Poza tym, jak w latach 2003–2007 regularnie występowałem w spektaklu „Przypadek Klary” w Teatrze Polskim we Wrocławiu, który był zupełnie innym miastem, zrozumiałem, że Warszawa przez swoją napinkę jest strasznie głupia. Wcześniej czegoś podobnego doznałem, jeżdżąc pod koniec lat dziewięćdziesiątych do Katowic. W Warszawie na imprezach wszyscy stali pod ścianą i zerkali spode łba, było agresywnie, a na Śląsku tego zupełnie nie uświadczyłem. Wyprawy do chłopaków z HaiHaieR wywarły na mnie pozytywny wpływ. To było niedługo po premierze „EP+”. Swoją drogą, Jajonasz był jednym z pierwszych polskich raperów, którymi się zajarałem. Miał nawet dograć swoją zwrotkę do „Friko” na „Światłach miasta”. Później miał też pojawić się na „Eternii”, ale do żadnej z tych nagrywek ostatecznie nie doszło, czego bardzo żałuję.
W innym wywiadzie z kolei, już po wydanej w 2011 roku płycie Parias, powiedziałeś, że masz zamiar udać się w roczną podróż po świecie. Któregoś razu wspominałeś też, że etap, kiedy powstawały „Zapiski z 1001 nocy” – ta płyta ukazała się rok wcześniej – był dla ciebie najtrudniejszy w życiu. Podejrzewam, że właśnie to wywołało w tobie potrzebę wyjechania jak najdalej i odcięcia się od wszystkiego.
Ostatecznie nie ruszyłem w tę podróż, ale rzeczywiście był to dla mnie bardzo zły czas. W odstępie kilku miesięcy umarło kilka bliskich mi osób, a do tego kobieta, z którą myślałem, że będę do końca życia, powiedziała mi, żebym spierdalał. Nie wytrzymałem tego wewnętrznie i uznałem, że moje życie jest nic niewarte, dlatego praca nad Pariasem i wcześniej nad „Zapiskami…” była bardzo trudna. Na „Zapiski…” nie napisałem ani nie nagrałem choćby jednego tekstu na trzeźwo.
Gdy się o tym dowiedziałem, byłem zdziwiony o tyle, że – słuchając tej płyty…
…tego nie słychać. Wiem o tym. Tym niemniej był to ciąg alkoholowy, który trwał ponad rok. Rano kupowałem ćwiartkę wódki i dużego energetyka, w ciągu dnia piłem trzysta pięćdziesiąt mililitrów ginu, a wieczorem co jeszcze się w siebie wlało, to się wlało. Tak spędziłem – z zegarkiem w ręku – trzysta osiemdziesiąt dziewięć dni mojego życia. Dzień po dniu. Na Facebooku ktoś założył grupę: „Czy Eldo będzie dzisiaj w Planie B?”. Któregoś razu przyszedłem trzeźwy – w moim mniemaniu – na plac Zbawiciela, wypiliśmy w Planie po kieliszku, po czym zszedłem na dół. Przewróciłem się i nie potrafiłem się podnieść. Zorientowałem się, że następnym krokiem będzie to, że nie będę żył, i bardzo się tego wystraszyłem. Trzy dni później byłem już w samolocie do Portugalii z namiotem, siekierą i linami, by w grudniu wędrować po górach. Uznałem, że czas to skończyć – albo ze sobą, albo tę historię.
W pewnym momencie zacząłem po alkoholu robić bardzo złe i głupie rzeczy, a ja nie jestem głupim człowiekiem i nie jestem zły. Na głowie i na rękach pojawiło się kilkanaście nowych blizn, bo każda konfrontacja oznaczała dla mnie od razu bójkę. Jak ktoś się na mnie źle spojrzał, to wyciągałem go przed klub – i łup! Kobiety traktowałem jak szmaty, bliskich traktowałem jak szmaty, nie dotrzymywałem żadnych zobowiązań, praca stała się niezwykle uciążliwa… Prowadząc audycje w Polskim Radiu Euro [obecnie Czwórka – przyp. red.], ani razu nie byłem trzeźwy; piłem wódkę między wejściami. Przez długi czas myślałem, że nie ma problemu, choć nie dotrzymywałem terminów i miałem wyjebane, bo moim celem było wlanie w siebie odpowiedniej dawki alkoholu i zagłuszenie wszystkich rzeczy.
