Mój książę. Julia Quinn. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Julia Quinn
Издательство: PDW
Серия: Bridgertonowie
Жанр произведения: Историческое фэнтези
Год издания: 0
isbn: 9788382021844
Скачать книгу
i niechże się kochankowie sobą cieszą.

      Lecz kiedy zaczął się po cichu wycofywać, usłyszał coś, co przykuło jego uwagę.

      – Nie.

      Nie? Czyżby jakaś młoda dama została zaciągnięta do pustego korytarza wbrew swojej woli? Simon nie miał wielkiej ochoty zostać czyimkolwiek bohaterem, ale nawet on nie mógł przystać na to, by tego rodzaju zniewaga uszła płazem. Wyciągnął lekko szyję i nadstawił ucha, żeby lepiej słyszeć. Ostatecznie mógł się mylić. Jeśli nikt nie potrzebuje pomocy, to przecież nie będzie się rzucał do ataku niczym jakiś natrętny głupiec.

      – Nigelu – mówiła dziewczyna – naprawdę nie powinieneś był iść za mną aż tutaj.

      – Ale ja cię kocham! – wołał z namiętnością w głosie młody mężczyzna. – I chcę tylko, byś została moją żoną.

      Simon omal nie jęknął. Biedny, zaślepiony dureń. Przykro było tego słuchać.

      – Nigelu – powtórzyła nieznajoma głosem dziwnie łagodnym i cierpliwym – mój brat już ci powiedział, że nie mogę wyjść za ciebie za mąż. Mam nadzieję, że mimo wszystko pozostaniemy przyjaciółmi.

      – Twój brat niczego nie rozumie!

      – Owszem – odparła stanowczo. – Rozumie.

      – Do licha! Jeśli nie wyjdziesz za mnie, to kto zostanie moją żoną?

      Simon ze zdziwienia aż zamrugał. Jak na oświadczyny, te zdecydowanie były mało romantyczne.

      Dziewczyna najwyraźniej też tak uważała.

      – No cóż – odparła z nutą pewnego niezadowolenia w głosie – nie wierzę, żeby w sali balowej lady Danbury nie przebywało w tej chwili kilkadziesiąt innych młodych kobiet. Na pewno jedna z nich z rozkoszą przyjmie twoje oświadczyny.

      Simon lekko pochylił się do przodu, aby rzucić okiem na scenę. Dziewczyna znajdowała się w cieniu, natomiast mężczyznę było widać całkiem wyraźnie. Stał ze skruszoną miną i opuszczonymi przed siebie na znak klęski ramionami. Z wolna pokręcił głową.

      – Nie – powiedział z rozpaczą – nie przyjmie. Nie rozumiesz? One… one…

      Simon zadrżał, słysząc, że mężczyzna się zacina. On nie tyle się jąkał, ile nie mógł opanować wzruszenia, tak czy inaczej nie jest to przyjemne, gdy człowiek nie może wydusić z siebie jednego zdania.

      – Żadna nie jest tak miła jak ty – rzekł wreszcie. – Ty jedna w ogóle uśmiechasz się do mnie.

      – Och, Nigelu. – Westchnęła głęboko. – Jestem pewna, że się mylisz.

      Simon rozumiał, że starała się tylko być uprzejma. A kiedy westchnęła ponownie, stało się jasne, że nie będzie potrzebowała żadnej pomocy. Zdawała się całkowicie panować nad sytuacją i przy całym współczuciu Simona dla nieszczęsnego Nigela jego pomoc nie mogła się na wiele przydać.

      Poza tym zaczynał czuć się jak najgorszy podglądacz.

      Powoli się wycofywał, skupiając wzrok na drzwiach, które, jak wiedział, prowadziły do biblioteki, gdzie znajdowało się wejście do oranżerii. Stamtąd mógł przejść do głównego holu i skierować się do sali balowej. Byłoby to mniej dyskretne niż pokonanie drogi bocznymi korytarzami, ale przynajmniej nieszczęsny Nigel nie dowie się, że ktoś był świadkiem jego upokorzenia.

      Aż tu nagle, będąc o pół kroku od dogodnej drogi odwrotu, Simon usłyszał pisk dziewczyny.

      – Musisz za mnie wyjść! – krzyknął Nigel. – Musisz! Nigdy nie znajdę żadnej innej…

      – Nigelu, przestań!

