Five Nights At Freddy's. Aport. Scott Cawthon. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Scott Cawthon
Издательство: PDW
Серия: Five Nights at Freddy’s
Жанр произведения: Книги для детей: прочее
Год издания: 0
isbn: 9788382250251
Скачать книгу
55b8ta239g2d5ee36b6b23.jpeg"/>

      Spis treści

      1 Aport

      2  Samotny Freddy

      3  Wyprzedane

      4  O Autorach

      5 

      Tytuł oryginału: FAZBEAR FRIGHTS #2: FETCH

      Przekład: Joanna Lipińska

      Opieka redakcyjna: Maria Zalasa

      Redakcja: Anna Strożek

      Korekta: Katarzyna Nawrocka

      Projekt okładki: Betsy Peterschmidt

      Fotografia szumu telewizyjnego: © Klikk/Dreamstime

      Adaptacja okładki na potrzeby polskiego wydania: Norbert Młyńczak

      Copyright © 2020 by Scott Cawthon. All rights reserved.

      All rights reserved. Published by arrangement with Scholastic Inc.,

      557 Broadway, New York, NY 10012, USA

      Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej publikacji nie może być powielana ani rozpowszechniana za pomocą urządzeń elektronicznych, mechanicznych, kopiujących, nagrywających i innych bez uprzedniego wyrażenia zgody przez właściciela praw.

      ISBN 978-83-8225-025-1

      Wydanie I, Łódź 2020

      JK Wydawnictwo Sp. z o.o. sp. k., ul. Krokusowa 3, 92-101 Łódź

      tel. 42 676 49 69

      www.wydawnictwofeeria.pl

      Wersję elektroniczną przygotowano w systemie Zecer firmy Elibri

      Aport

      Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym

      20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20

      Morska piana, wiatr i deszcz walczyły ze sobą, uderzając o stary budynek z taką siłą, że Greg zaczął się zastanawiać, czy słabe mury wytrzymają taki napór. Kiedy za oknem zabitym deskami rozległ się kolejny potężny grzmot, Greg odskoczył do tyłu, wpadł na Cyryla i nadepnął mu na stopę.

      – Aj! – Cyryl odepchnął Grega, wymachując niezdarnie latarką skierowaną na ścianę.

      Snop światła przesunął się po odłażącej, niebieskiej, pasiastej tapecie i czymś, co wyglądało jak dwie czerwone litery „Fr”. Na tapecie były jakieś ciemne plamy. Sos do pizzy czy może coś innego?

      Hadi roześmiał się, widząc szamotaninę przyjaciół.

      – Chłopaki, to tylko wiatr. Weźcie się w garść.

      W budynek uderzył kolejny podmuch. Ściany zadrżały, zagłuszając głos Hadiego. Deszcz jeszcze mocniej zabębnił w blaszany dach, a jednocześnie w środku, gdzieś nieopodal, coś metalicznego zadzwoniło tak głośno, że przebiło się przez hałasy z zewnątrz.

      – Co to było? – Cyryl odwrócił się gwałtownie, dziko machając latarką. Chociaż dopiero co skończył trzynaście lat i był o rok młodszy od Grega i Hadiego, to razem z nimi chodził do tej samej niedawno utworzonej pierwszej klasy. Był niski i chudy, miał dziecinne rysy, cienkie brązowe włosy, a do tego, co gorsza, głos jak mysz z kreskówki. Nie przysparzało mu to wielu przyjaciół. – „Chodźmy zwiedzić starą pizzerię”. – Teraz Cyryl zaczął przedrzeźniać propozycję Grega. – Tak, cóż to był za doskonały pomysł.

      Była chłodna jesienna noc. Nadmorskie miasteczko tonęło w ciemnościach, pozbawione prądu przez burzę. Greg i jego koledzy planowali spędzić sobotni wieczór, grając na komputerach i jedząc chipsy. Gdy tylko padł prąd, rodzice Hadiego próbowali ich namówić na gry planszowe – tradycję rodzinną kultywowaną właśnie wówczas, gdy brakło prądu – ale Hadi zdołał ich przekonać, by pozwolili mu pojechać z kolegami na rowerach do domu Grega, gdzie mogliby zagrać w jego nową grę strategiczną. Kiedy jednak tam dotarli, Greg namówił ich na zwiedzanie pizzerii.

      Już od dawna czuł, że musi to zrobić. Czuł, że coś go do tego miejsca przyciąga.

