W głowie jej powstawał coraz większy zamęt. Drzwi na światło poczęły się znów to odchylać, to zamykać. Ale w chwili gdy się otwierały, światło owo olśniewało ją tak, że nie widziała nic wyraźnie. Raczej odgadywała tylko, że tkwi w tej jasności jakieś szczęście po prostu bez miary, wobec którego wszelkie inne jest tak dalece niczym, że gdyby na przykład cezar oddalił Poppeę, a pokochał na nowo ją, Akte, to i to byłoby marnością. Naraz przyszła jej myśl, że ten cezar, którego kochała i którego mimo woli uważała za jakiegoś półboga, jest czymś tak lichym jak i każdy niewolnik, a ów pałac z kolumnadami z numidyjskiego marmuru czymś nie lepszym od kupy kamieni. Lecz w końcu te poczucia, z których nie umiała sobie zdać sprawy, poczęły ją męczyć. Pragnęła zasnąć, lecz nurtowana przez niepokój nie mogła.
Na koniec, sądząc, że Ligia, nad którą zawisło tyle gróźb i niepewności, nie śpi także, zwróciła się ku niej, by rozmawiać o jej wieczornej ucieczce.
Lecz Ligia spała spokojnie. Do ciemnego cubiculum przez zasuniętą nie dość szczelnie zasłonę wpadało kilka jasnych promieni, w których kręcił się pył złoty. Przy ich świetle Akte spostrzegła jej delikatną twarz, wspartą na obnażonym ramieniu, zamknięte oczy i otwarte nieco usta. Oddychała równo, ale tak, jak oddycha się we śnie.
„Śpi, może spać! – pomyślała Akte. – To jeszcze dziecko.”
Wszelako po chwili przyszło jej do głowy, że to dziecko woli jednak uciekać niż zostać kochanką Winicjusza, woli nędzę niż hańbę, tułactwo niż wspaniały dom koło Karynów, niż stroje, klejnoty, niż uczty, głosy lutni i cytr.
„Dlaczego?”
I poczęła patrzeć na Ligię, jakby chcąc znaleźć odpowiedź w jej uśpionej twarzy. Patrzyła na jej przeczyste czoło, na pogodny łuk brwi, na ciemne rzęsy, na rozchylone usta, na poruszaną spokojnym oddechem pierś dziewczęcą, po czym pomyślała znów:
„Jaka ona inna ode mnie!”
I Ligia wydała jej się cudem, jakimś boskim widzeniem, jakimś ukochaniem bogów, stokroć piękniejszym od wszystkich kwiatów w ogrodzie cezara i od wszystkich rzeźb w jego pałacu. Lecz w sercu Greczynki nie było zazdrości. Owszem, na myśl o niebezpieczeństwach, jakie groziły dziewczynie, chwyciła ją wielka litość. Zbudziło się w niej jakieś uczucie matki; Ligia wydała się jej nie tylko piękną jak piękny sen, ale zarazem bardzo kochaną, i zbliżywszy usta do jej ciemnych włosów poczęła je całować.
A Ligia spała spokojnie jakby w domu, pod opieką Pomponii Grecyny. I spała dość długo. Południe przeszło już, gdy otworzyła swe błękitne oczy i poczęła spoglądać po cubiculum z wielkim zdziwieniem.
Widocznie dziwiło ją, że nie jest w domu, u Aulusów.
– To ty, Akte? – rzekła wreszcie, dojrzawszy w mroku twarz Greczynki.
– Ja, Ligio.
– Czy to już wieczór?
– Nie, dziecko, ale południe już minęło.
– A Ursus nie wrócił?
– Ursus nie mówił, że wróci, tylko że wieczorem będzie czatował z chrześcijanami na lektykę.
– Prawda.
Po czym opuściły cubiculum i udały się do łaźni, gdzie Akte, wykąpawszy Ligię, zaprowadziła ją na śniadanie, a potem do ogrodów pałacowych, w których żadnego niebezpiecznego spotkania nie należało się obawiać, albowiem cezar i jego przedniejsi dworscy spali jeszcze. Ligia po raz pierwszy w życiu widziała te wspaniałe ogrody, pełne cyprysów, pinij, dębów, oliwek i mirtów, wśród których bielił się cały lud posągów, błyszczały spokojne zwierciadła sadzawek, kwieciły się całe gaiki róż zraszanych pyłem fontann, gdzie wejścia do czarownych grot obrastał bluszcz lub winograd, gdzie na wodach pływały srebrne łabędzie, a wśród posągów i drzew chodziły przyswojone gazele z pustyń Afryki i barwne ptactwo sprowadzane ze wszystkich znanych krain świata.
