Czeka nas tu spore zaskoczenie – jak wtedy, gdy sądząc, że dobrze kogoś znamy, nieoczekiwanie odkrywamy drugą, szaloną stronę jego osobowości. Szykowną urzędniczkę z banku odnajdujemy w internecie jako posiadaczkę wielkiej hodowli fretek. Heavymetalowego gitarzystę spotykamy, gdy kupuje włóczkę: bardzo lubi robić na drutach (dzierganie go odpręża), a jednocześnie uważa, że to świetny trening dla palców. I tak dalej. Największe zaskoczenia to efekt konfrontacji z pierwszym wrażeniem – podobnie jest w przypadku języka. Jeśli staniemy przed lustrem i wyciągniemy go na całą długość, też nie od razu dowiemy się o nim wszystkiego. Można zadać sobie pytanie: no dobrze, ale co właściwie jest dalej? Przecież to wcale nie wygląda na koniec. W ten sposób dochodzimy do drugiej strony języka, czyli do jego nasady.
Krajobraz jest tu zupełnie inny, usiany różowymi pagórkami. O ile nie mamy silnie wykształconego odruchu wymiotnego, możemy spróbować delikatnie obmacać język palcem, powoli przesuwając się ku tyłowi. Gdy tylko dojdziemy do nasady, zauważymy, że od dołu język ni z tego, ni z owego staje się pofałdowany w drugą stronę. Zadaniem znajdujących się tam wzgórków jest dokładne analizowanie wszystkiego, co przełykamy. Wzgórki zajmują się wychwytywaniem cząsteczek z jedzenia, picia i wdychanego powietrza. Wszystkie te cząsteczki zostają wciągnięte do wnętrza wzgórków, gdzie czeka już cała armia komórek odpornościowych, które trzeba wyćwiczyć w kontaktach ze światem zewnętrznym. Kawałki jabłka można zostawić w spokoju, w wypadku zarazków wywołujących zapalenie gardła konieczna jest natychmiastowa interwencja. Podczas macania języka palcem trudno więc właściwie stwierdzić, kto kogo bada, mamy tu bowiem do czynienia z jedną z najbardziej wścibskich części naszego ciała, a mianowicie z tkanką chłonną.
W tkance tej wyróżniamy kilka „punktów obserwacyjnych”. Mówiąc ściślej, całe gardło otoczone jest pierścieniem tkanki chłonnej. Obszar ten nosi także nazwę pierścienia gardłowego Waldeyera: u dołu wzgórki na języku, po lewej i prawej stronie migdałki podniebienne, a na górze jeszcze twory umiejscowione na sklepieniu gardła, w pobliżu nosa i uszu (takie przerośnięte twory, zauważane najczęściej u dzieci, nazywamy polipami). Jeśli ktoś z czytelników myśli teraz, że nie ma już migdałków, bo mu je wycięto, to jest w błędzie. Funkcję obserwacyjną migdałków spełniają bowiem wszystkie partie pierścienia Waldeyera. Wzgórki na języku, na sklepieniu gardła i wreszcie dobrze nam znane migdałki podniebienne – wszystkie robią dokładnie to samo: z wielką ciekawością analizują każdą docierającą do nich substancję i szkolą komórki odpornościowe w zakresie skutecznej samoobrony.
Niestety, migdałki podniebienne (które dawniej usuwano znacznie częściej niż teraz) wykonują swoją pracę nie tak inteligentnie, jak ich „koledzy po fachu”. Nie mają bowiem wzgórków, tylko głębokie bruzdy – wszystko w celu zwiększenia powierzchni. W bruzdach tych osadza się niekiedy zbyt wiele obcych substancji, które wcale niełatwo stamtąd usunąć, dlatego ten fragment tkanki chłonnej jest wyjątkowo narażony na stany zapalne. Można powiedzieć, że to uboczny efekt wścibstwa migdałków. Przy problemach z nieświeżym oddechem, o ile przyczyną nie są kłopoty z językiem bądź zębami, warto więc sprawdzić właśnie migdałki – jeśli, rzecz jasna, jeszcze je mamy.
Niekiedy właśnie tu kryją się małe białe kamyczki o okropnym zapachu! Mnóstwo osób nie ma o tym pojęcia i całymi tygodniami prowadzi bezskuteczną walkę z nieświeżym oddechem lub nieprzyjemnym posmakiem w ustach. Ale w takim wypadku ani najdokładniejsze mycie zębów, ani szorowanie języka czy płukanie gardła nie daje żadnych rezultatów. Pewnego pięknego dnia kamyczki same znikną i wszystko znów będzie w porządku – wcale jednak nie trzeba tego dnia bezsilnie wypatrywać. Z niewielką wprawą kamyczki da się samodzielnie wydłubać, a wtedy brzydki zapach z ust natychmiast się ulotni.
