Miała siedem lat, znowu poszła do pierwszej klasy, tym razem w Polsce. Nie znała języka, ale spotkała dwóch kolegów z domu dziecka, którzy też nie mówili po polsku. Jednym z nich był ten od żółwia. Trzymali się razem, nie rozmawiali o miejscu, w którym się poznali.
Nie zawsze starczało jej odwagi, by w szkole zapytać o znaczenie słów, których jeszcze nie znała. Zazwyczaj pytała dopiero w domu.
– Co to są „latałezy”?
– Co takiego?
– Latałezy.
– Nie ma takiego słowa po polsku. Skąd je masz?
– Za bój, za krew, za latałez. Taką piosenkę śpiewamy codziennie.
Szybko okazało się, że ma nowe nazwisko. Nie takie jak we Francji. Teraz nazywała się jak ten, który kłamał, że nie wie, co się stało z tatą.
– Załatwione! Mam prawo jazdy i zmieniłem jej nazwisko – powiedział pewnego dnia, tuż po przyjeździe.
Wyrośli w domu, który pachniał domem. Wystarczyło wejść do małego korytarza, by poczuć ten zapach, inny niż we wszystkich znajomych domach. Najlepiej wyczuwalny po powrocie z wakacji, skoncentrowany, ale niekojarzący się z zaniedbaniem, nie zatęchły ani ciężki. Gdyby rozłożyć go na czynniki pierwsze, byłyby tam kawa, grzanki, perfumy mamy, szuflada taty pełna fajek i serwetek z brązowymi śladami po kawie. Wytrawniejszy nos wyczułby jeszcze delikatny zapach nalewki na niewydrylowanych wiśniach i rdzewiejących ostrzy kilku francuskich noży oprawionych w drewniane rękojeści. Między nimi pojawiała się ledwo wyczuwalna lawenda z pościelowej półki.
Obaj byli już dawno dorośli, mieli żony i dzieci. W kwaterze głównej – tak mówili o tym domu ich przyjaciele – bywali bardzo często. Czasami na wspólnych obiadach, a czasami bez zapowiedzi, wypić kawę i pogadać.
Ostatnio dom wzbogacił się o nowy zapach. Odrobinę kwiatowy, lekki, ale niekojarzący się z młodością. W dawnym pokoju rodziców zamieszkała babcia – mama mamy. Po śmierci męża dała się namówić na przeprowadzkę. Rodzice przenieśli się do pokoju, który kiedyś zajmowali synowie. Mieszkanie znowu było domem dwóch pokoleń.
Mama zadzwoniła do synów i poprosiła, żeby przyszli, tym razem bez rodzin. Byli zaskoczeni, a przede wszystkim zaniepokojeni. Przyszli przed południem, w domu były tylko mama i babcia.
– Dobrze, że jesteście. Nie martwcie się, nie umieram. Usiądźcie, a ja tylko poproszę babcię, żeby dała nam chwilę pogadać.
– Pójdziemy powiedzieć babci dzień dobry.
– Chyba drzemie po śniadaniu, zaczekajcie chwilę.
Bracia usiedli obok siebie za dębowym kuchennym stołem, przy którym spędzili całe dzieciństwo. Przed nimi leżała papierowa teczka na dokumenty.
– Kto przyszedł? – zapytała babcia ze swojego pokoju.
– Mamo, już do ciebie idę! – krzyknęła mama i wyszła z kuchni.
Jeden z braci chciał zajrzeć do papierów, ale drugi stanowczo zdecydował, że zaczekają, aż mama im je pokaże.
– Nie interesuje cię, co jest w środku?
– Spróbuj raz być cierpliwy.
Mama na krótką chwilę zniknęła w pokoju babci, po czym wychyliła głowę zza drzwi.
– Przyjdźcie się przywitać.
Babcia siedziała w fotelu ubrana w szlafrok.
– Kogo ja widzę? Rzadko wpadacie o tej porze. Coś się stało?
Sami nie wiedzieli, co się stało, więc powiedzieli, że nic, przywitali się i zaraz poszli do kuchni czekać na mamę.
– Chłopcy, narobiłam wam trochę kłopotów, ale musiałam, nie mogłam inaczej.
– Powiesz coś konkretniejszego? – zapytał jeden w imieniu obu.
Odkąd skończyły się nastoletnie awantury, żaden z nich nie był wzywany przez rodziców na rozmowę. Niepokój mieszał się w głowach z ciekawością. Dotychczas specjalistą od sprowadzania kłopotów był jeden z nich. Wyglądało na to, że stracił monopol.
– Przez pięćdziesiąt lat marzyłam o tym, żeby nosić nazwisko taty, i wreszcie to zrobiłam.
– Nosisz nazwisko taty.
– Chodzi mi o mojego tatę.
– Zmieniłaś nazwisko? – zapytali równocześnie.
– Zmieniłam nazwisko panieńskie. Będę się teraz nazywała tak jak przez pierwsze sześć lat życia. Znowu będę córką mojego ojca.
Z pokoju babci dobiegło wołanie.
– Mamo, już idę!
Ich mama poszła do swojej mamy.
– Rozumiesz, dlaczego mamy mieć z tego powodu kłopoty? – zapytał brata brat.
– Nie rozumiem, ale zaraz się dowiemy.
– Zaczekajcie chwilę, chłopcy. Muszę zanieść babci kawę, zaraz wracam – powiedziała, wchodząc do kuchni.
– Od kiedy dowiedziałam się, że mój tata został zamordowany, a nazwisko, które noszę, nie jest jego, czułam się w stosunku do niego nie fair. Czekałam bardzo długo. Za długo. Im dłużej czekałam, tym gorzej mi z tym było.
– Moja córka od kilku dni nie mówi o niczym innym tylko o uwięzieniu Żydów w Egipcie – powiedział jeden z braci.
– Możesz przez chwilę być poważny? – zapytał drugi.
– Martwiłam się, że będziecie się złościć. – Mama się uśmiechnęła.
– Że wyszłaś z niewoli? – zapytał ojciec córki zajmującej się ostatnio egipską niewolą.
– Że uznacie to za fanaberie.
– Dlaczego nie zrobiłaś tego wcześniej?
– Nie chciałam urazić ojczyma.
– Chłopcy jeszcze są? – zapytała babcia ze swojego pokoju.
– Są – odpowiedziała mama.
– Zaraz do was przyjdę, pomożesz mi się ubrać? – Babcia się nie poddawała.
– Mamo, za chwilę.
– Babci powiedziałaś?
– Nie i chyba nie powiem, to dla niej kompletnie bez znaczenia.
– Skąd wiesz, może by się ucieszyła? Pewnie byłaby z ciebie dumna.
– Zostawię to sobie na później. Gdybym jej powiedziała, że wróciłam do nazwiska taty, musiałabym jej powiedzieć, jak się czułam, gdy odebrała mnie z domu dziecka, i jak jej nienawidziłam za to, że całą uwagę poświęca nowemu mężowi, a dla mnie nic nie zostaje.
– Nigdy o tym nie rozmawiałyście?
– Nigdy.
– Może teraz jest na to czas.
– Po tej rozmowie nie mogłybyśmy już chyba razem mieszkać.
– Ja bym spróbował.
– Nie słyszysz, co mama mówi? – powiedział rozsądniejszy z braci.
– Wróćmy do tego, co to dla