      A może wszystko pomylił. Może to szukanie wiatru w polu. Greg oświetlił latarką korytarz. Dopiero co skończyli badać wzrokiem kuchnię opuszczonej restauracji i z zaskoczeniem stwierdzili, że wciąż stały tam garnki, patelnie i naczynia. Kto zostawia takie rzeczy, zamykając pizzerię?

      Po wyjściu z kuchni trafili na dużą scenę na końcu pomieszczenia, które kiedyś musiało być główną salą jadalną. Na tyłach sceny zwisała ciężka czarna kotara. Żaden z chłopców nie odważył się za nią zajrzeć… Żaden też nie wspomniał, że widział, jak coś się za nią ruszało, gdy przechodzili obok.

      Hadi znów się roześmiał.

      – To lepsze niż siedzenie z rodzi… Hej, co to jest?

      – Co takiego? – Cyryl skierował światło latarki w stronę, w którą patrzył Hadi.

      Greg poszedł w jego ślady, oświetlając odległy kąt dużej, zastawionej stolikami sali. Światło spoczęło na rzędzie niezgrabnych kształtów ustawionych na brudnym, szklanym kontuarze. Blask latarki odbijał się w rzędach lśniących oczu.

      – Fajne! – zawołał Hadi, kopnął odłamaną nogę od stolika i ruszył w ich kierunku.

      Możliwe, pomyślał Greg, marszcząc brwi na widok lśniących oczu.

      Jedna para wbijała swój wzrok właśnie w niego. Mimo wcześniejszej pewności siebie zaczął się zastanawiać, co tu w ogóle robi.

      Hadi jako pierwszy dotarł do kontuaru.

      – Ale super! – krzyknął, po czym sięgnął po coś i kichnął, gdy z blatu uniósł się kurz.

      Zanim wyszli z domu, Greg zaproponował, by wzięli ze sobą chusteczki do zasłonięcia ust i nosa, ale nie mogli żadnych znaleźć. Sądził, że w pustej restauracji zastaną kurz, pleśń, stęchliznę i tego typu rzeczy. Co ciekawe, mimo nadmorskiego klimatu w środku znaleźli tylko kurz – było go za to mnóstwo.

      Greg przeszedł nad przewróconym metalowym krzesłem i minął Cyryla, który stał oparty plecami o brudny, obłażący z farby słup pośrodku sali. Poza tym, że jeden ze stołów był połamany, a dwa krzesła przewrócone, wyglądało na to, że wystarczyłoby porządne sprzątanie i znów można by tu przyjmować gości. To także wydawało się dziwne. Greg wiedział, że coś tu musiało zostać, ale nie spodziewał się, że w budynku wciąż będą naczynia, meble i… kto wie, co jeszcze?

      Greg popatrzył na to, co Hadi trzymał w ręku, i aż mu zaparło dech. Czy to właśnie po to tu przyszedł? Czy to z tego powodu wzywało go to rozsypujące się miejsce?

      – Co to? – zapytał Cyryl, nie podchodząc ani na krok bliżej.

      – Myślę, że kot. – Hadi obrócił w rękach pękaty kształt pokryty szorstką sierścią. – A może fretka?

      Dźgnął to palcem.

      – Może to jest animatroniczny zwierzak? – Odłożył tajemniczy przedmiot i skierował światło na kolejne kształty. – Ale super. To nagrody. Widzicie? – Hadi podświetlił nieruchome zwierzątka.

      To wyjaśniało, czym były klitki, które mijali w korytarzu prowadzącym do tej sali. W tych wnękach musiały stać automaty do gier.

      – Nie wierzę, że wciąż tu są – powiedział Hadi.

      – No. – Greg zmarszczył brwi, przyglądając się czemuś, co przypominało zesztywniałą wydrę morską i poskręcaną ośmiornicę. Czemu wciąż tu były?

      Stara pizzeria była zabita dechami i atakowana przez nadmorskie sztormy od nie wiadomo jak dawna. Widać było, że jest opuszczona, i wyglądało na to, że zaraz się zawali. Panele ścienne były tak poszarzałe i zniszczone, że trudno nawet było powiedzieć, czym są, a nazwy pizzerii nie dało się odczytać już od dawna. Więc czemu w środku wszystko sprawiało tak dobre wrażenie? No, może niezupełnie dobre. Ale zdaniem Grega z