Feel Again. Mona Kasten. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Mona Kasten
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Книги для детей: прочее
Год издания: 0
isbn: 978-83-7686-733-5
Скачать книгу
alt="13318.jpg" target="_blank" rel="nofollow" href="#i000000020000.png"/>

      Tytuł oryginału: Feel Again

      Redakcja: Karolina Wąsowska

      Skład i łamanie: Ekart

      Projekt okładki: ZERO Werbeagentur GmbH

      Zdjęcie na okładce: FinePic®, München

      Copyright © 2017 by Bastei Lübbe AG, Köln

      Copyright for the Polish edition © 2018 by Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.

      ISBN 978-83-7686-733-5

      Wydanie pierwsze, Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2018

      Adres do korespondencji:

      Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.

      ul. Ludwika Mierosławskiego 11a

      01-527 Warszawa

      Wydanie pierwsze w wersji e-book

      Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2018

      www.wydawnictwo-jaguar.pl

      youtube.com/wydawnictwojaguar

      instagram.com/wydawnictwojaguar

      facebook.com/wydawnictwojaguar

      snapchat: jaguar_ksiazki

      Skład wersji elektronicznej:

      konwersja.virtualo.pl

      Wszystkim, którzy są trochę inni.

      Wszystkim, którzy każdego dnia widzą nową szansę.

      Wszystkim, którzy wcale nie są tacy, jak się o nich mówi.

f e e l a g a i np l a y l i s t aLovesick – BanksFuck With Myself – BanksBetter – BanksNeptune – Sleeping At LastSweeter Bitter – IST VOWSThere Are Things That You And I Can Never Be – GerseyI0 dEAThbREasT – Bon IverThe Fear – Ben HowardA Lack Of Color – Death Cab For CutieWith Me – Sum4IThe Hurt Is Gone – YellowcardBelieve – YellowcardNot Good For Me – Hayden CalninUltra-Beast – Hayden CalninThe Funeral – Band of HorsesIdfc – BlackbearWorthless – Bullet For My ValentineNever Be Like You – Flume feat. KaiBody Say – Demi LovatoSomeone To Stay – Vancouver Sleep Clinic

      1

      Co ja tu właściwie robię, do jasnej cholery?

      Nie po raz pierwszy tego wieczora zadawałam sobie to pytanie. Właściwie wszystko było jak zawsze: choć wokół mnie kłębił się tłum, czułam się całkiem sama. I nie było to nowe doznanie. Właściwie cały czas tak się czułam. Ale tutaj, w klubie, otoczona samymi zakochanymi parami, które nawet na chwilę nie odrywały od siebie wzroku, odczuwałam to szczególnie boleśnie.

      Czy może inaczej: sporo mnie kosztowało, żeby nie puścić pawia na stół.

      Sytuacji bynajmniej nie poprawiał fakt, że nie tak dawno temu łączyło mnie coś z dwoma chłopakami z naszej przedziwnej paczki. Zwłaszcza że obie historie skończyły się dla mnie niezbyt przyjemnie. Ethan zostawił mnie bez mrugnięcia okiem, bo odszedł do miłości swojego życia, Moniki, a i Kaden nawet na mnie nie spojrzał, odkąd Allie zjawiła się w progu jego mieszkania. Od tego czasu minął już rok.

      Ciekawe, czy mam w sobie coś takiego, że faceci uciekają, gdzie pieprz rośnie, i – co więcej – przy najbliższej okazji rozpaczliwie pakują się w stały związek?

      Zresztą, nawet jeśli. Przecież ja akurat na pewno nie jestem zainteresowana czymś trwałym.

      Odwróciłam głowę od zakochanych par i podążyłam wzrokiem w kierunku parkietu. A tam od razu zauważyłam małego rudzielca, za sprawą którego znalazłam się na tej imprezie. Nie tak dawno temu jedno z wydawnictw zgodziło się opublikować książkę Dawn i teraz oblewaliśmy to razem.

