Wszyscy zgadzali się, że debiut Lisanne był bezapelacyjnym triumfem.
Zaczęli od Etty, potem przeszli do Rolling in the Deep Adele, co wprawiło publikę w szał, pozwolili jej nieco ochłonąć przy Hey Love duetu Quadron, spróbowali kilku własnych utworów, które okazały się znakomite, a zakończyli paroma klasykami indie rocka, no i oczywiście Fallin’ Alicii Keys.
Nie podjęli się Dirrty i biorąc pod uwagę, co ma na sobie, Lisanne poczuła z tego powodu ulgę.
Pokrywał ją pot, połowę makijażu miała rozsmarowaną na dłoniach, była wycieńczona i podekscytowana, całe jej ciało buzowało.
– Byłaś zajebista, Lisanne! – wykrzyknęła Kirsty, wpychając się do skromnej garderoby i przytulając ją z całych sił.
– Brawo, Lis! – powiedział Vin, który też do nich dołączył, i ucałował ją w policzek.
Lisanne uśmiechnęła się szeroko i powiedziała wszystko, co wypada powiedzieć w takich chwilach.
Uwielbiała scenę. Uwielbiała wiwaty, jakimi publiczność nagradzała ją za każdym razem, gdy wchodziła w wysokie tony. Cieszyła się z obecności Kirsty, że widziała to wszystko i pomogła jej dojść do tego momentu. Radowała się z pochwał oraz wykonanych butelkami piwa toastów Vina i jego kumpli. Była wniebowzięta, że poszło tak dobrze, i dzięki powszechnym wyrazom uznania ze strony Roya i reszty kapeli w końcu spadł jej kamień z serca. Ale poza tym wszystkim liczyła, że Daniel jednak przyjdzie.
Przeczesywała wzrokiem tłum, ale nie wypatrzyła jego twarzy.
Nie było w tym nic złego. Nic się nie stało. Tak naprawdę nie mogła oczekiwać, że się zjawi. Nie powinna w ogóle go o to prosić.
Gdy Daniel zgasił silnik pod domem, był całkiem wypompowany. Nie oglądał występu na żywo w klubie od czasu… cóż, od dawna.
Wszedł po schodach. Absolutnie go nie zaskoczyło, że drzwi są szeroko otwarte, a ze środka na ulicę wylewają się nieznani mu ludzie. Może to znajomi Zefa, a może klienci. Czasami jedno równało się drugiemu.
Zgarnął ze stolika sześciopak piwa, nie zastanawiając się, do kogo należy, i powędrował do swojego pokoju na piętrze.
Spojrzał z niesmakiem na dziewczynę, która zasnęła, a może zemdlała, na korytarzu.
Całe, kurwa, szczęście, że ma własną łazienkę, którą mógł zamykać na klucz; w innym wypadku życie w tym domu byłoby nie do zniesienia.
Otworzył kluczem drzwi do sypialni i zamknął się w środku. Miał świadomość, że na cały dom niesie się ogłuszająca muzyka, gdyż wyczuwał wibracje przeszywające podłogę. To jedyna zaleta głuchoty: nie musiał się martwić, że w nocy obudzi go hałas. Niewielka korzyść, ale zawsze coś.
Otworzył pierwsze piwo i wychylił je jednym haustem. Następnie włączył laptopa i zgrał z telefonu na dysk zdjęcie śpiewającej Lisanne. Do diabła, ależ gorąco wyglądała w tym stroju, ale patrzeć na nią, jak śpiewa… Nigdy nie widział nikogo piękniejszego. Nigdy wcześniej nie widział jej tak swobodnej, cała promieniała. Czuła się idealnie w swojej skórze.
Wydrukował zdjęcie i powiesił je na tablicy, obok fotografii rodziny. Następnie wyłączył komputer, zdjął buty, usiadł w mroku i pił piwo, aż alkohol lub zapomnienie zabrało go w niebyt.
ROZDZIAŁ 6
Kirsty oraz Vin nie chcieli nawet słyszeć o zakończeniu imprezy. Sukces Lisanne należało sowicie uczcić, a to, że ona tak naprawdę marzyła tylko o powrocie do pokoju i przespaniu pół doby, nie miało żadnego znaczenia.
