Pieśń o kruku. Paweł Lach. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Paweł Lach
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Зарубежное фэнтези
Год издания: 0
isbn: 9788363842635
Скачать книгу
magii na świecie, która zagwarantowałaby, że skrytobójca nie pojawi się któregoś dnia za jego plecami, albo że banda rzezimieszków nie zakołacze do bram.

      Holgi spojrzał na kruka ze złością, a Bjarni tylko uśmiechnął.

      – Czy nie chciałbyś oddać mi jeszcze jednej przysługi? – zapytał czarnoksiężnik, a zanim przybysz zdążył odpowiedź, Holgi podszedł do jednego z regałów.

      – Płacącemu hojnie, nie odmawia się – odparł Bjarni. – Oczywiście jeśli nie pragnie czegoś, co jest niemożliwe do spełnienia.

      – Czy są dla ciebie rzeczy niemożliwe? – zapytał czarnoksiężnik, unosząc gęste brwi. Zbliżywszy się do Bjarniego wyciągnął pierścień, w którym tkwił drogocenny kamień. – Wbrew pozorom nie jest wiele wart, ale dla kogoś ma spore znaczenie… powiedzmy, że sentymentalne – dodał Holgi, szepcząc przybyszowi na ucho.

      – Raczej magiczne – zauważył Bjarni.

      – Zapomniałem, że nie brak ci przenikliwości. – Czarnoksiężnik uśmiechnął się. – Jeśli chcesz zarobić jeszcze, to dostarcz ten pierścień Ragnirowi. To jedynie trzy dni drogi piechotą. Trzeba iść prosto na północ.

      – Czy to nie kraniec świata?

      – Przynajmniej tego, który znany jest śmiertelnikom – odrzekł Holgi. – Musisz też wiedzieć, że Ragnir jest karłem. Ten pokurcz to łasy na złoto cwaniak, zresztą jak każdy z jego podłego rodu.

      – Gdzie trud wart kolejnej sakiewki? – zapytał z przekąsem Czarnobrody. – Bo wędrówka przez lodową pustkę to chyba za mało.

      – Będę z tobą uczciwy i wyznam, że wysłałem w tamte strony, choć w różnych misjach, kilku ludzi. Żaden z nich nie powrócił.

      Bjarni zaczął rozmyślać. Czy kiedykolwiek ktoś z jego rodu cofnął się przed jakimś wyzwaniem?

      – Dobrze, starcze. Umowa stoi. Wyruszę na północ. Wrócę, nim piasek w klepsydrze ponownie się przesypie.

      – Podobne zapewnienia słyszałem od kilku przed tobą – odparł Holgi.

      – Czy kogokolwiek z nich zwano jednak Krukiem?

      – Nie – odparł czarnoksiężnik. – Nikt nie nosił równie złowróżbnego przydomka. Żaden nie był też tak pewny siebie.

      – Przedstawiciele naszego rodu tak już mają! – zawołał Grimo, bijąc skrzydłami z zadowoleniem. A potem, przysiadając na ramieniu Bjarniego i korzystając z chwilowej nieuwagi czarnoksiężnika, szepnął najemnikowi na ucho: – Nie ufaj Ragnirowi, zwłaszcza jego przymilnym słowom, ale nie myśl też, że Holgi jest twoim przyjacielem.

* * *

      Po trzech dniach i trzech nocach wędrówki, gdy Bjarni ledwo już stał na nogach, a każdy mocniejszy podmuch wichru chwiał nim, w mrokach nocy zamigotało światło. Podążył zatem w tę stronę, brnąc przez zaspy, aż w końcu dostrzegł niewyraźny zarys jakiegoś budynku. Gdy był już blisko, zdawało mu się, że widzi spore domostwo, ze spadzistym dachem, rzędem niedużych okien i wielkimi drzwiami, przypominającymi wrota prowadzące do dworu możnego pana na rozległych włościach.

      Nie to jednak było najdziwniejsze. Bjarni już z dala słyszał, jak z wnętrza wielkiej chaty dobiegają wesołe odgłosy zabawy. Wydawało się, że biesiada sprosiła na to odludzie licznych gości. A gdy zbliżył się znacznie, przed wrotami prowadzącymi do budynku ujrzał chłopca, na oko dziesięcioletniego, który, siedząc na skraju wielkiej beczki, machał obutymi w skórzane ciżmy nogami. Bjarni szybko zorientował się, że ma do czynienia nie z dzieckiem, a karłem. Dostrzegł też, że beczka wypełniona jest po brzegi złotem i kosztownościami.

