– O Boże! Co za cuda! To się da tak zwiększać i zmniejszać?? Niewiarygodne. Niewiarygodne... – Pani Helena wciąż się dziwiła.
– A jest podobna? – dopytywała Karolina, śmiejąc się z sympatią ze zdumienia pani Heleny.
– Nie, do nikogo nie jest podobna... – Helena się zafrasowała. – Na córkę Kazika za młoda, a poza tym, z tego, co pamiętam, to wnuczka Stefana ma na imię Ania. Mieszka w Malborku.
– O! To znalazłyśmy taką! – ucieszyła się Karolina i szybko pokazała zdjęcia drugiej dziewczyny.
– No ta to by bardziej pasowała. – Helena pokiwała głową. – Chociaż też nie jest podobna... Ale w sumie Kazik to bardziej w matkę się wdał niż w Stefana... I jakby się tak dobrze przyjrzeć... No nie wiem, może to i ona...
– To napiszemy do niej i zapytamy – stwierdziła Karolina. – A! I jeszcze znalazłyśmy Rafała Maliszewskiego.
Helena poczekała, aż dziewczyny przełączą profil, i powiększą fotografię. Z wypiekami na twarzy wpatrywała się w zdjęcie młodego, przystojnego szatyna o chmurnym spojrzeniu.
– O Boże! To Stefan! Ale skąd? Jak tu on się znalazł? Przecież to niemożliwe! – wykrzyknęła, poruszona. – Skąd to macie?
– To jest Rafał Maliszewski. Mieszka w Miłoradzu – wyjaśniła Karolina. – Pewnie to będzie syn tego Kazimierza. Może przeprowadził się do Miłoradza?
– Ależ nie! W Miłoradzu to mieszka Wiesiek! – oznajmiła Helena.
– Wiesiek? Kim jest Wiesiek? – dopytywała Margarethe, nic nie rozumiejąc.
– To starszy syn Stefana... On ma dwóch synów, ale z tym starszym to się dawno poróżnili i nawet nie ma co do niego pisać – wyjaśniła szybko. – Ale ten Rafał... To musi być syn Wiesława... Skóra zdjęta ze Stefana!
– No to piszemy do niego. I do tej Ani – zdecydowała Karolina. – Może któreś z nich odpisze.
– Tak, trzeba spróbować. – stwierdziła Helena stanowczym tonem. – Karolina...
– Tak?
– A dałoby się to zdjęcie pokazać Stefanowi? On musi to zobaczyć!
– Oczywiście, że by się dało – przytaknęła Karolina z uśmiechem. – Ale może najpierw się upewnimy, że to krewny pana Stefana?
– Przede wszystkim to musimy się upewnić, czy ten Rafał w ogóle będzie chciał z nim rozmawiać. Bo tego, że to krewny Stefana, jestem pewna – stwierdziła smutnym tonem.
– To ja napiszę ze swojego konta, żebyśmy od razu dostały sygnał, jak odpisze – zaproponowała Margarethe, chcąc zmienić temat, który wyraźnie stał się przygnębiający.
– Racja. Napisz. Poza tym jak zobaczy taką młodą, śliczną dziewczynę na zdjęciu, to na pewno zdecyduje się odpisać. – Karolina zaśmiała się, również próbując nieco poprawić nastrój pani Helenie. Wyglądała na zszokowaną i przygnębioną zarazem.
– Przestań! – odpowiedziała rozbawiona Margarethe. – Ale... Chłopak fajny... Skoro jest podobny do pana Stefana, to dziwię ci się, ciociu, że za młodu... No wiesz... – Margarethe niezręcznie było o tym mówić, ale musiała przyznać, że Rafał Maliszewski naprawdę robił wrażenie.
Helena nie odpowiedziała. Nie potrafiła o tym mówić spokojnie, zresztą Margarethe i tak by nie zrozumiała, że dla niej najważniejsza była przyjaźń, która łączyła ich od tylu lat. To ona pomogła jej przeżyć najtrudniejsze chwile. Nie chciała jej zepsuć żadnym fizycznym zauroczeniem, obawiając się, że mogłoby nie przetrwać próby czasu. Poza tym tak naprawdę nigdy nie myślała o założeniu rodziny. Po tym, co zobaczyła w czasie wojny, bałaby się wydać na świat dzieci i narażać je na doświadczenie tego, co ona musiała przeżyć. Wolała zostać sama ze swoimi wspomnieniami. Teraz, na starość co prawda trochę zaczęło jej brakować towarzystwa, ale w jej życiu pojawiła się Karolina, a potem Margarethe. Nie czuła się samotna.
