Hrabina Cosel, tom drugi. Józef Ignacy Kraszewski. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Józef Ignacy Kraszewski
Издательство: Public Domain
Серия:
Жанр произведения: Зарубежная классика
Год издания: 0
isbn:
Скачать книгу
że z królem spotkać się może, że naówczas pani Denhoff strąconą zostanie ze stopni tronu, a z nią cała jéj rodzina.

      Tak z jednéj strony, nasadzając panią Denhoff na króla, ażeby ją wygnał z sąsiedztwa stolicy, z drugiéj Flemming sam przypomniał mu, iż nieopatrznie, w chwili namiętności, dał na piśmie przyrzeczenie ożenienia, że tym dokumentem przechwalała się hrabina Cosel, że należało bądź co bądź, papier ten, bodaj zań opłaciwszy, odebrać, aby króla nie kompromitował.

      August znalazł to słuszném: raz rozpocząwszy prześladowanie, obudziwszy gniéw i pragnienie zemsty, musiał iść daléj i odebrać nieszczęśliwéj wszelkie narzędzia obrony i usprawiedliwienia.

      Nie dano jéj w Pillnitz spoczynku.

      Watzdorf zjawił się znowu. Jakkolwiek był dla niéj wstrętliwym, Cosel nawykła teraz, z pozorną przynajmniéj cierpliwością znosić wszystko: musiała go przyjąć, wiedząc że przybywa z wiedzą i za wolą króla.

      Tym razem był on znacznie oględniejszy w postępowaniu z hrabiną.

      – Życzę pani dobrze – odezwał się przy powitaniu – najlepszym tego dowodem, że tu przybywam, abym dopomógł do jakiéj zgody i układów. Wpłyniemy wszyscy na króla, aby jak najkorzystniéj wypadło to dla pani… ale…

      – Ale co? – zapytała Cosel, spoglądając nań.

      – Ale ze strony pani, trzebaby téż trochę powolności – rzekł Watzdorf.

      – Posłuchaj mnie pan – odezwała się Cosel – byłam królową, panią, bóstwem; jestem matką trojga przyznanych przez króla dzieci jego; nie dałam mu powodu do żadnych podejrzeń i zazdrości: najzłośliwsza potwarz zęby skruszyła, rzucając się na mnie. Jeśli sobie co mam do wyrzucenia, to zbytnią miłość dla króla.

      Po tylu latach pożycia, w ósmym roku, nagle po świeżych jeszcze przysięgach i łaskach, najnikczemniejsza intryga odbiera mi nie jego serce, ale namiętność tylko. Każe mi zrzec się miłości… milczę… wypędzają mnie z darowanego pałacu, idę; każą mi się oddalić z Drezna, usuwam się do Pillnitz, chcę widziéć króla, zawracają mnie siłą z drogi. Pomimo to wszystko, ogłaszają mnie zuchwałą, mściwą, niebezpieczną, lękają się mojéj wściekłości, mówią żem gotowa z rozpaczy godzić na życie króla.

      – Tak jest, wszystko to mówią, prawda, – rozśmiał się Watzdorf – ale pani możesz temu zadać kłam i spokojnie skończyć jak Teschen i Aurora.

      Cosel zarumieniła się i porwała.

      – Teschen i Aurora były faworytami – zawołała – ja mam przyrzeczenie ożenienia, ja byłam i jestem żoną.

      Watzdorf się rozśmiał w głos.

      – A! kochana hrabino – rzekł z poufałością obrażającą… – to są stare dzieje. Pani wiesz co na człowieku może namiętność? Ona bywa despotyczną, człowiek wówczas nie jest panem siebie, nie wié co czyni.

      August II pan nasz najmiłościwszy podpisał przecie zmuszony pokój Altransztadski… a ogłasza go nieważnym; podpisał téż pani może przyrzeczenie ożenienia, ale do niego nie przywiązuje téż wagi.

      Z trudnością mogła Cosel utrzymać oburzenie swe.

      – A! królowi wolno – zawołała – do słów, przysiąg i przyrzeczeń najuroczystszych, żadnéj nie przywiązywać wagi; ale ja mam go za uczciwego człowieka, który wié co czyni i nie oszukuje siebie i ludzi… dla mnie słowo jego święte i ważne.

      Zaczęła się przechadzać po pokoju… po namyśle Watzdorf odważył się przystąpić do tego z czém przybył.