Żeby przekonać się, czy to rzeczywiście migdałki są źródłem brzydkiego zapachu, wystarczy przejechać po nich palcem lub patyczkiem higienicznym. Jeśli po takim zabiegu pojawia się nieprzyjemny zapach, można zacząć szukać kamyczków. Najlepiej je usunąć podczas wizyty u laryngologa – tak będzie bezpieczniej i wygodniej. Jeśli nie mamy oporów przed oglądaniem obrzydliwych filmików, zajrzyjmy na YouTube. Znajdziemy tam pokazy rozmaitych technik samodzielnego wyciskania takich kamieni, a przy okazji zobaczymy ich rekordowe egzemplarze. Uwaga: nie są to filmy dla ludzi o słabych nerwach!
Istnieją zresztą rozmaite domowe sposoby na kamienie migdałkowe. Niektórzy wielokrotnie w ciągu dnia płuczą usta słoną wodą, inni święcie wierzą w działanie kiszonej kapusty, jeszcze inni utrzymują, że w pozbyciu się kamieni pomaga rezygnacja z nabiału. Naukowcy nie potwierdzili jednak skuteczności żadnej z tych metod. Po gruntownych analizach wydali za to oświadczenie w innej sprawie – od kiedy mianowicie można poddać się operacji usunięcia migdałków. Odpowiedź brzmi: najlepiej po ukończeniu siódmego roku życia.
Owe siedem lat wystarczają, by zobaczyć niemal wszystko, co istotne. W każdym razie tak uważają nasze komórki odpornościowe: przyszliśmy na całkowicie obcy świat, mama nieraz nas wycałowała, byliśmy w ogrodzie i w lesie, głaskaliśmy zwierzaki, wiele razy bywaliśmy przeziębieni, w szkole poznaliśmy mnóstwo obcych ludzi. To właściwie wystarczy. Można powiedzieć, że w tym momencie nasz układ odpornościowy kończy studia i może iść do normalnej pracy, którą będzie wykonywał przez całe nasze życie.
Przed ukończeniem siedmiu lat migdałki odgrywają ważną rolę „placówek edukacyjnych”. Odpowiednio wykształcony układ odpornościowy przydaje się nie tylko do zwalczania przeziębień. Istnieją też ścisłe zależności między stopniem jego rozwoju a chorobami serca albo naszą wagą. Dzieci, którym usunięto migdałki przed siódmymi urodzinami, są bardziej narażone na otyłość. Na razie lekarze nie wiedzą jeszcze, czemu tak się dzieje, jednak związki pomiędzy wagą a układem odpornościowym stają się coraz częstszym przedmiotem badań. Dla dzieci zbyt szczupłych usunięcie migdałków może okazać się więc bardzo skuteczną terapią, która pozwoli im trochę przytyć. W pozostałych przypadkach rodzicom zaleca się, by po operacji migdałków u dziecka zwracali szczególną uwagę na zrównoważoną dietę.
Jeśli więc decydujemy się na usunięcie migdałków u dzieci przed siódmym rokiem życia, lepiej żebyśmy mieli ważne powody. Oczywiście, jeśli na przykład migdałki są na tyle duże, że utrudniają spanie i oddychanie, nie będziemy się przejmować takimi efektami ubocznymi, jak kilka kilogramów więcej. W sumie to wzruszające, że nasza własna tkanka chłonna z takim poświęceniem pragnie nas chronić. Ale niestety, ta nadgorliwość bardziej nam szkodzi, niż pomaga. W wielu przypadkach lekarze usuwają laserem tylko chory fragment migdałków bez wycinania ich w całości. Inaczej jest, gdy stany zapalne występują chronicznie. W takiej sytuacji nasze komórki odpornościowe nie mają ani chwili spokoju, co na dłuższą metę wcale im nie służy. W przypadku nadwrażliwości układu odpornościowego usunięcie migdałków może być więc korzystne niezależnie od tego, czy pacjent ma cztery, siedem czy pięćdziesiąt lat.
Na operację decydują się często na przykład ludzie cierpiący na łuszczycę. Ich nazbyt czuły układ odpornościowy wszczyna alarm przy najdrobniejszej okazji, co skutkuje swędzącymi zapaleniami skóry (często zaczynającymi się od głowy) i bólami stawów. Do tego chorzy na łuszczycę znacznie częściej niż inni mają problemy z gardłem.