Molly. Agnieszka Lingas-Łoniewska. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Agnieszka Lingas-Łoniewska
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Короткие любовные романы
Год издания: 0
isbn: 9788380538191
Скачать книгу
case you don’t know,

      The piper’s calling you to join him,

      Dear lady, can you hear the wind blow, and did you know

      Your stairway lies on the whispering wind.

      Led Zeppelin, Stairway to Heaven

      Wybiegliśmy z klubu, trzymając się za ręce. Śmiałam się w głos, wiedziałam doskonale, że mój przyjaciel okradł co najmniej dwóch z tych sztywniaków. Będziemy mieli co jeść w tym tygodniu. A poza tym było naprawdę zabawnie. Spojrzałam na swojego towarzysza. Był rozbawiony, ale raz po raz wgapiał się we mnie tymi karmelowymi oczami i wyglądał tak, jakby chciał coś powiedzieć. Ale po chwili rezygnował.

      – Za dużo główkujesz – powiedziałam spokojnie, ciągnąc go w stronę parkingu.

      – A ty szalejesz. Zawsze tak robisz?

      – Nie lubię nudy. Chodź, przejedziemy się.

      Rozejrzałam się i mój wzrok padł na ciemnozielonego mustanga z 1969 roku.

      – O ja pierdolę – szepnęłam z zachwytem.

      – Co?

      – Będzie nasz. – Wyjęłam z torebki płaską długą blaszkę.

      – Co ty mówisz? – Wiktor spojrzał na mnie zdumiony.

      – Spoko, znam się na tym. – Włożyłam stalową taśmę pomiędzy lukę w drzwiach i leciutko pociągnęłam. Mustang nie miał elektroniki, więc sprawa była banalna, a zabawa przednia. Podważyłam zapadkę zamka i po chwili drzwi były otwarte. Wsiadłam do środka i otworzyłam drzwi od strony pasażera. – Wbijaj!

      Wiktor patrzył na mnie przez chwilę, ale już po niecałych trzydziestu sekundach siedział obok mnie.

      – Zapnij pasy. – Pomajstrowałam przy zapłonie i kiedy do moich uszu dotarł dźwięk starej amerykańskiej V-ósemki, miałam wrażenie, że ktoś mnie pieści z niezwykłą delikatnością. Zerknęłam na Wiktora. Hmmm, czemu nie. Wrzuciłam wsteczny, a potem jedynkę i wyjechałam na ulicę.

      – Wiesz, że właśnie ukradłaś samochód? – Wiktor zapiął pas i widziałam kątem oka, że bacznie mi się przypatrywał.

      – Pożyczyłam. Przejedziemy się i oddamy.

      – Gdzie się tego nauczyłaś?

      – Tu i tam. Uff, dobrze, że to manual. Nie lubię automatycznych skrzyni biegów, są bezosobowe. – Z lubością wrzuciłam trójkę, a potem czwórkę. Jechaliśmy w stronę Jagodna, stamtąd chciałam wyskoczyć na wschodnią obwodnicę. Tam ten wóz pokaże, co potrafi!

      – Ale… – Wiktor chciał coś powiedzieć, weszłam jednak ostro w zakręt, auto zarzuciło tyłem i prawie okręciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Wyrównałam i z piskiem opon wyprowadziłam je na prostą.

      – Trochę muzyki! – krzyknęłam i włączyłam stary odtwarzacz z zamontowaną empetrójką. – Zobaczymy, czego słucha kierowca tego cacka.

      Kiedy rozległ się kawałek Led Zeppelin Stairway to Heaven, pokiwałam głową z uznaniem.

      – No, no, gościu zna się na rzeczy. Aczkolwiek ja wolę rap lub hip-hop. A ty, Wiko? – Zerknęłam na swojego pasażera. Trzymał się uchwytu nad drzwiami i wpatrywał w drogę. – Ej, spoko, jedziemy tylko sto sześćdziesiąt.

      – Jak złapie nas policja, to nas zamkną.

      – Oj, ależ ty jesteś spięty. Wyluzuj i daj się porwać. – Sięgnęłam do jego twarzy i pogłaskałam go po policzku. Nie uchylił się przed moim dotykiem. Co tu dużo mówić. Podobał mi się. I pociągał mnie. A poza tym… zamierzałam go złamać. Lubiłam takich porządnych chłopców. Którzy, koniec końców, wcale nie okazywali się tacy poukładani, jak się na początku wydawali.