– Nie zwiejesz z tej fety, moja droga! – zawołała Kirsty, chwytając ją za ramię.
– Nie warto kłócić się z Kirsty – zawtórował jej Vin. – Myślałem, że już się tego nauczyłaś.
– Tak, ale… – chciała coś powiedzieć Lisanne.
Nadaremnie. Wszyscy załadowali się do samochodu Vina, za którym podążyły dwie taryfy wyładowane innymi studentami spotkanymi w klubie, i wszyscy udali się do siedziby jego bractwa.
Lisanne nigdy nie przyszłoby do głowy, że kiedykolwiek będzie zapraszana na imprezy bractwa, ale przyjaciele Vina okazali się zabawni i zaskakująco życzliwi, a potem pili i tańczyli do świtu.
Oni. Bo Lisanne znalazła po prostu jakąś sofę w ciemnym kątku, przykryła się stertą kurtek i zasnęła. We śnie słyszała muzykę i widziała parę wpatrujących się w nią wesołych orzechowych oczu.
Gdy w końcu udało się jej dotrzeć do akademika, była już niedziela, a chmury zaróżowił wstający świt.
Kirsty i Lisanne stanęły pod rękę przed drzwiami budynku i wdychały czyste poranne powietrzne.
– Jakie to uczucie? – spytała Kirsty cicho.
Lisanne próbowała dobrać słowa opisujące wir emocji, który miotał nią przez ostatnich kilka godzin.
– Nie wiem – rzekła w końcu. – Czuję się inaczej, ale równocześnie tak samo. Jestem rozemocjonowana, ale też spokojna. Niełatwo to opisać.
– Byłaś dziś niesamowita, ogromnie ci zazdroszczę.
Lisanne się zaśmiała, ale Kirsty szarpnęła ją za ramię.
– Mówię poważnie. Naprawdę poruszyłaś ludzi swoim śpiewem. Kiedy patrzą na mnie, myślą, że widzą wszystko na wylot.
Lisanne spojrzała na nią poważnie.
– Przecież jesteś taka piękna!
Kirsty uśmiechnęła się słabo.
– Wcale nie kokietuję, Lis. Wiem, że jestem ładna. Ale przeważnie to wszystko, co we mnie widzą. – Wzruszyła ramionami.
Lisanne zaprzeczyła ruchem głowy.
– Nieprawda. Jesteś niesamowitą przyjaciółką. Ja widzę, jaka jesteś troskliwa i dobra. Vin też. Szaleje na twoim punkcie.
– Tak sądzisz? – zapytała Kirsty z błyskiem w oku.
– Nie sądzę, ja to wiem – odparła Lisanne z pełnym przekonaniem. – Widziałam, jak na ciebie patrzy, uwielbia cię. I dostrzega prawdziwą ciebie. Tak samo jak ja.
Kirsty się uśmiechnęła.
– A nawiasem mówiąc, wiesz, że Daniel był tam jednak dzisiaj, to znaczy wczoraj?
Lisanne zatkało. Zamrugała oczami, wpatrując się w przyjaciółkę.
– Daniel? Ale przecież powiedział, że nie przyjdzie.
– Widocznie zmienił zdanie – powiedziała Kirsty z wymownym spojrzeniem. – Shawna próbowała do niego zagadać, ale totalnie ją olał.
– Och – bąknęła Lisanne, niepewna, jak to skomentować.
– Przyszedł sam – oświadczyła Kirsty pokrzepiająco.
Lisanne nie była w stanie powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu.
– Chodź – powiedziała Kirsty. – Sen to podstawa urody.
Gdy Lisanne się obudziła, zbliżała się pora obiadu, a jej żołądek głośno apelował o jedzenie, czyniąc jej wyrzuty, że przegapiła zarówno śniadanie, jak i wczorajszą kolację.
Niemniej czuła się świeża i wypoczęta.
Zerknęła na telefon. Było południe, a Kirsty nadal leżała zagrzebana pod kołdrą. Ułamek sekundy później zauważyła, że ma SMS od Daniela.
D: