Mój książę. Julia Quinn. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Julia Quinn
Издательство: PDW
Серия: Bridgertonowie
Жанр произведения: Историческое фэнтези
Год издания: 0
isbn: 9788382021844
Скачать книгу
Berbrooke mógł ją dalej niepokoić, kiedy pozostawił ich na korytarzu. Wymierzył Nigelowi solidny cios w szczękę i niewątpliwie pozbawił go przytomności na kilka dobrych minut. Może nawet na dłużej, biorąc pod uwagę ocean trunków, który Berbrooke wlał w siebie wcześniej. A choć Daphne bezsensownie okazywała serce swemu niewydarzonemu amantowi, nie byłaby tak głupia, by pozostawać na korytarzu razem z nim, dopóki się nie ocknie.

      Spojrzał przez ramię w róg sali, gdzie zgromadzili się Bridgertonowie. Sprawiali wrażenie bawiących się jak sztubacy. Braci zagadywało prawie tyle samo młodych kobiet i starych matek ile Simona, ale jak zauważył, młode debiutantki nie spędzały nawet połowy tego czasu w towarzystwie Bridgertonów, który poświęciły jemu.

      Rzucił w ich kierunku gniewne spojrzenie.

      Anthony, który opierał się leniwie o ścianę, zauważył minę Hastingsa i z głupim uśmiechem na ustach uniósł kieliszek wina w jego kierunku. Potem przechylił lekko głowę, wskazując wzrokiem na lewo od przyjaciela. Simon odwrócił się w samą porę, by dać się pochwycić kolejnej matce, która wlokła za sobą trio córek ubranych w makabrycznie kwieciste sukienki, pełne plisek i falbanek, przyozdobionych naturalnie mnóstwem koronki.

      Pomyślał o Daphne w jej prostej szarozielonej sukni. Daphne, z jej żywymi brązowymi oczami i szerokim uśmiechem…

      – Wasza Wysokość! – zapiszczała matka. – Wasza Wysokość!

      Simon zamrugał, żeby wyostrzyć sobie wzrok. Koronkowa rodzina zdołała otoczyć go tak szczelnie, że nie mógł nawet posłać Anthony’emu mściwego spojrzenia.

      – Wasza Wysokość – powtórzyła matka – to wielki zaszczyt móc zawrzeć z panem znajomość.

      Simon zdołał skinąć sztywno głową. Brakowało mu słów. Żeński klan tak na niego naciskał, że Simon obawiał się nagłej śmierci wskutek braku powietrza.

      – Przysłała nas Georgiana Huxley – nie ustępowała kobieta. – Powiedziała, że koniecznie muszę przedstawić panu moje córki.

      Simon nie pamiętał żadnej Georgiany Huxley, pomyślał jednak, że mógłby ją z rozkoszą udusić.

      – Normalnie nie miałabym tyle śmiałości – ciągnęła – ale pański najdroższy, najdroższy papa był moim przyjacielem.

      Simon zesztywniał.

      – To był naprawdę wspaniały człowiek – mówiła dalej, a każde jej słowo było niczym gwóźdź wbijany w czaszkę Simona. – Człowiek świadomy swoich obowiązków względem tytułu. Na pewno był wspaniałym ojcem.

      – Nic mi o tym nie wiadomo – odgryzł się Simon.

      – Och! – Kobieta musiała kilka razy odchrząknąć, nim zdołała wydusić: – Rozumiem. Cóż. Mój Boże.

      Simon milczał. Miał nadzieję, że jego powściągliwość ją zniechęci i kobieta sobie pójdzie. Do diabła, gdzie się podział Anthony? Samo towarzystwo tych pań, traktujących go niczym rasowego ogiera rozpłodowego, było wystarczająco okropne, a jeszcze wysłuchiwanie pochwał na temat zalet jego ojca, starego księcia…

      To było zwyczajnie ponad jego siły.

      – Wasza Wysokość! Wasza Wysokość!

      Hastings zmusił się, by ponownie spojrzeć na stojącą przed nim damę, i przekonywał sam siebie, że powinien uzbroić się w cierpliwość. Przecież komplementowała jego ojca tylko dlatego, że jej zdaniem Simon właśnie to chciałby usłyszeć.

      – Pragnę jedynie przypomnieć panu – rzekła – że zostaliśmy sobie przedstawieni wiele lat temu, gdy był pan jeszcze lordem Clyvedon.

      – Tak – mruknął, rozglądając się za jakąś szczeliną w barykadzie, przez którą mógłby uciec.

      – To są moje córki – oznajmiła, wskazując na trzy młode damy. Dwie były dość ładne, trzecią natomiast maskowały jeszcze dziecięcy tłuszczyk i pomarańczowa sukienka, przy której jej cera wyglądała bardzo niekorzystnie. Dziewczyna nie sprawiała wrażenia zadowolonej z balu. – Czyż nie są urocze? – ciągnęła matka. – Moja radość i duma. I jak dobrze ułożone.

      Identyczne słowa Simon słyszał podczas kupowania psa. Ta myśl przyprawiła go o mdłości.

      – Wasza Wysokość, pozwalam sobie przedstawić Prudencję, Philipę i Penelopę.

      Dziewczęta dygnęły grzecznie, ale żadna nie miała śmiałości spojrzeć mu w oczy.

      – W domu mam jeszcze jedną – mówiła dama. – Felicytę. Liczy sobie dopiero dziesięć lat, więc nie przyprowadzam jej na takie spotkania.

      Simon nie miał pojęcia, dlaczego czuła potrzebę podzielenia się z nim tym szczegółem, ale postarał się nadać swemu głosowi ton grzecznego znudzenia (już dawno się przekonał, że jest to najlepszy sposób maskowania irytacji):

      – A pani jest?… – zagadnął.

      – Och, przepraszam najmocniej. Jestem panią Featherington, ma się rozumieć. Małżonek mój zmarł trzy lata temu, ale był najdroższym przyjacielem pańskiego, hm, papy. – Gdy przypomniała sobie reakcję Hastingsa na wspomnienie ojca, pod koniec wypowiedzi jej głos trochę się załamał.

      Simon skinął lekko głową.

      – Prudencja znakomicie gra na fortepianie – powiedziała pani Featherington ze sztucznym entuzjazmem.

      Simon zauważył zbolały wyraz twarzy najstarszej córki i natychmiast postanowił nie uczęszczać na wieczorki muzyczne pani Featherington.

      – A moja droga Philipa to zdolna akwarelistka.

      Philipa się rozpromieniła.

      Wówczas w Simona wstąpił jakiś diabeł, który kazał mu zapytać:

      – A Penelopa?

      Pani Featherington spojrzała panicznie przerażona na najmłodszą córkę, która wyglądała dość żałośnie. Dziewczyna nie była zbyt piękna, a wybrana przez matkę toaleta nie tuszowała usterek jej krągłej sylwetki. Trzeba jednak przyznać, że miała całkiem ładne oczy.

      – Penelopa? – powtórzyła pani Featherington nieco piskliwym głosem. – Penelopa… Hm… No cóż… to Penelopa! – odparła, wykrzywiając usta w jawnie fałszywym uśmiechu.

      Penelopa zrobiła taką minę, jakby chciała się schować pod dywan. Simon postanowił, że jeśli będzie musiał zatańczyć, poprosi właśnie ją.

      – Pani Featherington – dobiegł ich ostry i władczy głos, który mógł należeć wyłącznie do lady Danbury – czyżby pani pastwiła się nad księciem?

      Simon chciał odpowiedzieć twierdząco, lecz wspomnienie upokorzenia na twarzy Penelopy Featherington kazało mu wymruczeć pod nosem:

      – Ależ skąd.

      Lady Danbury zmarszczyła czoło, odwracając powoli twarz w jego stronę.

      – Kłamczuch.

      Następnie spojrzała znów na panią Featherington, która zzieleniała ze złości. Matka trzech córek nie odzywała się. Lady Danbury milczała. Wreszcie pani Featherington wymamrotała coś o pilnej wizycie u kuzynki, zgarnęła swoją gromadkę i szybko się oddaliła.

      Hastings założył ręce na piersiach, ale nie mógł ukryć swego rozbawienia.

      – To nie było zbyt grzeczne z pani strony – stwierdził.

      – Ba. Głupi babsztyl, tak samo zresztą jak jej córuchny. Może poza tą małą brzydulą. – Lady Danbury pokręciła głową. – Gdyby tylko przystroić ją w inny kolor…

      Simon próbował stłumić chichot, ale mu się to nie udało.

      – Wcale