Od dzieciaka miałem tak, że jak przestawałem widzieć sens w czymkolwiek, przestawienie się na rzeczywistość destrukcyjną nie było dla mnie niczym trudnym. Może dlatego nigdy nie miałem problemu z atakiem czy agresją wobec mnie. Jeżeli chcesz ze mną tańczyć, to będziemy tańczyć. I don’t give a fuck. Nie widziałem sensu w zachowywaniu się inaczej. Uważałem, że skoro umierają ludzie obok, a kobieta, w której widziałem oparcie, mnie zostawiła, to jest droga wyłącznie w jedną stronę. Kobiety zresztą zawsze były dla mnie źródłem największego cierpienia. To jedyna rzecz, która jest w stanie rozłożyć mnie na kawałki i przez którą w konsekwencji postanowiłem wskoczyć na karuzelę, która zbyt szybko się kręci. Dlatego też na Pariasie nie dograłem swojej zwrotki do „Drzazg”. Napisałem trzy wersy i uznałem: zabawa stop. Nie chciałem, żeby świat się dowiedział, co miałem wtedy do powiedzenia.
Pogłębiając jeszcze temat używek – przyznałeś kiedyś, że do dwudziestego szóstego–dwudziestego siódmego roku życia byłeś abstynentem. Kłóci mi się to z tym, że w „Blokersach” powiedziałeś, że – parafrazując – rodzice prowadzili ze sobą wojnę, przez co miałeś poczucie, że nie masz po co wracać do domu i, nie radząc sobie z tym, uciekłeś na moment w narkotyki.
Miałem epizod z heroiną i amfetaminą – na szczęście bardzo krótki. Uciekałem z domu, nawet bez butów. Mieszkałem blisko Kampinosu, więc biegłem tam i wracałem dwa dni później. Jak już poznałem NOONa, jego matka powiedziała: „Leszek, nie ma mowy, żebyś do lasu uciekał. Uciekaj do nas, jak coś się dzieje”.
Dlaczego musiałeś uciekać?
Lata dziewięćdziesiąte: stresy materialne, ojciec zarabiał marne pieniądze, matka nie miała pracy; dużo niepokoju. Do tego byłem niezbyt grzecznym dzieckiem, sprawiałem mnóstwo problemów, sporo się biłem. Byłem jednym z większych łobuzów w szkole: temu wybiłem zęby, tamtemu prawie oko wykłułem…
Jestem cholernie wdzięczny NOONowi za to, że miałem dokąd uciec. Za to, że dostawałem od jego mamy obiad i nikt na mnie nie krzyczał. Wcześniej robiłem nierozsądne rzeczy. Spanie w szybie windy nie jest mądre. Okradanie ludzi nie jest mądre. A to było na zasadzie: zrób coś, żeby wywołać reakcję. Miałem bardzo autodestrukcyjny charakter. Nie stanowiło dla mnie problemu wypierdolić szybę i mieć pociętą rękę, bo co to znaczy: pocięta ręka? Tylko na papierze jestem z normalnej rodziny. W takich domach czasami upudrowana na zewnątrz rzeczywistość w środku już tak kolorowo nie wygląda.
Ucieczką był wtedy dla mnie islam, który stanowił zwarty system wartości. Zmieniłem wiarę, jak miałem osiemnaście lat. Bardzo długo trzymałem się tego systemu moralnego, ale później pochłonął mnie koncertowy tryb życia, gdzie z każdej strony podsuwano alkohol i dragi. Jeśli się chce, to bardzo łatwo jest się zgubić.
Wracając do poprzedniego wątku – wyjazd do Portugalii jakoś ci pomógł?
Pomógł na tyle, że po powrocie do Polski w ogromnym stopniu ograniczyłem picie oraz wróciłem do sportu, a od 2018 roku nie miałem kropli alkoholu w ustach. Pierwszej nocy po przylocie myślałem, że wyląduję w szpitalu, bo odstawienie alkoholu po tak długim czasie to dla organizmu gigantyczny szok. Zrozumiałem jednak, że świat jest zbyt piękny, żeby z niego rezygnować. Zrozumiałem, że sytuacja, w której wchodzę do domu, biorę kij golfowy i przebijam się nim przez ścianę do pokoju po drugiej stronie, nie jest w porządku. Nie życzę nikomu, żeby bez zapowiedzi odwiedziła go matka, zobaczyła, co się dzieje, rozpłakała się i wyszła.
Odsunąłem się wtedy mocno od jakiejkolwiek metafizyki czy religijności, pomimo że przez wiele lat byłem osobą bardzo wierzącą. Nie traktowałem niczego poważnie, więc aspekt finansowy jest tu najmniej ważny, ale domyślam się, że przez półtora roku przebalowałem równowartość mieszkania na dobrym osiedlu w Warszawie.