«Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry».
Człowiek i zdrowie
W jedną drogą szli razem i człowiek, i zdrowie.
Na początku biegł człowiek; towarzysz mu powie:
«Nie spiesz się, bo ustaniesz». Biegł jeszcze tym bardziej.
Widząc zdrowie, że jego towarzystwem gardzi,
Szło za nim, ale z wolna. Przyszli na pół drogi:
Aż człowiek, że z początku nadwerężył nogi,
Zelżył[20] kroku na środku. Za jego rozkazem
Przybliżyło się zdrowie i odtąd szli razem.
Coraz człowiek ustawał, mając w pogotowiu
Zbliżył się: «Iść nie mogę, prowadź mnie» — rzekł zdrowiu.
«Było mnie zrazu słuchać» — natenczas mu rzekło;
Chciał człowiek odpowiedzieć... lecz zdrowie uciekło.
Człowiek i zwierściadła
W zwierściadło[21], co powiększa, wspojźrzał[22] człowiek mały:
Ucieszył się niezmiernie, że tak okazały.
Mniemał już być olbrzymem[23]; gdy się więc nasrożył,
Ktoś zwierściadło, co zmniejsza, przed niego położył.
Stłukł obydwie[24] i odtąd zwierściadłom nie wierzył.
Poznał prawdę na koniec, gdy się piędzią zmierzył[25]
Daremna praca
Nie chcąc się Jędrzej uczyć, zmazał abecadło;
Widząc się szpetnym[26], potłukł w kawałki zwierściadło[27];
Słysząc się złym[28], chciał stłumić wieść przemysły[29] swymi:
Nie mógł się zrobić głuchym, a drugich niemymi.
Dąb i dynia
Kiedy czas przyzwoity[30] do dojźrzenia nastał,
Pytała dynia dęba[31], jak też długo wzrastał?
«Sto lat». «Jam w sto dni zeszła taką, jak mnie widzisz» —
Rzekła dynia. Dąb na to: «Próżno ze mnie szydzisz;
Pięknaś, prawda, na pozór, na pozór też słyniesz:
Jakeś prędko urosła, tak też prędko zginiesz».
Dąb i małe drzewka
Od wieków trwał na puszczy dąb jeden wyniosły;
W cieniu jego gałęzi małe drzewka rosły.
A że w swojej postaci był nader wspaniały,
Że go doróść nie mogły, wszystkie się gniewały.
Przyszedł czas i na dęba[32] pełnić srogie losy[33];
Słysząc, że mu fatalne[34] zadawano ciosy,
Cieszyły się niewdzięczne. Wtem upadł dąb stary,
Połamał małe drzewka swoimi konary.
Derwisz i uczeń
Pewien derwisz[35] uczony rano i w południe
Co dzień pił świętą wodę z Mahometa studnie[36].
Postrzegł to uczeń, a chcąc większym być doktorem,
Czerpał z tej studni rano, w południe, wieczorem.
Cóż się stało? Gdy mniemał, że już mędrcem został —
I nic się nie nauczył, i puchliny[37] dostał.
Dewotka
Dewotce służebnica w czymsiś przewiniła
Właśnie natenczas, kiedy pacierze kończyła.
Obróciwszy się przeto z gniewem do dziewczyny,
Mówiąc właśnie te słowa: «...i odpuść nam winy,
Jako my odpuszczamy», biła bez litości.
Uchowaj, Panie Boże, takiej pobożności!
Diament i kryształ
Darmo tym być, do czego kto się nie urodził.
Kryształ brylantowany[38]wielu oczy zwodził;
Gdy się więc nad rubiny i szmaragi[39] drożył[40],
Ktoś prawdziwy dyjament z nim obok położył.
Zgasł kryształ; a co niegdyś jaśniał u obrączki,
Ledwo go potem złotnik chciał zażyć do sprzączki[41].
Dobroczynność
Chwaliła owca wilka, że był dobroczynny;
Lis to słysząc spytał ją: «W czymże tak uczynny?»
«I bardzo — rzecze owca — niewiele on pragnie.
Moderat[42]! Mógł mnie zajeść[43], zjadł mi tylko jagnię».
Doktor
Doktor widząc, iż mu się lekarstwo udało,
Chciał go często powtarzać; cóż się z chorym stało?
Za drugim, trzecim razem bardzo go osłabił,
Za czwartym jeszcze bardziej, a za piątym zabił.
Doktor i zdrowie
Rzecz ciekawą, lecz trudną do wierzenia powiem:
Jednego razu doktor potkał się[44] ze zdrowiem;
On do miasta, a zdrowie z miasta wychodziło.
Przeląkł się, gdy go postrzegł, lecz że blisko było,
Spytał go: «Dlaczegóż to tak spieszno uchodzisz?
Gdzie idziesz?» Zdrowie