Oczy wilka. Alicja Sinicka. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Alicja Sinicka
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Остросюжетные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-66611-83-2
Скачать книгу
w kierunku balkonu.

      – Nie przejmuj się Nadią – rzekła Karina. – Jest trochę porąbana.

      – Dzięki – odparłam cicho.

      Nagle kobieta popatrzyła w stronę wejścia, a jej oczy rozbłysły.

      – O, już jest – powiedziała jakby do siebie.

      Podążyłam za nią wzrokiem i ujrzałam Waldiego. Szedł w naszym kierunku. Po chwili usiadł obok Kariny i pocałował ją czule na powitanie.

      Leon tymczasem podał mi lampkę martini. Podziękowałam mu i upiłam duży łyk. Ten uśmiechnął się tylko i nic nie mówiąc, odszedł.

      – Widzę, że już cię Leoś wyhaczył – stwierdził Waldi, wyciągając z kieszeni czekoladowego batonika. – To dobrze, powiedziałem mu, że pewnie wybierasz się do Carlosa. – Mówiąc to, popatrzył na moją sukienkę.

      – W sumie – dodał, biorąc pierwszy kęs batonika. – Po tobie może jeszcze nie było tak widać, ale ten frajer, Dancewicz, wyglądał dość jednoznacznie.

      Słysząc to, przypomniałam sobie przebranie Kornela. Nic nie odpowiedziałam, tylko kiwnęłam delikatnie głową na znak, że docierają do mnie jego słowa. Miał prowokujące usposobienie. On tymczasem wpatrywał się we mnie, jedząc czekoladowy przysmak. Gdy skończył, przytulił Karinę i zaczęli się namiętnie całować. Popatrzyłam na pozostałe osoby znajdujące się na sofach. Nikomu to nie przeszkadzało. Wszyscy rozmawiali w najlepsze, popijając drinki lub czystą wódkę z kieliszków.

      Co ja właściwie tu robię? – pomyślałam. Nawet wyglądem odstawałam od reszty. Większość osób była ubrana na czarno. Mężczyźni w garniturach lub koszulach i eleganckich materiałowych spodniach, kobiety w krótkich sukienkach i niebotycznych szpilkach. Moja kremowa kreacja w groszki i botki na niskim obcasie nijak tu pasowały. Spojrzałam w kierunku balkonu i zobaczyłam wracającą z papierosa Nadię. Podeszła do nas i chrząknęła sugestywnie. Jej miejsce zajmował Waldi. Ona jednak nie patrzyła na niego, ale na mnie. Nie miałam już gdzie się przesunąć, a sąsiedzi byli wciąż zajęci sobą. Zrozumiałam, że moja obecność tutaj jest pozbawiona jakiegokolwiek sensu. Odłożyłam lampkę z niedopitym martini na stolik, po czym wstałam.

      – Proszę – powiedziałam do Nadii, wskazując na zwolnione przeze siebie miejsce, następnie podążyłam w kierunku wyjścia.

      – Ej, a ty dokąd? – usłyszałam za sobą głos Waldiego.

      Zignorowałam go i przyspieszyłam kroku, mijając po drodze Leona rozmawiającego przez telefon. Dobrze, że mnie nie zobaczył. Nacisnęłam klamkę i wyszłam z sali. Zbiegłam po schodach. Tych drugich drzwi nie dało się tak łatwo otworzyć. Od tej strony też były zabezpieczone jakimś ekranikiem. Świetnie – pomyślałam i przylgnęłam do nich plecami. Zaraz jednak rozsunęły się i prawie wypadłam na zewnątrz – prawie, bo w ostatniej chwili ktoś mnie złapał. Poczułam kuszącą kompozycję cytrusowo-pieprzowych perfum i tak naprawdę nie musiałam podnosić wzroku, żeby wiedzieć, w czyich objęciach się znalazłam.

      – Spokojnie – usłyszałam jego niski, ciepły głos tuż obok ucha.

