Teoria spiskowa. Stanisław Michalkiewicz. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Stanisław Michalkiewicz
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Эссе
Год издания: 0
isbn: 978-83-60748-68-8
Скачать книгу
kraju dochodzą mnie wieści skrzydlate, że prezes Jarosław Kaczyński uznał, iż Polonia powinna mieć senatora. Wielkie mecyje — jeden senator! Ja już przed czterema laty przedstawiłem w Chicago pomysł położenia kresu dyskryminacji Polonii, to znaczy — obywateli polskich mieszkających za granicą. Są oni ograniczani w swoich prawach politycznych, bo muszą głosować na jakichś drapichrustów, których sztaby partyjne wystawią w okręgu wyborczym Warszawa–Śródmieście, a nie mogą wystawiać kandydatów własnych. Ta dyskryminacja bierze się zapewne stąd, że III RP nadal uważa Polonię za element wrogi, tylko z innego powodu niż za komuny. Za komuny — z powodu dominującego tam antykomunizmu, który Michnik pewnie nazwałby „zoologicznym”, no a teraz, to znaczy teraz również, choć zaczęło się to już za czasów „Drogiego Bronisława”, czyli prof. Geremka — z troski, by nigdzie za granicą, a już zwłaszcza w USA, gdzie istnieje lobby żydowskie — nie powstało lobby polskie. Lobby polskie mogłoby bowiem popsuć lobby żydowskiemu różne siuchty, zwłaszcza w sytuacji konfliktu interesu żydowskiego z polskim interesem państwowym — co właśnie ma miejsce.

      Proponowałem zatem, żeby Polacy mieszkający za granicą mogli wystawiać własnych kandydatów w jednomandatowych okręgach wyborczych. No dobrze — ale gdzie mają być te okręgi? Otóż okręgiem wyborczym powinien być kontynent, albo kontynenty: okręg pierwszy — Ameryka Północna. Okręg drugi — Ameryka Południowa i Środkowa. Okręg trzeci — Europa i Afryka oraz okręg czwarty — Azja i Australia z Oceanią. Każdy z tych okregów wybierałby jednego posła i w ten sposób Polonia światowa byłaby reprezentowana przez czteroosobowe koło poselskie. Czterech posłów to niedużo, ale to właśnie dobrze, bo nie mogliby oni przeforsować żadnej ustawy, obciażającej finansowo podatników mieszkających w Polsce, natomiast byliby w stanie dopilnować, by Ministerstwo Spraw Zagranicznych w Warszawie, obsadzone przez koszernych ogierów ze stajni profesora Geremka, nie traktowało Polonii instrumentalnie i nie próbowało podporządkować jej starszym i mądrzejszym, czyli mówiąc wprost — Judenratowi. To zadanie jest oczywiście bardzo ważne, ale jeszcze ważniejsze byłoby to, że konieczność wyboru posła wymuszałaby minimum politycznego współdziałania między środowiskami polonijnymi, sprzyjając w ten sposób politycznej konsolidacji Polonii na każdym kontynencie.

      Ma się rozumieć, jeden senator tego nie załatwi, a zresztą nie bardzo chce mi się wierzyć, by prezes Jarosław Kaczyński mówił to wszystko szczerze — bo nie przypominam sobie, by w lutym 2007 roku, kiedy z tym pomysłem publicznie wystapiłem, jako premier rządu Rzeczypospolitej wykazał zainteresowanie tą sprawą. Pewnie miał inne zmartwienia, a teraz ma inne i stąd ten senator. Ale szczerze czy nieszczerze — to jest krok we właściwym kierunku, zwłaszcza w sytuacji, kiedy już wkrótce — kto wie? — trzeba będzie tworzyć ośrodek polskiej dyspozycji politycznej poza granicami naszego nieszczęśliwego kraju, a ściślej — tej resztówki, w którą zamienią go strategiczni partnerzy — a którą politycznie zdominują elementy narodowo obce.

      „Naziści” nowojorscy i inni

       10.01.2014 r.

