— Od boleści się zapamiętał — szeptał jeden.
— Desperacja mentem[1262] mu pomieszała — dodał inny.
— Zaprowadźcie go do księcia. Może jak jego zobaczy, to się ocknie!
Pan Longinus ręce łamał. Wszyscy otoczyli kołem namiestnika i poglądali na niego ze współczuciem. Niektórzy obcierali łzy rękawicami, inni wzdychali żałośnie. Aż nagle z koła wysunęła się jakaś wyniosła postać i zbliżywszy się z wolna do namiestnika położyła mu na głowie obie ręce.
Był to ksiądz Muchowiecki.
Wszyscy umilkli i poklękali jakby w oczekiwaniu cudu, ale ksiądz cudu nie czynił, jeno wciąż trzymając ręce na głowie Skrzetuskiego podniósł oczy ku niebu pełnemu blasków miesięcznych i począł mówić głośno:
— Pater noster, qui es in coelis! sanctificetur nomen Tuum, adveniat regnum Tuum, fiat voluntas Tua[1263]...
Tu przerwał i po chwili powtórzył głośniej i uroczyściej:
— ...Fiat voluntas Tua!...
Cisza zapanowała głęboka.
— ...Fiat voluntas Tua!... — powtórzył ksiądz po raz trzeci.
Wtedy z ust Skrzetuskiego wyszedł głos niezmiernego bólu, ale i rezygnacji:
— Sicut in coelo, et in terra[1264]!
I rycerz rzucił się na ziemię ze szlochaniem.
Rozdział XVII
Aby wyjaśnić, co zaszło w Rozłogach, należy nam się cofnąć nieco w przeszłość, aż do owej nocy, w której pan Skrzetuski wyprawił Rzędziana z listem z Kudaku[1265] do starej kniahini[1266]. List zawierał usilną prośbę, by kniahini, zabrawszy Helenę, jechała jak najśpieszniej do Łubniów[1267] pod opiekę księcia Jeremiego, gdyż wojna rozpocznie się lada chwila. Rzędzian, siadłszy na czajkę[1268], którą pan Grodzicki z Kudaku po prochy wyprawił, ruszył w drogę i odbywał ją wolno, bo płynęli w górę rzeki. Pod Krzemieńczugiem[1269] spotkali wojska płynące pod wodzą Krzeczowskiego i Barabasza, przez hetmanów przeciw Chmielnickiemu wyprawione. Rzędzian widział się z Barabaszem, któremu zaraz opowiedział, jakie niebezpieczeństwa z jazdy na Sicz[1270] dla pana Skrzetuskiego wyniknąć mogą. Prosił zatem starego pułkownika, by po spotkaniu się z Chmielnickim nie omieszkał silnie upomnieć się o posła. Po czym ruszył dalej.
Do Czehryna[1271] przybyli świtaniem. Tu zaraz otoczyły ich straże semenów[1272] pytając, co by byli za jedni. Odpowiedzieli, że z Kudaku od pana Grodzickiego z listem do hetmanów jadą. Mimo to wezwano starszego z czajki i Rzędziana, by szli opowiedzieć się pułkownikowi.
— Jakiemu pułkownikowi? — pytał starszy.
— Panu Łobodzie[1273] — odpowiedzieli esaułowie[1274] ze straży — któremu hetman wielki rozkazał wszystkich przybywających od Siczy do Czehryna zatrzymywać i badać.
Poszli. Rzędzian szedł śmiało, gdyż nie spodziewał się niczego złego, wiedząc, że tu już rozciąga się moc hetmańska. Zaprowadzono ich blisko Dzwonieckiego Węgła, do domu pana Żeleńskiego, w którym była kwatera pułkownika Łobody. Ale powiedziano im, że pułkownik jeszcze świtaniem do Czerkas[1275] wyjechał i że zastąpi go podpułkownik. Czekali więc dość długo, aż na koniec drzwi się otworzyły i oczekiwany podpułkownik ukazał się w izbie.
Na jego widok zadrżały pod Rzędzianem kolana.
Był to Bohun.
Moc hetmańska rozciągała się wprawdzie jeszcze w Czehrynie, ale że Łoboda i Bohun nie przeszli dotąd do Chmielnickiego, a natomiast, przeciwnie, głośno opowiadali się przy Rzeczypospolitej, przeto hetman wielki im właśnie wyznaczył postój w Czehrynie i strażować tam rozkazał. Bohun siadł za stołem i począł badać przybyłych.
Starszy, który wiózł list pana Grodzickiego, odpowiedział za siebie i za Rzędziana. Po obejrzeniu listu młody podpułkownik począł troskliwie wypytywać, co w Kudaku słychać, i widocznym było, iż miał wielką ochotę wywiedzieć się, z czym pan Grodzicki do hetmana wielkiego ludzi i czajkę wysyłał. Ale starszy nie umiał mu na to odpowiedzieć, a list był sygnetem pana Grodzickiego przywarty. Wybadawszy ich tedy Bohun już miał odprawiać i do kalety sięgał, aby zaś napiwek od niego mieli, gdy wtem drzwi się otwarły i pan Zagłoba wleciał jak piorun do izby.
— Słuchaj, Bohun! — wołał — zdrajca Dopuło najlepszy trójniak utaił. Poszedłem z nim do piwnicy — patrzę: siano, nie siano wedle węgła. Pytam: co jest? rzeknie: suche siano! Kiedy nie spojrzę bliżej, aż tu łeb od gąsiorka wygląda jak Tatar z trawy. O! Taki synu! Mówię, podzielimy się robotą, ty zjesz siano, boś wół, a ja miód wypiję, bom człowiek. Przyniosłem też gąsiorek na godziwą próbę, daj jeno kubków.
To rzekłszy pan Zagłoba jedną ręką pod bok się ułapił, drugą podniósł gąsiorek nad głową i śpiewać począł:
Hej, Jaguś, hej, Kunduś, daj jeno szklanic.
Daj autem[1276] i pysia, nie zważaj na nic.
Tu pan Zagłoba przerwał nagle, ujrzawszy Rzędziana, postawił gąsiorek na stole i rzekł:
— O, jak mnie Bóg miły! Toż to pachołek pana Skrzetuskiego!
— Czyj? — spytał spiesznie Bohun.
— Pana Skrzetuskiego, namiestnika, któren do Kudaku[1277] pojechał, a mnie tu przed wyjazdem takim miodem łubniańskim częstował, że niech się każdy inny spod wiechy schowa. Co zaś się z twoim panem dzieje? co? Zdrów-li?
— Zdrów i kazał się waszmości kłaniać — rzekł zmieszany Rzędzian.
— Wielkiej to jest fantazji kawaler. A ty jakże się w Czehrynie znalazłeś? Czemu cię to pan z Kudaku odesłał?
— Pan jako pan — rzecze na to pacholik — ma swoje sprawy w Łubniach[1278], za którymi mnie wrócić kazał, bo i nie miałem co robić w Kudaku.
Przez cały ten czas Bohun patrzył bystro na Rzęddziana; nagle rzekł:
— Znam i ja twego pana, widziałem go w Rozłogach.
Rzędzian przekrzywił głowę i nadstawiwszy ucha, niby to nie dosłyszawszy, spytał:
— Gdzie?
— W Rozłogach.
— To Kurcewiczów — rzekł Zagłoba.
— Czyje? — pytał znów Rzędzian.
— Widzę, żeś coś ogłuchł — zauważył sucho Bohun.
— Bom się też nie wyspał.
— To się jeszcze wyśpisz.