      Zebrałam się w sobie i spojrzałam w górę. Zimne, hipnotyzujące spojrzenie przenikało mnie tak intensywnie, że czułam, iż scala się z moim umysłem. Mogłam trwać w tym stanie całą wieczność. Nigdy nie było mi tak błogo. Artur tymczasem delikatnie mnie podniósł, żebym mogła stanąć na nogi. Powoli się obróciłam.

      – Dokąd to? – zapytał, patrząc mi ciągle prosto w oczy.

      Zdałam sobie sprawę, że stoję bardzo blisko niego. Zrobiłam krok do tyłu.

      – Nie wiem, chyba do domu.

      – Nie spodobało ci się na górze?

      – Po prostu nie lubię długo na kogoś czekać – stwierdziłam, spoglądając na jego błękitną koszulę.

      – Gdybyś odebrała ode mnie telefon, nie miałabyś tego problemu – odparł, zniżając się nieco i próbując nawiązać ze mną kontakt wzrokowy.

      Ciężko mi było się skoncentrować, gdy tak na mnie patrzył. Nagle usłyszałam za sobą głos Waldiego:

      – O, sorry, wymknęła się nam. Dobrze, że na nią wpadłeś.

      Artur spojrzał na niego złowrogo i powiedział:

      – Później o tym porozmawiamy, już cię tu nie ma.

      Usłyszałam trzask drzwi.

      – Po co właściwie do mnie dzwoniłeś? – zapytałam.

      – Ponieważ... – zawahał się na chwilę – chciałem spędzić z tobą dzisiejszy wieczór. Przepraszam, że musiałaś na mnie czekać. Miałem coś do załatwienia. Wybaczysz mi?

      Nic nie odpowiedziałam, jednak mimowolnie się uśmiechnęłam. On odwzajemnił uśmiech i wziął głęboki wdech.

      – Cieszę się, że Leon cię znalazł.

      – Nie mogłeś po prostu zadzwonić jeszcze raz? – zapytałam, wzruszając ramionami.

      – Nie byłem pewny, czemu nie odbierasz. – Zmrużył oczy. – Może nie lubisz rozmawiać z nieznajomymi?

      – A co robię w tym momencie? – zapytałam, krzyżując ręce na piersi.

      Wykonał taki sam gest, ewidentnie mnie przedrzeźniając.

      – Nie chcę być dla ciebie nieznajomym – powiedział, podkreślając ostatnie słowo.

      Ja też – pomyślałam i jednocześnie przestraszyłam się tego pragnienia. Jego szczerość była rozbrajająca.

      – Wrócisz ze mną na górę? – zapytał.

      Pokręciłam przecząco głową. Nie miałam ochoty tam znowu iść.

      – Źle się stało, że byłaś tam beze mnie, mogłem to przewidzieć, ale teraz będzie inaczej, zaufaj mi.

      Nagle usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Wyciągnęłam go z torebki. Na wyświetlaczu, niczym przypomnienie o zdrowym rozsądku, migało imię „Jola”. Miałam paskudną ochotę wcisnąć czerwoną słuchawkę, jednak zmusiłam się do przesunięcia palca na zieloną.

      – Halo?

      – Lena, gdzie ty się podziewasz? Wszędzie cię szukam!

      – Jola, zaraz do ciebie oddzwonię, dobrze? Nie mogę rozmawiać.

      – Ale gdzie ty jesteś, wszystko w porządku?

      Jej głos ewidentnie wskazywał na to, że przyjęła kolejną porcję alkoholu.

      – Tak, wszystko okej, zaraz dam znać.

      Rozłączyłam się, nie czekając już na jej odpowiedź.

      – Ktoś się o ciebie martwi? – zapytał, a raczej stwierdził.

      – Tak.

      – Ale chyba nie Kornel Dancewicz?

      Spojrzałam na niego pytająco.

      – Przecież byłaś z nim niedawno w parku.

      W jego głosie wyczułam cień zarzutu.

      – Nie, nie on – odparłam, zdając sobie sprawę, że ten cały Waldi szybko przekazuje informacje.

      – Z pewnością nie – stwierdził z lekką nutą irytacji. – Gdy wchodziłem, tańczył z jakąś małolatą na parkiecie.

      – Chyba się wystraszył – odrzekłam.

      – Czego?

      – Tego