Ogrody były puste; tu i owdzie tylko pracowali z łopatami w ręku niewolnicy, śpiewając półgłosem pieśni; inni, którym dano chwilę wypoczynku, siedzieli nad sadzawkami lub w cieniu dębów, w drgających światełkach utworzonych od promieni słońca przedzierających się przez liście, inni na koniec zraszali róże lub bladolila kwiaty szafranu. Akte z Ligią chodziły dość długo, oglądając wszelkie cuda ogrodów, i jakkolwiek Ligii brakło swobody myśli, była jednak jeszcze nadto dzieckiem, aby mogła oprzeć się zajęciu, ciekawości i podziwowi. Przychodziło jej nawet na myśl, że gdyby cezar był dobry, to w takim pałacu i w takich ogrodach mógłby być bardzo szczęśliwy.
Lecz wreszcie, zmęczone nieco, siadły na ławce ukrytej prawie całkiem w gąszczu cyprysów i poczęły rozmawiać o tym, co im najbardziej ciążyło na sercu, to jest o wieczornej ucieczce Ligii. Akte była daleko mniej spokojną od Ligii o powodzenie tej ucieczki. Chwilami wydawało się jej nawet, że to jest zamiar szalony, który nie może się udać. Czuła coraz większą litość nad Ligią. Przychodziło jej też do głowy, że stokroć bezpieczniej byłoby próbować przejednać Winicjusza. Po chwili poczęła ją wypytywać, jak dawno zna Winicjusza i czy nie myśli, że dałby się może ubłagać i wrócił ją Pomponii.
Lecz Ligia potrząsnęła smutno swą ciemną główką.
– Nie. W domu Aulusów Winicjusz był inny, dobry bardzo, ale od wczorajszej uczty boję się go i wolę uciec do Ligów.
Akte pytała dalej:
– Jednak w domu Aulusów był ci miłym?
– Tak – odrzekła Ligia schylając głowę.
– Ty przecie nie jesteś niewolnicą, tak jak ja byłam – rzekła po chwili namysłu Akte. – Ciebie Winicjusz mógłby zaślubić. Jesteś zakładniczką i córką króla Ligów. Aulusowie kochają cię jak własne dziecko i jestem pewna, że gotowi cię przyjąć za córkę. Winicjusz mógłby cię zaślubić, Ligio.
Lecz ona odpowiedziała cicho i jeszcze smutniej:
– Wolę uciec do Ligów.
– Ligio, czy chcesz, bym zaraz poszła do Winicjusza, zbudziła go, jeśli śpi, i powiedziała mu to, co tobie mówię w tej chwili? Tak, droga moja, pójdę do niego i powiem mu: „Winicjuszu, to córka królewska i drogie dziecko sławnego Aulusa; jeśli ją kochasz, wróć ją Aulusom, a potem weź ją jako żonę z ich domu.”
A dziewczyna odpowiedziała głosem tak już cichym, że Akte zaledwie mogła dosłyszeć:
– Wolę do Ligów…
I dwie łzy zawisły na jej spuszczonych rzęsach.
Lecz dalszą rozmowę przerwał szelest zbliżających się kroków i zanim Akte miała czas zobaczyć, kto nadchodzi, przed ławką ukazała się Sabina Poppea z małym orszakiem niewolnic. Dwie z nich trzymały nad jej głową pęki strusich piór, osadzone na złotych prętach, którymi wachlowały ją lekko, a zarazem i zasłaniały przed palącym jeszcze jesiennym słońcem, przed nią zaś czarna jak heban Etiopka, o wydętych, jakby wezbranych mlekiem piersiach, niosła na ręku dziecko owinięte w purpurę ze złotą frędzlą. Akte i Ligia powstały mniemając, że Poppea przejdzie obok ławki nie zwróciwszy na nie uwagi, lecz ona zatrzymała się przed nimi i rzekła:
– Akte,