Świąteczne tajemnice. Группа авторов. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Группа авторов
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Зарубежные детективы
Год издания: 0
isbn: 9788382021448
Скачать книгу
żałowała, że Desmond przyjechał tu właśnie w czasie świąt. Właściwie żałowała niemal, że w ogóle tu przyjechał. Znacznie przyjemniej spędzało się z nim czas w Londynie niż tutaj.

      Tymczasem chłopcy i Bridget wracali znad jeziora, wciąż dyskutując z powagą o problemach związanych z jazdą na łyżwach. Z nieba spadały na razie pojedyncze płatki śniegu, wystarczyło jednak spojrzeć na chmury, by zrozumieć, że wkrótce rozpada się na dobre.

      – Będzie śnieżyło przez całą noc – stwierdził Colin. – Mogę się założyć, że do jutra rana napada parę ładnych stóp śniegu.

      Wszyscy uznali, że to bardzo przyjemna perspektywa.

      – Ulepmy bałwana – zaproponował Michael.

      – Dobry Boże – powiedział Colin. – Nie lepiłem bałwana od… odkąd miałem około czterech lat.

      – Nie wydaje mi się wcale, żeby to było takie łatwe – przemówiła Bridget. – Trzeba wiedzieć, jak się do tego zabrać.

      – Moglibyśmy ulepić posąg pana Poirota – podsunął Colin. – Przyczepić mu sztuczne wąsy. Chyba są jakieś w pudle z kostiumami.

      – Nie bardzo rozumiem, jak pan Poirot mógł kiedykolwiek być detektywem – stwierdził Michael w zamyśleniu. – Po prostu nie wyobrażam sobie, żeby kiedykolwiek był w stanie przebrać się za kogoś innego.

      – Rozumiem to. – Bridget pokiwała głową. – I trudno sobie wyobrazić, jak biega z mikroskopem, szukając jakichś tropów, albo mierzy ślady stóp.

      – Mam pomysł – odezwał się ponownie Colin. – Odegrajmy specjalnie dla niego małe przedstawienie!

      – Co masz na myśli? – zdziwiła się Bridget.

      – Zaaranżujmy dla niego morderstwo.

      – Cudowny pomysł – zapaliła się Bridget. – Masz na myśli ciało w śniegu czy coś w tym rodzaju?

      – Tak. Poczułby się wtedy jak u siebie, prawda?

      Bridget zachichotała.

      – Nie wiem, czy posunęłabym się aż tak daleko.

      – Jeśli spadnie śnieg – kontynuował Colin – będziemy mieli idealne warunki. Ciało i ślady stóp – trzeba to będzie dobrze przemyśleć, wybrać któryś ze sztyletów dziadka i przygotować sztuczną krew.

      Przystanęli i, nie zważając na coraz gęstszy śnieg, wdali się w ożywioną dyskusję.

      – W starej sali lekcyjnej są farby. Moglibyśmy rozrobić trochę karmazynowej.

      – Moim zdaniem karmazynowa będzie za jasna – sprzeciwiła się Bridget. – Powinna być bardziej brązowa.

      – Kto odegra ciało zmarłego? – spytał Michael.

      – Ja – zgłosiła się szybko Bridget.

      – Och, daj spokój – zaprotestował Colin. – Ja chciałem być trupem.

      – Nie, nie, nie. – Bridget pokręciła głową. – To muszę być ja. Bo to musi być dziewczyna. Wtedy całość nabierze wyrazu. Piękna dziewczyna leżąca bez życia na śniegu.

      – Piękna dziewczyna! Aha… – mruknął Michael drwiąco.

      – Poza tym mam czarne włosy – dodała Bridget.

      – A jakie to ma znaczenie?

      – Czarne włosy kontrastują ze śniegiem, do tego założę jeszcze moją czerwoną piżamę.

      – Jeśli włożysz czerwoną piżamę, nie będzie widać plam krwi – zauważył rozsądnie Michael.

