– Na górze też jest spory bałagan – odezwał się w końcu Daniel. – Mieliście jakąś imprezę?
– Jo – przyznał Robert Janik. – W zeszłą sobotę było tu spotkanie właścicieli trzech firm produkujących domy drewniane. Szef przyjął Dąbrowskich i Kwiatkowskich u siebie, żeby zaproponować współpracę zamiast ciągłego zwalczania się. Trzy firmy na tak niewielkim rynku to trochę dużo.
– Czyli to było spotkanie biznesowe? – upewnił się Daniel.
Puste butelki, strzykawka przy ciele Franciszka Sadowskiego, popielniczki pełne niedopałków. To wszystko sugerowało raczej ostrą popijawę niż rozmowy kontrahentów.
– Wie pan, jak jest. – Chłopak z blizną wzruszył ramionami. Chyba zrozumiał, do czego odniósł się Podgórski.
– I nikt tego nie sprzątnął od soboty?
Daniel nie raz widział już takie rzeczy. Na służbie zdarzało się mu wchodzić do najgorszych melin. Sam też miał w życiu okres, kiedy było mu wszystko jedno, w jakim chlewie żyje. W końcu doszedł do takiego stanu, że liczyło się tylko, żeby przetrwać dzień w pracy i dotrwać do kolejnej butelki wieczorem. Być może gdyby nie Emilia, nie wyrwałby się z tego błędnego koła. Jego mieszkanie w suterenie domu matki wyglądało wtedy podobnie jak sala na piętrze zajazdu.
Robert Janik odchrząknął cicho.
– Bo panu Franciszkowi już nie zależało na tym biznesie – powiedział z goryczą. Tak jakby uderzało to w niego samego. – No i tak to wszystko leżało od soboty, bo ja już nie dawałem rady wszystkiego ogarniać, a Izabela tylko piła i jej było wszystko jedno. Zresztą gości w zajeździe też ostatnio nie było za wiele. Właściwie tylko pani Malwina. A jak pani się wyprowadziła, to już byliśmy tu my sami.
Młody mężczyzna wskazał głową Malwinę Górską. Daniel miał wrażenie, że pisarka chce coś powiedzieć. Czekał, ale milczała. Najwyraźniej zmieniła zdanie.
– Kto uczestniczył w tym sobotnim spotkaniu? – zapytał więc policjant.
– No mówię przecież. Dąbrowscy i Kwiatkowscy. Znaczy panowie z żonami. No i Kwiatkowski wziął też syna, Beniamina. A Dąbrowski tego swojego szefa produkcji, Pawła Krupę. A Kalina Pietrzak, córka Izabeli, obsługiwała imprezę, bo ma firmę, która wynajmuje hostessy. Zna się na tym.
Robert Janik znów spojrzał na zdjęcie blondynki w czerwonej sukience.
– Pana szef brał narkotyki? – zapytał Podgórski. Strzykawka przy ciele nie dawała mu spokoju.
– Czasem – przyznał niechętnie Robert Janik po chwili milczenia. – Dlatego to wszystko się tak sypało. Potraciliśmy klientów. Tylko pani Malwina nam została. No ale byliśmy strasznie spóźnieni z budową jej domu. Za co przepraszam.
Pisarka poruszyła się, jakby chciała powiedzieć, że nic się nie stało. Biżuteria znów zabrzęczała.
– Ale nie chcę, żeby pan go źle oceniał. Pan Franciszek był dla mnie jak ojciec – powiedział chłopak z blizną. – Żal było patrzeć, jak się staczał, a to wszystko, co wypracował, traciło na znaczeniu. Ale nie chcę, żeby go pan oceniał.
Daniel daleki był od oceniania kogokolwiek. Sam doskonale wiedział, że wystarczy kilka drobnych potknięć i człowiek znajdował się zupełnie nie tam, gdzie mu się wydawało, że będzie. Na przykład z butelką zaciśniętą w dłoni. Kupowaną w coraz to innych miejscach, żeby nikt się nie dowiedział. A potem nawet pozory przestawały się liczyć.
– Starałem się to wszystko jakoś ciągnąć – wyjaśnił Robert Janik. – Ale ciężko było samemu. Ostatnio to ja miałem wszystko na głowie, bo na Izabelę to już zupełnie nie można było liczyć. Ona piła. No ale to nie tajemnica. Franciszek uratował ją z niezłej menelowni. A teraz oboje nie żyją…
– Stało się coś konkretnego, że Sadowski zaczął zażywać narkotyki?
