Płomienie. Stanisław Brzozowski. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Stanisław Brzozowski
Издательство: Public Domain
Серия:
Жанр произведения: Зарубежная классика
Год издания: 0
isbn:
Скачать книгу
ona wtedy jeszcze do Odessy nie jeździła. Wpada i łup go w pysk, a potem Rózię. Pazurami jej całą twarz rozdrapała, a później, tak jak była, golusieńką z domu wypędziła na ulicę. Gorącą wodą oparzyć ją chciała… Myślę, że pojadę do Rygi. Tam, mówią, dom taki, gdzie same generały chodzą. I nie biją. Gospodyni nie da palcem tknąć.

      – I po co to? – pytałem.

      – Co po co?

      – Żyć po co. No, i cóż z tego będzie, tak czy owak, tu czy tam, zestarzejesz się, zniszczy cię to życie. I co?…

      Nie mogła zrozumieć.

      – Czasami dorobi się która, a czasami oficer się zakocha, do domu weźmie. A zresztą co? Jak ja teraz mogę inaczej. I tak przynajmniej nie gotuję, nie piorę, nie biegam z koszami po mieście. Gdybym ja jeszcze suknię miała. Do Rygi trzeba suknię: ot, taką z dekolte – pokazała – jedwabna suknia i rękawiczki, i buciki.

      Zarzuciła mi ręce na szyję i siadła mi na kolanach.

      – Ja ciebie pieścić, całować będę i wszystko, co chcesz, możesz ze mną robić, wszystko, co chcesz. Ale daj mi pieniędzy, daj mi dużo pieniędzy. Dziesięć rubli dasz? Co dasz?

      Sięgnąłem do szuflady.

      Pieniędzy nigdy mi nie skąpiono. Zgarnąłem, co miałem. Było tego pewnie ze trzydzieści rubli.

      Bejła nie liczyła; poczuła w ręku, że jest dużo: więcej niż dziesięć rubli.

      Z gardła jej wydarł się dziki, ptasi krzyk.

      Zerwała się z moich kolan i naga tańczyć zaczęła przede mną jakiś dziwny, namiętny, szalony taniec.

      Kręciło mi się w głowie.

      Kiedym się obudził, Bejła spała. Leżała na wznak z rękami złożonymi pod głową. Wydawała mi się odrażająca, bezwstydna. Nie mogłem zrozumieć, jak mogłem znieść obok siebie to rozpasane, zbrukane ciało. Wstałem i zacząłem się ubierać. Bejła otworzyła oczy i popatrzyła na mnie, nie poznając. Nagle przypomniała sobie. Schwyciła ze stolika pieniądze i zaczęła naciągać koszulę…

      – Ty powiedz – mówiła – żeś mi dał trzy ruble. Inaczej odbiorą mi. – I wybiegła z pokoju.

      Z ciężką i mętną głową wracałem do domu, z poczuciem, żem się dopuścił jakiejś zdrady.

      Przez kilka dni nie miałem odwagi poruszać myśli, którymi zwykle żyłem. Nie czytałem ulubionych książek. Myśli snuły się, bezwładne i nudne. Nad wszystkim innym dominowało poczucie upływania czasu. Przechodziły chwile bezlitosne, a przecież każda z nich unosiła cząstkę mojego życia. Mijały, puste i na wieki stracone.

      W bibliotece mojego ojca wpadły mi w rękę Myśli Pascala61; zaczytywałem się nimi teraz. Te potężne, jak skaliste szczyty, aforyzmy wyrażały to, co się działo we mnie. Nie mogłem się zdobyć tylko na rozpacz wiary. Na próżno przypominałem sobie to, co Pascal mówił o duchowym automacie. W ciągu nocy klękałem i klęczałem godzinami całymi na zimnej podłodze. Powtarzałem słowa pacierza i tworzyłem własne rozpaczliwe, namiętne modlitwy. Ale na dnie duszy wiedziałem, że nie będzie z tego nic, co więcej, czułem, że gardziłbym sobą, gdybym uwierzył. Czułem, że byłby to upadek. Ale ludzie żyją przecież – myślałem. Starałem się przekonać sam siebie, że niedorzeczna i upokarzająca jest ta moja straszliwa, przeszywająca na wskroś, jak oszczep, obawa śmierci. Tyle razy marzyłem przecież, że umrę na polu bitwy. Było to na próżno. Wtedy nie pojmowałem śmierci. Teraz stała ona przede mną i patrzyła oko w oko. Jednocześnie zaś rozwinęła się we mnie cicha, przeraźliwa pogarda życia. Myśl, że co noc ciała ludzkie dyszą w namiętnym szale – napełniała mnie odrazą. Miłość, życie wydawały mi się nudną i ckliwą komedią. Z wolna wracałem do swoich dawnych marzeń. Czyniłem to teraz jednak bez wiary już i ze złym sumieniem.