      – Ale wyglądałaby bardzo dramatycznie na śniegu – broniła swojego pomysłu Bridget. – Poza tym ma białe wyłogi, więc krew mogłaby być na nich. Och, czy to nie byłoby wspaniałe? Myślicie, że naprawdę da się nabrać?

      – Owszem, jeśli dobrze to przygotujemy – odrzekł Michael. – Na śniegu zostaną tylko twoje ślady oraz ślady drugiej osoby, które potem będą wracać do domu, męskie, oczywiście. Nie będzie chciał ich zadeptać, więc nie zorientuje się, że żyjesz. A nie sądzicie… – Michael przerwał, tknięty nagłą myślą. Pozostali spojrzeli na niego pytająco. – Nie sądzicie, że go to zdenerwuje?

      – Och, nie wydaje mi się – odparła Bridget z optymizmem. – Na pewno zrozumie, że zrobiliśmy to tylko po to, by go rozbawić. Coś w rodzaju bożonarodzeniowego smakołyku.

      – Moim zdaniem nie powinniśmy tego robić w samo Boże Narodzenie – stwierdził Colin z namysłem. – Dziadkowi raczej by się to nie spodobało.

      – Więc na następny dzień, Boxing Day – zaproponowała Bridget.

      – Tak, Boxing Day byłby w sam raz – zgodził się Michael.

      – Dzięki temu będziemy też mieli więcej czasu – kontynuowała Bridget. – Musimy przecież przygotować sporo rzeczy. Chodźmy do środka i sprawdźmy, czy mamy wszystkie rekwizyty.

III

      To był pracowity wieczór. Przyniesiono ostrokrzew i jemiołę, w kącie salonu ustawiono też choinkę. Wszyscy pomagali ją ubierać, zatykać gałązki ostrokrzewu za obrazami i wieszać jemiołę w dogodnych miejscach w holu.

      – Nie miałem pojęcia, że praktykuje się jeszcze takie archaiczne zwyczaje – mruknął Desmond do Sary, uśmiechając się drwiąco.

      – Zawsze to robiliśmy – broniła się Sarah.

      – Też mi powód!

      – Och, nie nudź, Desmondzie. Mnie to bawi.

      – Sarah, kochanie, nie wierzę!

      – Cóż, może nie do końca… ale w pewnym sensie.

      – Kto się odważy zmierzyć ze śniegiem i pójdzie na pasterkę? – spytała pani Lacey na dziesięć minut przed północą.

      – Nie ja – odburknął Desmond. – Chodź, Saro.

      Położywszy dłoń na ramieniu dziewczyny, skierował ją do biblioteki i podszedł do skrzynki z płytami.

      – Wszystko ma swoje granice – mówił. – Msza o północy!

      – Tak. – Sarah skinęła głową. – O tak.

      Tymczasem większość pozostałych gości, przekrzykując się i śmiejąc głośno, wkładała już płaszcze i buty. Dwaj chłopcy, Bridget, David oraz Diana wyruszyli do odległego o dziesięć minut drogi kościoła. Po chwili ich śmiech ucichł w oddali.

      – Pasterka! – parsknął pułkownik Lacey. – Kiedy byłem młody, nigdy nie chodziłem na mszę o północy. Zresztą co to za msza! Wymysł papistów i tyle! Och, najmocniej przepraszam, panie Poirot.

      Poirot machnął ręką.

      – Nic się nie stało. Proszę się mną nie przejmować.

      – Moim zdaniem jutrznia jest wystarczająco dobra dla wszystkich – kontynuował pułkownik. – Porządne, poranne nabożeństwo i głośne śpiewanie kolęd, ot co. A potem obiad bożonarodzeniowy. Dobrze mówię, prawda, Em?

      – Tak, kochanie – odparła pani Lacey. – My tak robimy. Ale młodzi lubią tę nocną mszę. I to naprawdę miłe, że chce im się na nią iść.

      – Sarah i ten facet nie chcą.

      – Cóż, kochanie, myślę, że nie masz racji – zauważyła pani Lacey. – Sarah chciała iść, ale wolała tego nie mówić.

      – Nie rozumiem, dlaczego obchodzi ją zdanie tego faceta.

      – Jest