pracę, dobry adres, a dopóki tego nie uczynię, mogę wypłacać ci niewielką pensję, żebyś miała z czego żyć. Los prostytutki kończy się bardzo marnie, wyniszczy cię, a i jakieś choróbsko niechybnie złapiesz. Alicjo, błagam, pozwól sobie pomóc – mówił ciepło, serdecznie, jak przyjaciel.
– Chcesz, żebym była twoją utrzymanką? – zapytała niewinnie, chociaż wiedziała, że inne pobudki kierują Julianem. Nie sądziła, że jest mu aż tak bliska. Jednak niewystarczająco bliska, żeby jej pragnął.
Julian zakrył twarz rękoma i usiadł obok niej. Popatrzyła na niego i zaczęła odpinać pończochy. Ogarnął go gniew.
– Dobrze, chcesz się oddawać za pieniądze, twoja sprawa. Zobaczymy, co potrafisz za te swoje dwieście złotych! – krzyknął i popchnął ją na łóżko. Podwinął jedwabną sukienkę, zdarł figi i rozpiął spodnie.
Kochał się z nią brutalnie, łapczywie, nawet nie zdejmując do końca ubrania. Gryzł jej pełne usta, rozmazując po twarzy karminową szminkę. Poczuła się fatalnie. Nie tak wyobrażała sobie tę wspólną noc. W jej marzeniach Julian był delikatnym, czułym kochankiem, do którego nagle dociera, że ona jest kobietą jego życia. Niestety, ten zwierzęcy akt kopulacji nie miał nic wspólnego z czułością, ale z niepohamowaną złością. Była zdruzgotana. Łzy leciały jej z oczu, ostry makijaż spływał po twarzy, a jej wnętrze pulsowało z bólu.
– Nie tak, Julianie, nie tak – łkała.
– A jak? Przecież jesteś tylko dziwką za dwieście złotych – warknął.
Odepchnęła go z całej siły i uderzyła w twarz.
– Przestań… – Rozpłakała się.
Wstał z łóżka i podszedł do okna. Wpatrywał się w spokojną ulicę, niemal pustą o tej porze. Zaczął padać deszcz, stukając w brukowaną ulicę, która połyskiwała w świetle latarni. Wyciągnął z pugilaresu banknoty, odwrócił się i położył na stole. Alicja poprawiała sukienkę i usiłowała zdjąć porwane pończochy. Trzęsły jej się ręce, drżała cała, a między nogami czuła piekący ból. Podeszła do lustra i wytarła chusteczką rozmazany łzami i pocałunkami makijaż. Julian nawet nie patrzył na nią. Wzięła torebkę, schowała chustkę i podartą bieliznę, i zatrzasnęła ją z hukiem.
„Doigrałaś się” – pomyślała, upokorzona i nieszczęśliwa. Nie miała pojęcia, jak mogła wpaść na równie szalony pomysł. Chciała tylko, by był jej choć w tę krótką noc. I był, ale w sposób, w jaki nigdy tego nie chciała…
Odwróciła się i poszła w stronę drzwi.
– Zapomniałaś o swoim wynagrodzeniu – powiedział z pogardą Julian.
Spojrzała na niego oczami pełnymi łez.
– Przepraszam… – wyszeptała, cicho zamykając za sobą drzwi.
Alicja szła w strugach deszczu, a łzy zlewały się z padającymi kroplami. Stukot jej obcasów mącił ciszę ulicy. Alicja nigdy przedtem nie czuła się taka samotna…
Julian poczuł się paskudnie. Bez względu na to, kim naprawdę była Alicja Rosińska, nie miał prawa tak jej potraktować. Była wolną kobietą, jeśli chciała uprawiać taki zawód, nie powinien być zły. A jednak był… za to, że doszło do tego żenującego spektaklu. Bo zabolało go tak bardzo, że inni mężczyźni mogli ją mieć za dwieście złotych…
Tymczasem w Gastronomii impreza trwała w najlepsze. Walter zdecydował, że tę noc spędzi z pulchną blondyną o dużym biuście i egzotycznym pseudonimie – Iguana. Łyszkim natomiast wciąż się zastanawiał, czy wybrać tę, którą upatrzył sobie na początku, czy może wykorzystać fakt, że Julian opuścił towarzystwo i zabrać do hotelu jego wybrankę. Obie były dość ponętne albo mu się tak zdawało po wypiciu wielu kieliszków wódki. W końcu wpadł na szalony pomysł, że może zachowa się jak burżuj i weźmie obie. I gdy się tak zastanawiał, czy tym samym nie zdradza idei proletariatu, zobaczył ją, dziewczynę z Chełmic, Hankę Lewin. Byłby jej nie poznał w wytwornej sukni i lisiej etoli, gdyby nie twarz. Słyszał co nieco o niej, że stara się zrobić karierę w Warszawie, ale nie miał czasu, by śledzić jej losy po wyjeździe do stolicy.
Hanka szła w towarzystwie młodego mężczyzny, elegancko ubranego, od którego emanowała pewność siebie i niemałe pieniądze.
– Kim, u licha, jest ten facet? – zapytał siebie.
– To hrabia Niechowski – odezwała się jedna z prostytutek.
Igor ocknął się i odwrócił w stronę kobiety.
– Kto taki?
– Hrabia Niechowski. Stały bywalec salonów warszawskich, lubiący otaczać się gwiazdami teatru i kabaretu. To pewnie jego kolejna zdobycz. Zapewne niedługo będzie o niej głośno, jak ją weźmie pod swoje skrzydła – powiedziała.
– Nie wiadomo, czy będzie głośniej jako o artystce, czy o jego kochance – zaśmiała się druga i zapytała: – To zdecydował pan, którą z nas wybiera? Może obie…?
– Żadnej… – mruknął Igor i wstał od stolika.
– Jak to tak? – warknęła.
– Widzę, że obaj mi polegliście – zaśmiał się pijany Walter i chwiejąc się, również wstał, położył pieniądze na stole, po czym wybełkotał: – Ale ja was, dziewczynki, nie zawiodę, biorę wszystkie trzy.
Roześmiane towarzystwo ruszyło w stronę wyjścia, a Łyszkin przyglądał się tańczącej parze. Hanka wyglądała jak prawdziwa gwiazda i chociaż wolał ją w skromnej sukience i zdartych butach, wciąż wydawała mu się najpiękniejszą kobietą na ziemi. Gdy taniec dobiegł końca i hrabia Niechowski odprowadził swoją partnerkę do stolika, Igor niemal natychmiast pochwycił ją na parkiet, nie zważając, że wtargnął do zamkniętej części lokalu. Wszyscy byli jednak rozbawieni