      – Niech mi pani powié otwarcie – odezwał się – jakie są jéj żądania? Król ma dla niéj wdzięczność i dobrą wolę… uczyni wiele; tylko znowu nie trzeba wymagać rzeczy niepodobnych ani żartów podnosić do znaczenia, jakiego nie miały. Ten papierek królewski pani oddasz.

      Żywo zwróciła się Cosel ku niemu:

      – Z tém pan przybyłeś? – zapytała.

      – No, muszę wyznać: tak jest.

      – Wracajże nazad – odparła Cosel rozpłomieniona, – bo pókim żywa nie oddam nikomu. Jest to obrona mojego honoru, a ten mi droższy jest nad życie. Myślicie że zgodziłabym się za wszystkie skarby i pałace Augusta, za blask jego łaski, podać mu rękę, gdybym téj obietnicy ślubu nie otrzymała.

      – Ależ to była śmieszność – rzekł Watzdorf. Sama pani uznasz! królowa żyła i żyje.

      Któż jest w prawie rozporządzać tak przyszłością: takie przyrzeczenie w oczach prawa, ludzi, świata, nic nie waży.

      – A pocóż mi je odbierać chcecie? – zapytała Cosel, – bo wam wstyd tego, że król mnie słabą, nieświadomą, uwiedzioną oszukiwał? Lękacie się, aby go ta lekkomyślność i zdrada nie napiętnowała tak jak godzien.

      – Pani, ja przeciw królowi wyrzutów słuchać nie mogę, – rzekł Watzdorf.

      – To wracaj zkąd przybyłeś – zimno odezwała się Cosel, chcąc wyjść z pokoju. Poseł poruszył się z siedzenia i wstrzymał ją.

      – Zastanów się pani, do czego to prowadzi! Króla zmuszasz pani do użycia ostatecznych środków, do surowości bezprzykładnéj. Wszak może użyć siły! wszak papieru tego nie ukryjesz pani tak, aby go ci wyrwać nie mógł.

      – Więc niech probuje, – odparła hrabina.

      – Toby była ostateczność nader smutna – kończył Watzdorf – téj właśnie wszyscy, co jéj życzą dobrze, radziby uniknęli; téj ja pani chcę oszczędzić.

      Jeśli zmusisz do gwałtu, nic się spodziewać nie możesz; dobrą wolą otrzymasz pani…

      Cosel nie dała mu dokończyć i zapytała:

      – Chcesz bym sprzedała mój honor i oceniła go na pieniądze? Zaręczam ci, że skarbiec królewski niema tyle, ażeby kobiéty jak ja honor zapłacił. Za skarby świata go nie oddam.

      Z dumą i siłą wypowiedziała te słowa.

      – Chcę żeby świat wiedział jak niegodnie byłam oszukaną, jak niepoczciwą zrobiono sobie ze mnie igraszkę.

      Łzy potoczyły się jéj z oczów.

      – Nie – zawołała nagle – waćpan kłamiesz, to nie jest wola królewska: nie wierzę. Czernicie króla chcąc go obronić. Wierzę w płochość chwilową jego, ale nie zwątpiłam o sercu szlachetném. Król nie może tego żądać!

      Posłany milczał, zwolna rozpiął suknię, zaczął szukać w pliku papierów królewskiego listu i pełnomocnictwa, które miał przy sobie: w milczeniu podał je hrabinie.

      Rzuciła na nie okiem prawie pogardliwém.

      – Jeśli to co mnie podpisał i poprzysiągł niéma wagi – odparła ręką papier usuwając – jakąż mam przywiązywać do tego pisma i podpisu? Jutro król może ten list kazać wam odebrać i odwołać!

      Zmieszany widocznie Watzdorf, list złożył i schował nazad: litość odmalowała się na jego twarzy.

      – Pani hrabino – odezwał się cicho – jéj postępowanie budzi we mnie litość, wierz jéj lub nie, ja więcéj nad nią dać nie mogę. Na Boga, zważ pani na co się narażasz. Nie śmiałbym słowa jednego wyrzec przeciw królowi. Król jest jak najlepszym, najszlachetniejszym, ale w sobie musi bronić godności królewskiéj, za którą przed monarchami i ludami odpowiada. Tam gdzie idzie o sprawy stanu, niéma środków jakichby nie wolno było użyć. Niech pani przypomni los ludzi wielu, wielu. Niebezpiecznie jest sprzeciwiać się królowi, gdy nim owładnie namiętność.

      – Znam go