      Po chwili, kiedy wędrowiec stanął opodal bramy prowadzącej do chaty, Bjarni i Ragnir – bo nie mógł to być nikt inny – spojrzeli sobie w oczy. Twarz karła zorana była zmarszczkami i pokryta bruzdami, co dodawało jej złowieszczego charakteru. Ubrany w granatowy kubrak i żółte spodnie, z zaciągniętym na głowę kapturem, spod którego wystawał wysadzany drogimi kamieniami diadem, Ragnir również patrzył na przybysza z zaciekawieniem. Mrużąc jedno z wyłupiastych oczu i drapiąc się po wydatnym, garbatym nosie, odezwał się w końcu skrzekliwym głosem:

      – A zatem to ciebie zowią Krukiem. Sporo o tobie słyszałem, choć… – rzekł karzeł, przypatrując się uważnie wędrowcowi. – Wieści były chyba przesadzone. No i bogowie muszą ci nie sprzyjać, skoro straciłeś po drodze zapasy i pewnie miałeś parę niemiłych przygód. A może ktoś, kto zna potężną magię, próbuje nastawać na twoje życie? Nie zastanawiałeś się nad tym?

      Przemarznięty, zasypany śniegiem, wychudzony, ze zlepionymi włosami i zmierzwioną brodą, do której przyczepiały się sopelki lodu, Bjarni nie wyglądał dostojnie. Ale nawet niewprawne oko musiało dostrzec w spojrzeniu wędrowca blask.

      – Ty… Ty jesteś Ragnir – powiedział Bjarni łamiącym się głosem.

      – Nie da się ukryć – zachichotał karzeł. – Przynajmniej tak mnie nazywają w sagach, bo język podziemnych plemion zdaje się śmiertelnikom zbyt trudny do wymówienia.

      – Przysłał mnie tu Holgi.

      – Czego chce ten zabawny starzec? – Ragnir zeskoczył z beczki na której siedział i podszedł do Bjarniego. Karzeł sięgał przybyszowi zaledwie do pasa. – Błony nietoperza? Śliny ropuchy? A może jeszcze innego specyfiku? Nie mogę być mu zatem pomocny. Gromadzę złoto… – powiedział Ragnir z dreszczem zadowolenia. – Czemu Holgi najął sobie pachołka? Nie mógł sam się tutaj pofatygować?

      Bjarni puścił te złośliwe uwagi mimo uszu.

      – Holgi prosił bym przekazał ci to – powiedział, rzuciwszy w kierunku Ragnira złoty pierścień. Karzeł pochwycił go zręcznie i zaczął przyglądać się jubilerskiej robocie. Złoto sprawiło, że jego twarz się rozpromieniła.

      – Piękny, cudny, oszałamiający! – powiedział Ragnir z zadowoleniem. – Możesz przekazać swojemu panu wyrazy mego zadowolenia. Tak… My tu gadu, gadu o interesach, a ty musisz być wielce strudzony, co? Niegrzecznie z mojej strony zadręczać cię pytaniami. Skoro wybrałeś się aż na kraniec świata, nie mogę cię wypuścić tak po prostu. Sam przyznasz, że jeśli chcesz powrócić do wieży Holgiego i ponownie przebrnąć przez wieczną zmarzlinę, to musisz się ogrzać, porządnie najeść i wyspać. Inaczej martwy spoczniesz na wieki wśród śniegów!

      Bjarni wiedział, że karzeł ma rację. Pamiętał jednak o przestrogach Grima. Ragnirowi nie można było ufać.

      – Wiem, wiem – odezwał się znowu karzeł. Łypiąc okiem i jakby czytając w myślach mężczyzny powiedział: – Widzę to po twej nietęgiej minie. Przestrzegano cię, by nie wierzyć moim słowom. Czy jednak możesz ufać czarnoksiężnikowi i jego pomagierowi, skoro wysłali cię na pewną śmierć? Nie masz chyba złudzeń, że wędrówka była tak uciążliwa za sprawą ich knowań? Pewnie słyszałeś, że niejeden śmiałek wyruszył na północ i nigdy już nie powrócił… To prawda! Część nie miała po prostu dość sił i ducha, by przedrzeć się przez wieczne śniegi. Wielu jednak skorzystało z mej gościny i zostali po dziś dzień, z własnej woli. Nikogo nie więziłem i nie zamierzam.

      – Doprawdy? – Bjarni nie chciał dowierzać.

      – Zapraszam jedynie na biesiadę – powiedział Ragnir wskazując drzwi prowadzące do gospody. – Czy słyszysz wesołe głosy, które dobiegają z wnętrza gospody? Po co tłuc się po świecie, jeśli można wieść szczęśliwe życie, nie ruszając się z miejsca? Ofiarowuję szczęście, drogi Bjarni. Gdy ktoś przybywa w me skromne progi, musi jedynie zapłacić w złocie. Jedna moneta lub trzy. Może