      A ponieważ Dawn była nie tylko moją współlokatorką, lecz także jedyną prawdziwą przyjaciółką, nie mogłam odmówić. Bo chociaż rzadko jej to okazywałam, nasza przyjaźń była dla mnie bardzo ważna.

      Po mojej prawej stronie rozległo się mlaskanie. Starałam się zapanować nad mimiką i nie wykrzywić z obrzydzeniem. Chociaż bardzo lubiłam Dawn, kibicowanie Kadenowi i Allie podczas eksploracji migdałków z efektami dźwiękowymi to za wiele. Musiałam się napić, jeżeli miałam przetrwać ten wieczór do końca.

      – Idę do baru. Chcesz coś? – zwróciłam się do kolesia, który siedział koło mnie. Idiotyczna sytuacja, bo zapomniałam, jak ma na imię, chociaż Dawn przedstawiała nas już sobie zapewne z tysiąc razy. Coś na I. Ian, Idris, Ilias… Nigdy nie miałam pamięci do imion. Dlatego wymyślam przezwiska, gdy poznaję nowych ludzi. Tego nazwałam nerdem.

      Zupełnie tu nie pasował. Miał na sobie dżinsową koszulę z muchą. Autentycznie, miał muchę pod szyją. Białą, w niebieskie kropki. Nie po raz pierwszy tego wieczora wpatrywałam się w nią zdecydowanie za długo, zanim omiotłam wzrokiem resztę jego ciała. Loki, nie wiadomo, jasnobrązowe czy ciemnoblond, ułożył za pomocą żelu albo lakieru do włosów, żeby nie opadały na czoło. Do tego półokrągłe okulary w brązowych oprawkach.

      Był zdecydowanie za elegancki do klubu Hill House. Z trudem się powstrzymałam, by nie zmierzwić jego starannie ułożonych piórek.

      Nerdzik odwzajemnił moje spojrzenie. Jego oczy też były nieokreślonego koloru, coś między zielonym i brązowym. Okalały je ciemne rzęsy.

      – No więc jak? – zapytałam.

      – Ale co? – odpowiedział i zarumienił się lekko.

      Urocze.

      – Chcesz coś z baru? – powtórzyłam powoli.

      Z trudem przełknął ślinę. Można by pomyśleć, że się mnie bał. I właściwie wcale mnie to nie dziwiło. Wszystko we mnie krzyczało: uwaga! Czarne kreski na powiekach, top z wycięciami układającymi się w gigantyczną trupią czaszkę, buty, którymi mogłabym wyważyć masywne metalowe drzwi. Nie mogłam mieć mu za złe, że zachowywał ostrożność i trzymał się ode mnie z daleka.

      Niestety, ponieważ tylko my nie gościliśmy w ustach cudzego języka, nie mieliśmy też innego wyjścia, niż zająć się sobą. Przynajmniej tego wieczora.

      – Dzięki, jeszcze mam – odparł po dłuższej chwili i podniósł szklankę z papierową parasolką.

      – Czy to na pewno twoja szklanka?

      Wrócił wzrokiem do naczynia i wzdrygnął się. Poczerwieniał jeszcze bardziej, aż jego policzki przybrały ten sam kolor, co parasolka w szklance.

      – Cholera.

      Wstałam i wskazałam głową bar.

      – Idziesz ze mną? Czy wolisz dalej ich obserwować? Bo ja właściwie nie mam z tym problemu, ale jakoś dzisiaj średnio mnie to kręci i przydałby mi się porządny zastrzyk energii.

      – Ha, ha, ha, Sawyer, bardzo śmieszne – odezwała się Monica, zamilkła jednak, ledwie posłałam jej mordercze spojrzenie.

      Jeżeli coś opanowałam do perfekcji, to właśnie spojrzenie, którym raczyłam wszystkich tych, o których wiedziałam, że za moimi plecami dużo i chętnie rozprawiają na mój temat. I te wszystkie laski, które odebrały mi nielicznych kolesi, którymi kiedykolwiek byłam choćby odrobinę zainteresowana.

      Naprawdę musiałam się