*
„Nie wytrzymam, nie wytrzymam...”, myślała Hania, starając się zapanować nad nerwami. – Wdech, wydech, wdech, wydech. Spokojnie, spokojnie, tylko spokojnie!
– Janek! – Hanka otworzyła okno i zawołała męża. – Chodź tu na chwilę!
– Coś się stało? – zapytał zdyszany Janek, podbiegając pod dom.
– Niiiic, niiic się nie stało! Poza tym, że twoja mama wykopuje moje kwiaty! Mówiłam jej, żeby je zostawiła, a ona stwierdziła, że za dużo tu rośnie tych chwastów i trzeba to uporządkować. Za dużo! To ja tyle lat dosadzałam i rozmnażałam, a gdy wreszcie doczekałam się bujnych krzewów, to ona chce je wykopać! Zrób coś!
– Już idę. Uspokój się. Połóż się, ja to załatwię. Tylko się nie denerwuj.
– Sam się nie denerwuj! Moje kwiaty! – wykrzyknęła z oburzeniem Hania.
Mogła dużo znieść. Była cierpliwa i łagodna, ale niszczenia wielu lat swojej pracy nie zamierzała tolerować. Myślała, że teściowa wreszcie przystopowała, bo ostatnio nieco się uspokoiła, ale to był tylko chwilowy spadek formy. Wraz z nadejściem jesiennych chłodów jej serce, nieco rozgrzane letnimi upałami, znowu się chyba zmroziło. Hanka już nawet przestała marzyć o tym, że do ich domu wróci dawna normalność, ale miała nadzieję chociaż na odrobinę spokoju.
Z zaciśniętymi pięściami obserwowała, jak Janek odwodził matkę od wykopania jej ukochanych kwiatów. Po dłuższej chwili zdenerwowana Weronika wzięła haczkę pod pachę i przeklinając niewdzięczną i na niczym nieznającą się synową, poszła w stronę warzywniaka. Hanka odetchnęła z ulgą. Janek wsadził z powrotem wykopane krzewy i obficie podlał je wodą. Była nadzieja, że się przyjmą i wciąż będą cieszyć oko gęstwiną zieleni wokół ganku.
Tomek, który wyłonił się z sadu, pokiwał znacząco głową. Starał się schodzić babci z drogi, ale i tak zawsze znalazła okazję, żeby go skarcić albo pouczyć. Więcej cierp-liwości miała dla jego siostry. Po pamiętnych siedemdziesiątych urodzinach, kiedy to Dominika wbrew jej woli i faktom poinformowała wszystkich o rzekomym złym stanie jej zdrowia i słabej kondycji, starała się nie wchodzić w zatargi z wnuczką. Obawiała się, że mała spryciara mogłaby wymyślić coś w odwecie. Łatwiej jej było atakować Tomka, który poburczał czy odpyskował, ale nigdy nie odważyłby się tak wprost wystąpić przeciwko niej.
– Babcia zabrała się za twoje kwiaty? – zapytał Tomek, wchodząc do pokoju, w którym Hania spędzała całe dnie. Zalecenia lekarza były surowe i stanowczo zabraniały jakiejkolwiek aktywności fizycznej poza koniecznymi czynnościami.
– Na szczęście tacie udało się je uratować. Nie wiem, co babce strzeliło do głowy. Tyle razy jej tłumaczyłam, że specjalnie tak zagęszczam te krzewy, a ona i tak się uparła, że je przerzedzi.
– Norma. Babcia zawsze wie lepiej. Ciężko ją zrozumieć – przytaknął kpiąco Tomek, rozsiadając się w fotelu. – Zresztą w ogóle ciężko zrozumieć kobiety.
Hania spojrzała na niego z uwagą. W jego głosie wybrzmiały żal i złość. Już wczoraj zauważyła, że jest jakiś zamyślony i nieobecny. Dobrze znała swojego syna i czuła, że coś go martwiło. Może jakieś kłopoty w szkole? A może pokłócili się z Wiktorią? Niełatwo było go namówić na zwierzenia, ale postanowiła spróbować i podpytać.
– A co masz konkretnie na myśli, synku? – zapytała, marszcząc czoło.
–