Księżniczka. Zofia Urbanowska. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Zofia Urbanowska
Издательство: Public Domain
Серия:
Жанр произведения: Повести
Год издания: 0
isbn:
Скачать книгу
rozmów, widziała jarzący blask świateł i siebie wspartą na ramieniu Stefana, unoszoną wirem tańca wobec powszechnego szmeru podziwu i uwielbienia. A gdyby też pogodzić z sobą dwie rzeczy: być na balu i po nim dopiero o pracy pomyśleć? Suknia już i tak obstalowana, więc w każdym razie zapłacić za nią trzeba… Co zresztą powiedziałby Stefan, któremu dała słowo, że będzie; Stefan, który ją do pierwszego tańca zamówił?

      Długą chwilę trwała w duszy dziewczęcia walka egoizmu młodości z dobrymi zamiarami i te ostatnie zwyciężyły. Helenka nie była złą ani zbyt lekkomyślną; miała dobre serce i szczerze pragnęła ratować rodziców. Wrodzona jej szlachetność odepchnęła pokusę z oburzeniem.

      – Nie godzi się nawet myśleć o tym – rzekła do siebie – Stefan, jeżeli zechce, potrafi mnie wszędzie znaleźć.

      I, usiadłszy przy biurku, napisała do modniarki list cofający obstalunek – ale gdy go włożyła w kopertę i zapieczętowała, popłynęły jej z oczu łzy żalu za przyjemnością, którą dobrowolnie poświęciła, i za marzeniami, których się wyrzekała. Poemat jej życia przerwał się na samym początku.

      Łzy te oczyściły ją z grzechu egoizmu i w końcu zmieniły się w słodkie łzy rozrzewnienia na myśl, że czyni to dla rodziców, którymi od tej chwili będzie się opiekowała. Była to pierwsza ofiara i pierwsze nad sobą zwycięstwo.

      Gdy stróż nocny z grzechotką przechodził koło domu pana Marcina, na zegarze miejskim wybiła godzina druga, ale Helenka już tego nie słyszała. Spała snem twardym. Z całej rodziny ona jedna tylko spała tej nocy.

      VI

      Pan Radllcz był już człowiekiem niemłodym, lecz starym nie można go było jeszcze nazwać, pomimo pięćdziesięciu przeszło lat. Wprawdzie włosy i faworyty miał siwe, twarz porysowaną zmarszczkami, ale oczy pełne były życia, a w ruchach, w głosie przebijała się sprężystość i energia. Rysy były dość pospolite, ale miały wybitnie indywidualny charakter, którego wyrazem była siła i stanowczość; czoło przecinały ostre linie, a w zagięciu ust było coś nieubłaganego. Na pierwszy rzut oka nie był to człowiek sympatyczny, bo nie wzbudzający innego uczucia oprócz obawy i poszanowania; ale gdy spod brwi gęstych i krzaczastych popatrzył na kogo przez szkła okularów wzrokiem pełnym rozumu i dobroci, wzbudzał natychmiast nieograniczoną do siebie ufność i wiarę. Tak go też osądziła Helenka podczas wczorajszego wieczora.

      Państwo Oreccy wstawali zwykle późno, a ruch prawdziwy w ich domu rozpoczynał się dopiero o dziewiątej. Delegowany Rady Nadzorczej jednakże inny miał widać obyczaj, bo o ósmej już był w kantorze zajęty przeglądaniem ksiąg i obliczaniem długich szeregów cyfr. W całym domu panowała jeszcze cisza, służba tylko co powstawała i zaczynała się krzątać leniwie po pokojach, chodząc na palcach i poziewając głośno.

      Czoło pana Radlicza fałdowało się często przy tej czynności: z każdej niemal karty wyglądał brak praktycznej podstawy w obrotach pieniężnych pana Marcina i jego dyletantyzm – a znajdowały się pozycje, wprowadzające go w głębokie zdumienie. Zatopiony w pracy, nie słyszał drobnych kroków zbliżających się do drzwi kantoru i nieśmiałego pukania – dopiero gdy po chwili powtórzyło się nieco głośniej, usłyszał je.

      – Proszę wejść – odezwał się, nie podnosząc głowy od papierów, nad którymi był pochylony.

      Drzwi otworzyły się i zamknęły na powrót z delikatną ostrożnością i drobne kroki zbliżyły się do stołu, przy którym pracował delegowany. Pan Radlicz, mniemający zrazu, że to służąca, podniósł nagle głowę i zdziwił się, gdy ujrzał przed sobą córkę gospodarza domu. Powitawszy ją uprzejmie, wyraził przypuszczenie, że prawdopodobnie spodziewała się zastać tu ojca zamiast niego.