      I dlatego z pewną trwogą myślałem o spotkaniu z Adasiem, i dlatego bałem się, aby spotkanie to nie odebrało mi samej możności marzenia. Wmawiałem sam w siebie, że goręcej niż kiedykolwiek myślę o życiu walki i zmagania się z najeźdźcą.

      Na dnie jednak leżała ławica obojętności.

      Polska, niepodległość – i cóż? Czy zmienisz się ty? Czy zmieni się ksiądz Kulesza, stryj Florian, drżący przed swoją kucharką i bity przez nią? Czy życie ludzkie przestanie być tym, czym jest: potworną, cuchnącą niedorzecznością?… Czy nie tak samo rozpłynę się bez śladu, zginę na zawsze pod ciężarem mogilnej ziemi? Czy zmieni się cokolwiek bądź z tych rzeczy?

      Nie. Wszystko pozostanie tak samo bezlitośnie bezcelowe.

      Ale gdyby mi odebrano i te marzenia, pozostałaby już tylko nieznośna, naga pustka.

      Jednocześnie zaczęło mnie drażnić wszystko, co jeszcze przed kilkoma miesiącami przyjmowałem z dobrą wiarą.

      Nad łóżkiem moim wisiał stary ryngraf62 z Matką Boską Częstochowską. W dawniejszych moich robinsonadach wojowniczych odgrywał on zawsze wielką rolę. Teraz patrzyłem nań z gniewem. Po co trzymam tu tę blachę?… Puste wydawały mi się wszystkie patriotyczne westchnienia ciotki Emilii. Te wszystkie odsiecze wiedeńskie, Grunwaldy, Jadwigi i święte Kingi.

      Pamiętam, z jakim zdziwieniem spojrzała na mnie Ola, kiedym raz w braku innego audytorium wypowiedział jej, co myślę o książkach, któreśmy niedawno jeszcze czytywali razem.

      – Nie ma co się rozrzewniać nad tymi niedołęgami i mazgajami, przez nich jesteśmy na dnie. Kto kazał królowi Janowi chodzić pod Wiedeń? Papież? Co jemu do papieża? Kościuszko powinien był rozdać ziemię chłopom, szlachtę wywieszać, byłby wypędził Moskali. I po co nam każą myśleć o tym wszystkim? Po co nam nie dają żyć?

      Dziewczynka uciekła i odtąd, ile razy matka jej przy mnie zaczynała jakieś ze swych ulubionych opowiadań, patrzyła na mnie jakby z prośbą czy strachem.

      W parę dni, spotkawszy mnie, powiedziała:

      – Mama nie ma nikogo, tatuś zginął za ojczyznę, więc nie trzeba jej martwić. Mama już stara i nie ma nic prócz pamiątek. Jak ja dorosnę, wszystko oddam chłopom.

      Wtedy ja jednak nie miałem czasu zwracać uwagi na Olę.

      Myśli moje wszystkie pochłonięte były przez jedno: Bóg i śmierć.

      Miewałem chwile, kiedy wszystkie zwątpienia moje wydawały mi się tylko moją winą, kiedy lękałem się, że spotka mnie za nie kara.

      Nie umiałem już wierzyć, ale nie umiałem też sobie wyobrazić świata bez Boga i zbawienia. Pozostawała pustka, ból i strach.

      Toteż drgnąłem, kiedy Adaś w lesie zapytał mnie krótko:

      – Czy ty jeszcze wierzysz w Boga?

      Nie podniosłem oczu i odpowiedziałem sucho:

      – Nie.

      Adaś wstał i przeszedł się nerwowo po polanie, w końcu rzekł:

      – Jakich ja ludzi poznałem, jakich ludzi. Wiesz, Karakozow63 wcale nie za wyzwolenie włościan strzelał do cesarza. On był socjalista.

      Pierwszy raz wtedy w rozmowie, nie w książce, spotkałem ten święty wyraz.

      A Adaś mówił. Mówił, że ludzie schodzą całymi pokoleniami w mogiłę, tam oczekując poza grobem sprawiedliwości i nagrody. Czują więc, że tutejsze życie jest niedorzecznością. Inaczej nie wierzyliby, że istnieje, że potrzebne jest inne.

      – Czy rozumiesz, od czasu, jak człowiek istnieje, ludzie giną z tym przekonaniem, że to, co pozostawiają za sobą, to nie było życie, czują, że nie żyli,


<p>61</p>

Pascal, Blaise (1623–1662) – fr. matematyk, fizyk i filozof religii; po 1654 porzucił nauki ścisłe na rzecz filozofii i teologii; powstały wówczas jego najsłynniejsze dzieła: Myśli i Prowincjałki. [przypis edytorski]

<p>62</p>

ryngraf – medalion z godłem państwowym bądź wizerunkiem Maryi, zwykle w kształcie tarczy lub półksiężyca. [przypis edytorski]

<p>63</p>

Karakozow, Dmitrij Władimirowicz (1840–1866) – rosyjski rewolucjonista, w 1866 jako pierwszy podjął próbę zamachu na Aleksandra II. [przypis edytorski]