– Nie wiem.
– Gdzie pan był wczoraj wieczorem?
Koterski może i dopiero potwierdzi czas zgonu na sekcji, ale Daniel postanowił wypytać tych dwoje o alibi na czas śmierci Izabeli Pietrzak i Franciszka Sadowskiego.
– Już chyba mówiłem, że byłem na działce po ojcu. Tatusiek się zachlał. Ja też nie pochodzę z najlepszej okolicy – zaśmiał się gorzko Robert Janik. – Franciszek nam wszystkim pomógł. Mogłem odejść, jak się wszystko zaczęło sypać, ale nie chciałem go samego zostawić. Musiałem jakoś to trzymać w ryzach, bo firma by padła.
– Ktoś pana widział na tej działce? – wtrącił się Trawiński niewzruszony wynurzeniami Janika.
– Byłem sam – przyznał młody mężczyzna. – Podejrzewa mnie pan?
Daniel nie mógł oprzeć się wrażeniu, że zabrzmiało to jak wyzwanie. Trawiński zaczerwienił się lekko.
– A pani była gdzie? – zapytał Daniel, żeby uprzedzić ewentualną utarczkę słowną.
Ta dwójka znalazła ciało Izabeli Pietrzak, ale nie było powiedziane, że któreś z nich nie widziało go już wcześniej. Na przykład podczas morderstwa.
– Też jestem podejrzana? – zapytała Malwina Górska.
Poprawiła kosmyk różowych włosów. Policjant dopiero teraz zauważył, że na lewej dłoni pisarka ma niewielki tatuaż. Znak wyglądał jak litera Y. Tylko spomiędzy krótszych ramion wychodziło jeszcze trzecie. Jakby przedłużenie dolnej nóżki. Daniel nie był pewien, czy o to chodziło, czy może tatuażysta był po prostu nieuważny.
Wzdrygnął się. Nieoczekiwanie dziwny znak na ręce Malwiny Górskiej skojarzył mu się z ptasimi nóżkami, które leżały na górze pod kanapą. Tamte miały co prawda trzy szpony i coś w rodzaju zawiniętego kciuka. Daniel nie był pewny, jak poprawnie nazwać anatomię ptasiej kończyny. Chyba były kurze.
Tatuaż na dłoni pisarki przypominał odcisk ptasiej nóżki w piasku. Daniel nie mógł oderwać od niego wzroku.
– Też jestem podejrzana? – powtórzyła Malwina Górska.
– Myślałem, że rozmawiała pani już z tyloma policjantami, że wie pani, że musimy o takie rzeczy pytać – odparł. – To są zwykłe procedury.
Sam nie wiedział, skąd w jego głosie pojawiła się niechęć. Chyba zirytowało go, że Górska nie chce po prostu odpowiedzieć. Podgórski łapał się na tym, że ostatnio coraz trudniej było mu zebrać myśli, a cierpliwości nie miał. Mało spał. Szczerze mówiąc, prawie w ogóle. Czasem korciło go, żeby znów znieczulić się butelką wódki. Trzymał jedną na czarną godzinę. Z jakiegoś jednak powodu nie mógł tego zrobić. Tak jak i zapalić. Twarz Emilii przewracającej oczami i wyciągającej mu papierosa z ust za bardzo go prześladowała. Rzucił palenie niedługo po jej śmierci.
Po jej śmierci wszystko się zmieniło. A on starał się tylko trwać, choć czuł zmęczenie, wypalenie i rozpacz. Czarną rozpacz, której nie potrafił w żaden sposób zagłuszyć. Nieważne, ile nadgodzin spędziłby w pracy i ile spraw zrobiłby za innych chłopaków.
– Byłam w domu – odpowiedziała pisarka, wyrywając go z zamyślenia. – W Lipowie. Obok pańskiej byłej żony.
Daniel spojrzał na nią uważniej. A więc i ona wiedziała, kim był.
– Ktoś tam panią widział?
– Nie. Chyba że światło w oknach.
Czyli w gruncie rzeczy ani Robert Janik, ani Malwina Górska nie mieli alibi, uznał Daniel. Zanim zdążył zadać kolejne pytanie, poczuł, że telefon wibruje mu w kieszeni. Wyciągnął go szybko. Dzwonił dyżurny z komendy.
– No?