      – Nie, panie – odrzekła – ojciec mój nie wstaje tak rano, więc wiedziałam, że go nie zastanę w kantorze. Chciałam pomówić z panem bez świadków i dlatego tu przyszłam; jest to jedyna pora, w której nam nikt nie przeszkodzi.

      Wypowiedziawszy te słowa odetchnęła głęboko; pierwszy ten krok na drodze samodzielności dużo ją kosztował. Zanim tu przyszła, musiała stoczyć niejedną walkę z wahaniem się na nowo ją ogarniającym, z fałszywym wstydem i tysiącznymi uczuciami, jakie ją po przebudzeniu się opanowały. Teraz, gdy wyrzekła pierwsze wyrazy, wszystko już było skończone; nie mogła się cofnąć. Zdziwienie pana Radlicza wzrosło jeszcze bardziej, ale nie dał tego poznać po sobie. Podał jej krzesło i rzekł, siadając także:

      – Słucham panią.

      – Pewnie się to panu wydaje dziwne, a nawet niewłaściwe, że człowiekowi obcemu, widzianemu po raz pierwszy w życiu, przychodzę czynić zwierzenie… ale bardzo ważne powody skłaniają mnie do tego. Proszę pana o trochę tylko cierpliwości. Niech mnie pan wysłucha, a potem mnie pan osądzi.

      Przerwała na chwilę, jakby dla nabrania odwagi, zaczerpnęła powietrza i mówiła dalej:

      – Ojciec mój wskutek różnych nieprzyjaznych okoliczności stracił majątek, a dymisja z posady ajenta odbiera mu jedyny środek utrzymania.

      Pan Radlicz poruszył się na krześle.

      – Przykro mi niezmiernie – powiedział – że na mnie spadł obowiązek wykonawcy tej smutnej dla państwa zmiany, ale nie przybyłem tu z własnej wyłącznie woli i nie powinniście państwo mieć o to do mnie urazy.

      – O, bynajmniej – odpowiedziała z pośpiechem – rozumiemy wszyscy, że pan jest tylko reprezentantem instytucji.

      – To, co słyszę od pani – mówił zapalając cygaro – dziwi mnie niewymownie – sposób bowiem życia państwa i stopa, na jakiej dom trzymacie, prowadzi do innych wniosków, a pani Orecka wczoraj nawet powtórzyła dwukrotnie, że rada jest, iż mąż jej pozbędzie się kłopotu z ajenturą.

      Helenka zarumieniła się lekko.

      – Mama jest dumną – wyszeptała – i ma wstręt do budzenia w ludziach litości.

      Pan Radlicz pomyślał, że duma mogłaby się była inaczej objawić, niekoniecznie w ten sposób, ale zachował tę uwagę przy sobie, powiedział tylko:

      – Zdaje mi się, że zgadłem powód obecności pani tutaj, i z góry żałuję, że muszę rozwiać pani złudzenie. Dymisji ojca pani nie wywołały względy prywatnej natury, więc cofniętą być nie może. Dalsze utrzymywanie ajentury w M. naraziłoby Dom Handlowy na straty.

      – Pojmuję to – odpowiedziała – i omylił się pan przypuszczając, że przyszłam tu żądać rzeczy niemożliwych. Zamiary moje są inne: wiem, że co się stało, odstać się już nie może; ale położenie moich rodziców, nie znających dotąd, co to jest troszczyć się o jutro, jest więcej niż smutne. Otóż… pragnę los ich, o ile to jest możliwe, złagodzić. Jednym słowem, chciałabym pracować. Tyle kobiet w moim wieku zarabia na swoje utrzymanie, a nawet pomaga rodzinie…

      Pan Radlicz, słuchający dotąd z grzeczną obojętnością, spojrzał z większym nieco zajęciem na mówiącą.

      – Myśl bardzo dobra – zauważył, nie zgadując jednakże, dlaczego mu ona to wszystko mówi.

      – Nie mam nikogo, co by mi w tym przedsięwzięciu umiał lub chciał poradzić. Moi rodzice nic jeszcze o tym nie wiedzą i będę miała niemałe z nimi trudności, zanim oswoją się z tą myślą… a wszyscy moi znajomi i przyjaciele mają dawne pojęcie o kobiecie i jedynie działalność w obrębie domowego ogniska uważają dla niej za właściwą, zwłaszcza jeżeli należy do mojej sfery.

      Lekki uśmiech przebiegł po ustach pana Radlicza.

      – Chciałabym się dostać do Warszawy, gdzie, jak czytam i słyszę, istnieją rozliczne sposoby zarobkowania dla kobiet, ale nie wiem, jak się do tego wziąć. Niech mi pan nie bierze za złe mej śmiałości, ale pański wiek, pańska twarz, choć surowa,