      Simon odwrócił się z ciężkim westchnieniem. Zanosiło się na to, że mimo wszystko będzie musiał ratować panienkę. Długim krokiem ruszył z powrotem w głąb korytarza, przybierając swój najsurowszy, najbardziej książęcy wyraz twarzy. Na końcu języka miał słowa „zdaje się, że pani prosiła, abyś przestał”, ale wyglądało na to, że dzisiejszego wieczoru nie będzie mu dane odegrać roli bohatera, bo zanim w ogóle zdążył otworzyć usta, młoda dama zamachnęła się prawą ręką i wymierzyła w szczękę adoratora zaskakująco skuteczny cios.

      Nigel poleciał do tyłu. Jego ramiona jeszcze przez chwilę śmiesznie młóciły powietrze, a nogi rozsunęły się na boki. Simon zatrzymał się i patrzył z niedowierzaniem, jak dziewczyna klęka na oba kolana.

      – O Boże – zapiszczała cicho. – Nigelu, nic ci się nie stało? Nie chciałam uderzyć cię tak mocno.

      Simon parsknął śmiechem. Nie mógł się powstrzymać. Dziewczyna z przestrachem podniosła na niego wzrok. Simon wstrzymał oddech. Dotychczas dziewczyna znajdowała się w cieniu i zdołał dostrzec tylko kaskadę gęstych ciemnych włosów. Teraz jednak, gdy zadarła głowę, aby na niego spojrzeć, zobaczył duże, równie ciemne oczy i najpełniejsze, najbardziej soczyste usta, jakie widział w życiu. Według norm obowiązujących w towarzystwie jej twarz w kształcie serca nie zaliczała się do pięknych, ale w tej dziewczynie było coś takiego, co kompletnie zaparło mu dech w piersiach.

      Jej brwi, które były bardzo gęste i tworzyły łagodne łuki, teraz się ściągnęły.

      – Kim pan jest? – zapytała, a w jej głosie nie było śladu zadowolenia na widok Simona.

      3

      Piszącej te słowa szepnięto do ucha, że w sklepie jubilerskim Moretona widziano Nigela Berbrooke’a, który kupował pierścionek z brylantem. Czy długo będziemy czekać na nową panią Berbrooke?

      „Kronika Towarzyska Lady Whistledown”,

      28 kwietnia 1813

      Dzisiejsza noc po prostu nie mogłaby być już gorsza, zadecydowała Daphne. Najpierw musiała spędzić wieczór w najciemniejszym kącie sali balowej. Potem, kiedy próbowała uciec, musiała się potknąć o stopę Philipy Featherington, co kazało Philipie, która nie zaliczała się bynajmniej do najspokojniejszych dziewcząt na balu, zapiszczeć: „Daphne Bridgerton! Nic ci się nie stało?”. To oczywiście zwróciło uwagę Nigela, bo jego głowa poderwała się jak wystraszone ptaszysko, a on sam natychmiast popędził w jej stronę. Daphne liczyła, że zdoła wyprzedzić Nigela i wpaść do toalety dla pań, zanim mężczyzna ją dopadnie. Pech chciał, że Nigel zapędził ją w ciasny zaułek korytarza i zaczął żałośnie wyznawać jej swoją miłość.

      Już samo to było dostatecznie żenujące, a tu jeszcze okazało się, że ten mężczyzna – ten szatańsko przystojny i irytująco opanowany nieznajomy – stał się naocznym świadkiem całej awantury. Co gorsza, on się śmiał!

      Kiedy tak stał i świetnie się bawił jej kosztem, Daphne gromiła go wzrokiem. Nie wiedziała, kim jest, więc musiał być nowy w Londynie. Jej matka zadbała o to, aby córka została przedstawiona najbardziej atrakcyjnym pod względem matrymonialnym dżentelmenom. Ten oczywiście mógł być żonaty i dlatego nie trafił na ułożoną przez matkę listę potencjalnych ofiar, lecz Daphne wiedziała instynktownie, że nie mógł przebywać w mieście zbyt długo, bo inaczej cały świat już by o tym szeptał.

      Jego twarz była bliska ideału. Wystarczyła jedna chwila, aby sobie uzmysłowić, że ten mężczyzna wystawiłby na pośmiewisko wszystkie rzeźby Michała Anioła. Jego oczy były niezwykle intensywne – tak błękitne, że dosłownie jaśniały. Włosy miał bujne i ciemne, a wzrostem dorównywał jej braciom, co należało do rzadkości.

      Taki mężczyzna mógłby skraść gromadkę rozchichotanych młodych dam braciom Bridgertonom na dobre, myślała drwiąco Daphne.

      Dlaczego tak bardzo ją to denerwowało, nie wiedziała. Może dlatego, że według niej mężczyzna tego pokroju nie zainteresuje się nigdy