- Jestem samozatrudniony, więc odpoczywam tyle, ile mi się podoba – wzruszył ramionami Slim.
- Udało się panu spotkać? Wie pan… z pańskim znajomym.
Sarkazm tej wypowiedzi wywołał w Slimie przypływ gniewu, ale z trudem udało mu się nadać swojemu głosowi spokojny ton.
- Z Amosem Birchem?
- Tak. Oddał mu pan zegar?
- Jeszcze nie. Pracuję nad tym.
- Proszę posłuchać. Nie wiem, kim pan jest, ale chyba lepiej by było, gdyby zabrał pan ten zegar i wracał, skąd pan przyszedł.
Slim nie mógł powstrzymać uśmiechu. Był dawnym żołnierzem piechoty morskiej, który odsiedział wyrok za napaść, a teraz otrzymuje groźby od świętego Mikołaja w zielonej kurteczce. Bunce również twierdził, ze służył w wojsku, lecz ciężko było to zauważyć.
- Co pana tak bawi? – spytał antykwariusz.
- Nic. Zaintrygował mnie pański ostry ton. Ja tylko chcę sprzedać stary zegar.
- Widzi pan, panie Hardy, nie jestem co do tego przekonany.
- Zapamiętał pan moje nazwisko?
- Zapisałem je sobie. Coś mi się w panu nie podobało.
- Tylko coś? – Slim westchnął, będąc już zmęczony tymi gierkami. – Dobra, chce pan poznać prawdę? Jestem tu na urlopie. Znalazłem ten zegar zakopany na Bodin Moor. Przez to cholerstwo nieomal złamałem sobie kostkę. Tak się składa, że obecnie zarabiam na życie jako prywatny detektyw. Ciężko mi oprzeć się tajemnicom.
- Cóż, to zmienia postać rzeczy – Bunce zmarszczył nos.
- O co panu chodzi?
Antykwariusz skinął, a następnie nadął policzki, jak gdyby miał wyjawić wielki sekret. Slim uniósł brew.
- Widzi pan – rzekł Bunce, - byłem ostatnią osobą spoza najbliższej rodziny Amosa Bircha, która widziała go żywego.
12
- Gdzie jest teraz znaleziony przez pana zegar?
Slim usiadł naprzeciwko Geoffa Bunce w kawiarni na rogu targu w Tavistock. Pociągnął łyka słabej kawy ze styropianowego kubka i odparł:
- Ukryłem go.
- Gdzie?
- Tam, gdzie na pewno będzie bezpieczny – uśmiechnął się detektyw.
- No tak – pokiwał głową Bunce. – Świetny pomysł. Ma pan jakiekolwiek pojęcie, co stało się z Amosem?
- Ani trochę.
- Ale jest pan prywatnym detektywem, prawda?
- Najczęściej zajmuję się zdradami małżeńskimi lub wyłudzeniami – powiedział Slim. – Nic porywającego. Nie zarobię żadnych pieniędzy na tym śledztwie, więc gdy trop się urwie, prawdopodobnie wyjadę stąd i poszukam spraw, za które płacą.
- Nie ma pan żadnych śladów?
- Mam ułożoną w głowie listę możliwości. Im więcej z nich będę w stanie wykreślić, tym bliżej będę rozwiązania zagadki.
- Co pan ma na tej liście?
- W zasadzie wszystko od morderstwa, po uprowadzenie przez kosmitów – zaśmiał się Slim.
- Chyba nie myśli pan… - Bunce urwał nagle i zmarszczył nos. – Ach, to był żart. Rozumiem.
- Nie mam pojęcia, co mogło się stać. W tej chwili po prostu staram się ustalić okoliczności tego zaginięcia. Być może mógłby mi pan w tym pomóc.
- W jaki sposób?
- Mówił pan, że widział go ostatni, nie licząc członków jego rodziny. Opowie pan coś o tym?
Bunce wzruszył ramionami i nagle zrzedła mu mina.