      – Wygląda na to, że dałem ci się porwać.

      – Noo, byłeś strasznie łatwy.

      Usłyszałam parsknięcie i spojrzałam na niego. Śmiał się i kręcił głową.

      – No i o wiele lepiej, bejbe. Skręcimy sobie tutaj. – Nacisnęłam na hamulec, auto zapiszczało, zarzuciło tyłem i na pełnej francy wjechałam na polną drogę niedaleko zjazdu na Świętą Katarzynę.

      – Co ty robisz?

      – Party pod gwiazdami. Nie bój się, nie skrzywdzę cię.

      – Yhm, w filmach zawsze tak mówią. A potem koleś traci głowę – odparł, ale nie wydawał się już taki spięty.

      – No, umiesz się jednak wyluzować. Good! A jak stracisz głowę, to będzie całkiem niezła zabawa. – Zaśmiałam się.

      Kiedy wjechaliśmy na ubitą drogę, autem zatrzęsło i musiałam znacznie zwolnić. Twarde zawieszenie mustanga nie lubiło takiego podłoża. To był idealny samochód na autostrady, tam nieźle zapieprzał. Ale nie w takich okolicznościach przyrody. W końcu zatrzymałam się i pogłośniłam muzykę.

      – Wysiadamy!

      Kiedy znalazłam się na zewnątrz, spojrzałam w górę, na rozgwieżdżone niebo. Było ciepło, cudowna czerwcowa noc. Zbliżała się pełnia, więc było całkiem jasno. Dzięki temu doskonale widziałam wpatrzonego we mnie Wiktora. Pachniało jakimiś trawami, bo niedaleko znajdowały się pola uprawne. To mi przywiodło na myśl dzieciństwo i wyjazd z rodzicami na wieś do jakiejś dalekiej rodziny, z którą w sumie nie utrzymywaliśmy kontaktów. Zdjęłam buty i rzuciłam obok samochodu, a potem rozłożyłam ręce i zaczęłam kręcić się w kółko.

      W końcu zatrzymałam się i spojrzałam na Wiktora, który stał oparty o samochód, skrzyżował ramiona na piersi i wpatrywał się we mnie z poważną miną.

      – Co ty robisz? – spytał, mrużąc brwi.

      – Wiruję wraz z ziemią. Pokręć się i spójrz na gwiazdy. One mnie gonią… – Patrzyłam w górę, lekko się zataczając. Podbiegłam do Wiktora i wpadłam na niego z wielkim impetem. Złapał mnie za ręce i zatrzymał.

      – Dlaczego to robisz? – spytał cicho.

      – Bo mogę! – Wzruszyłam ramionami. – Dawaj, panie marudny. Pewnie nie robisz takich rzeczy w swojej wielkiej, przynoszącej krocie firmie. Czy po stronie aktywów możesz wpisać: żyłem aktywnie i dawałem do pieca?

      – To nie zawsze tak działa. – Pokręcił głową, ale nadal trzymał mnie za ramiona.

      – Ale może. Nikt nam nie zabroni. – Zaśmiałam się. – Sami decydujemy o sobie. Kiedyś ktoś decydował za mnie, obiecałam sobie, że nigdy już do tego nie dopuszczę. I robię teraz to, na co mam ochotę.

      – Nie możesz robić czegoś wbrew obowiązującym normom.

      – A kto te normy ustalił? A dlaczego moja norma ma być gorsza, skoro jest moja?

      Zmarszczył brwi. Widziałam, jak błyszczą mu oczy. Był wkurzony, ale i podniecony. Czułam to. Czułam go.

      – Jesteś anarchistką.

      Zaśmiałam się. Przysunęłam się do niego i objęłam za szyję. Jego dłonie zjechały na moją talię. Trzymał mnie lekko, ale nie puścił. Jego ciało było napięte i twarde. Zacisnęłam dłonie na jego ramionach, czułam mocne bicepsy i ciepło skóry, przenikające przez cienki materiał eleganckiej koszuli. Pachniał pięknie, co w połączeniu z aromatami ekscytującej czerwcowej nocy składało się na niepowtarzalny i bardzo podniecający zapach. Mogłabym go wdychać i wdychać. I tak właśnie zrobiłam. Wzięłam głęboki wdech, czując gorąco rozlewające się po całym ciele. I spojrzałam mu prosto w oczy.

      – Jestem Molly. I tworzę swój własny świat – szepnęłam i zaczęłam go całować.

Скачать книгу