      Ciepło, ciepło, gorąco, gorąco! Demonstrujący na Wall Street w Nowym Jorku manifestanci, najwidoczniej zniecierpliwieni brakiem rezultatów protestu, postanowili doprowadzić do jego eskalacji, wznosząc hasło: „bankierzy to naziści”. A trzeba Wam wiedzieć (takiej formuły z upodobaniem używał pewien polski pisarz i wspominając na przykład Francję, nadmieniał: „a trzeba Wam wiedzieć, że Francja jest krajem calvadosu”), więc trzeba Wam wiedzieć, że „nazista” to obecnie w Ameryce jest najgorsze wyzwisko, chyba jeszcze gorsze, niż son of the bitch, co się po naszemu wykłada: „ty sk… synu”, a nawet — you fucken asshole, czyli „ty w d… j…ny”. Zresztą tych wyzwisk używają na co dzień tak zwani zwykli ludzie, podczas gdy bardziej wyrafinowani, zwłaszcza na specjalne okazje — obrzucają się raczej „nazistami”. Bo trzeba Wam wiedzieć, że „nazista” w Ameryce oznacza przedstawiciela wymarłej rasy, która pojawiła się w Europie nie wiedzieć skąd, używała specjalnego, „nazistowskiego” języka, zrobiła Żydom holokaust, po czym rozproszyła się bez śladu, jeśli oczywiście nie liczyć Polski, w której do dziś znajdują się „polskie obozy zagłady”, a jak dobrze poskrobać, to i sporo poprzebieranych „nazistów” też by się znalazło. Bardzo w tym skrobaniu pomaga nieoceniona „Gazeta Wyborcza”, która do „nazistów” ma, jak wiadomo, specjalnego nosa; pomagają też oczywiście mnożące się jak grzyby po deszczu specjalne „organizacje pozarządowe”, za pośrednictwem Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka kolaborujące z wiedeńską Agencją Praw Podstawowych, czyli takim paneuropejskim gestapo, monitorującym mniej wartościowe europejskie narody, czy aby nie ulegają sprośnym błędom Niebu obrzydłym, a w szczególności — czy nie pojawiają się tam jacyś przybyli znikąd nazistowscy koczownicy. Te organizacje potrzebują pieniędzy i w związku z tym muszą się wykazywać sukcesami, stąd prokuratury i niezawisłe sądy zasypywane są donosami o pojawieniu się „nazistów”.

      Przypomina to trochę XVII–wieczną epidemię polowania na czarownice, która dziesiątkowała zwłaszcza niemieckie miasta, pozbywające się w ten sposób starych kobiet, zwłaszcza jeśli miały trudny charakter. Nawiasem mówiąc, epidemia polowania na czarownice pokazuje, że i wtedy prowadzona była polityka demograficzna, a skoro tak, to będąc na miejscu pani Wandy Nowickiej, która hołduje poglądowi o potrzebie zredukowania liczebności gatunku ludzkiego, nie czułbym się aż tak pewnym siebie. Co to u diabła jest, że ci wszyscy zwolennicy inżynierii społecznej uważają, że dla szczęścia ludzkości zawsze powinien poświęcać się ktoś inny, zaś swoją egzystencję uważają za niezbędną? Tymczasem jest akurat odwrotnie i gdyby tak, dajmy na to, pani Wanda Nowicka, zgodnie z przekonaniami, rozpoczęła redukcję liczebności gatunku ludzkiego od spektakularnego samobójstwa, na przykład — poprzez spalenie się przed Kancelarią Premiera, to kto wie, czy ten przykład nie podziałałby zachęcająco również na innych? W ten sposób korzyść byłaby podwójna, bo nie tylko liczebność gatunku ludzkiego zostałaby zredukowana, ale przy życiu pozostaliby wyłącznie ludzie normalni, przeciwni wszelkim społecznym inżynieriom.

      Ale dość już tych dygresji, bo przecież chodzi o „nazistów”, a właściwie o odkrycie dokonane przez nowojorskich demonstrantów, że „nazistami” są właśnie bankierzy. Może to odkrycie nie byłoby aż tak godne uwagi, gdyby nie ta okoliczność, że wśród bankierów i w ogóle finansistów, przynajmniej tych nowojorskich, znaczny odsetek, a może nawet zdecydowaną większość, stanowią Żydzi! Ładny interes! Kto by się spodziewał, że „naziści”, uważani dotychczas za gatunek całkowicie wymarły, jeśli oczywiście nie brać pod uwagę Polski, w której „Gazeta Wyborcza” i kolaborujące za pośrednictwem Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka z Agencją Praw Podstawowych organizacje pozarządowe co i rusz wykrywają jakichś „nazistów” i triumfalnie oznajmiają o tym całemu światu — więc kto by się spodziewał, że ci „naziści” zakamuflują się akurat wśród Żydów? Inna sprawa, że można się było tego domyślić już wcześniej nie tylko dlatego, że najciemniej jest, jak wiadomo — pod latarnią, ale również z innych, poważniejszych powodów. „Naziści” uważali na przykład, że są „rasą panów”, której przeznaczniem jest sprawowanie władzy nad innymi, pośledniejszymi rasami, i że w związku z tym w stosunku do ras pośledniejszych nie muszą krępować się zasadami, do których stosują się w stosunkach wzajemnych, to znaczy — „nazista” z „nazistą”. „Naziści” uważali też resztę ludzkości za swego rodzaju surowiec, który trzeba — wprawdzie racjonalnie, niemniej jednak — wykorzystywać dla własnych potrzeb, nie krępując się zupelnie tym, co ten surowiec o tym wszystkim myśli. Chodziło bowiem, żeby myślał jak najmniej, a najlepiej — wcale; i właśnie w tym kierunku był tresowany zarówno poprzez odpowiednio uformowaną edukację, propagandę i przemysł rozrywkowy. Wszystkie te dziedziny „nazisci”, jak wiadomo, zmonopolizowali, między innymi dzięki scentralizowaniu gospodarki i przejęciu zarządzania nią przez państwo. Szczególną uwagę „naziści”