- To było dawno temu. Poszliśmy na spacer po wrzosowiskach, w stronę Yarrow Tor. Trasa prowadziła obok znajdującego się tam opuszczonego gospodarstwa.
- Po co tam szliście?
- To była nasza zwyczajowa trasa – wzdrygnął się dziwnie Bunce. – Chodziliśmy tam co kilka miesięcy. Bez szczególnego powodu.
- Pamięta pan, o czym rozmawialiście?
- O niczym specjalnym – potrząsnął głową Bunce. – Nie prowadziliśmy głębokich dyskusji. Często się widywaliśmy. Zawsze gadaliśmy o pogodzie, narzekaliśmy na politykę i takie tam.
- Niewiele mi to daje.
- Bo chyba nie ma zbyt wiele do opowiadania – powiedział z nutą rozczarowania Bunce. – Wie pan, znam Amosa od zawsze. Nie byliśmy jednak ze sobą na tyle blisko, żeby rozmawiać ze sobą o wszystkim. Taki to był człowiek. Często mówiono, że wolał zegary od ludzi.
- Powiedział pan, że ten zegar może być wart kilka tysiaków. Jak dobrym zegarmistrzem był Amos? Ale tak szczerze.
Bunce uśmiechnął się, ponieważ w końcu zadano mu pytanie, na które był w stanie odpowiedzieć.
- Miał złote ręce. Większość rzemieślników ma po jednej konkretnej zdolności, lecz Amos miał ich cały pakiet. Sam projektował, rzeźbił, a także budował mechanizm. Wszystko ręcznie. Ma pan pojęcia, jak ciężko jest wykonać ręcznie element zegara? W ciągu dnia powstaje jedna lub dwie części. To bardzo pracochłonne i w dzisiejszych czasach tylko kilka osób jest wstanie tak mocno się skupić. Wyjątkowy był ten Amos.
- Ile zegarów wykonywał?
- Nie tak wiele. Dwa lub trzy rocznie. Niektóre były na zlecenie, inne na sprzedaż dla prywatnych klientów. Nie spieszyło mu się. Nie chciał być bogaty. Lubił wrzosowiska i spokojne życie. Jego gospodarstwo przynosiło trochę zysków, wbrew temu co gadali ludzie, a pieniądze ze sprzedaży zegarów pozwalały mu na pewien poziom luksusu.
- Czy ktoś mógł mieć z nim na pieńku? Może niezadowolony klient?
- Możliwe, choć wątpię. Amos był pokornym człowiekiem.
- Co ma pan na myśli?
- Po prostu był bezkonfliktowy – oznajmił Bunce, gładząc się po brodzie. – Nigdy nie powiedział o nikim złego słowa. Poświęcił się pracy, a jego praca była dobra. Któż mógłby narzekać na zegary wykonane z takim sercem i troską? Jak często psują się zegary z kukułką? Ile razy wszedł pan do pubu, a w rogu wisiał taki niedziałający zegar? Z kolei zegary Amosa… Jak długo ten zegar leżał pod ziemią? Dwadzieścia lat? A mimo to można go nakręcić i znowu działa. Żaden kupiony w sklepie zegar nie jest taki trwały. Dzieła Amosa służyły latami.
Bunce nie miał już nic ciekawego do powiedzenia, więc Slim wziął jego numer, usprawiedliwił się i poszedł w swoją stronę. Dotarł na przystanek autobusowy i stanął w kolejce po bilet. I wtedy go olśniło.
Wyciągnął zapisany numer telefonu i zadzwonił do Bunce’a.
- Tak szybko się pan stęsknił?
- Tylko jedno krótkie pytanie – uśmiechnął się Slim. – Jak często należy nakręcać taki zegar jak ten, znaleziony przeze mnie.
- Nie wiem, raz na parę miesięcy. Amos robił takie niesamowite sprężyny. Można było je nakręcać i służyły latami.
- Dobrze, dziękuję.
Po