– Świetnie.
– Musimy skoordynować działania. Tylko w ten sposób rozprawimy się z gangami. O którego księdza ci chodzi?
– Tego, który był najemnikiem.
Hollister zacisnął usta i zmrużył oczy.
John wiedział, jak bardzo policjant nie lubi rozmawiać o swojej przeszłości. Nie opowiadał na prawo i lewo, że on też był najemnikiem.
– Prowadzi przytułek na terenie gangu Los Diablos, poza tym dobrze zna przywódcę Serpietnes, konkurencyjnego gangu. Nie musisz ze mną iść, napisz tylko kilka słów, żeby w ogóle chciał ze mną gadać albo powiedz, jak się z nim skontaktować – poprosił John.
Hollister ponownie zacisnął usta, westchnął ciężko, a potem otworzył szufladę i wyjął kartkę Napisał kilka słów, włożył liścik do koperty, którą zaadresował: Ojciec Eduardo Perez. Katedra Najświętszej Panny Marii.
Wręczył kopertę Johnowi i podyktował mu dokładny adres, który John zapisał w komórce.
– Posłuchaj – zaczął John cicho. – Wiem, jak bardzo nie lubisz wracać do przeszłości. Rozumiem to i szanuję. Ale mamy trzy zabójstwa i dwóch rannych dzieciaków, a te wydarzenia wiążą się ze starą sprawą, morderstwem córki senatora. Być może dzięki rozmowie z tym księdzem uda mi się zapobiec kolejnemu rozlewowi krwi. Obiecuję dzielić się z tobą informacjami, będziemy w kontakcie.
– Tak, rzeczywiście nie lubię wracać do przeszłości – przyznał Hollister, już trochę rozluźniony.
– Każdy z nas przeżył coś, o czym wolałby zapomnieć. Czas niby leczy rany, jednak czasami bolesne wspomnienia wracają.
– Ja straciłem wszystko – powiedział Hollister ponuro. – Również kobietę, za którą oddałbym życie.
John zerknał na niego ciekawie, ale milczał.
– Nie chodzi o Sunny – wyjaśnił szybko Hollister.
– Tak łatwo mnie rozszyfrować? – roześmiał się John.
– To miła dziewczyna, a ja rzeczywiście lubię blondynki, ale między nami nigdy nie iskrzyło. Rozumiesz? Po prostu… trochę mi przypomina kogoś, kogo bezpowrotnie utraciłem.
John przypomniał sobie, że Hollister jest wdowcem. Zapewne teraz miał na myśłi zmarłą żonę.
– W porządku – odparł.
– Sunny ostatnio częściej się uśmiecha – stwierdził Hollister. – Wydaje się szczęśliwa. Zanim cię poznała, była chyba najsmutniejszą dziewczyną, jaką widziałem.
– Ja też jestem szczęśliwszy, odkąd ją poznałem – przyznał John. – Świetnie się czuję w jej towarzystwie.
– Daj mi znać, jeśli wpadniesz na jakiś interesujący trop.
– Jasne. – John wstał, szykując się do wyjścia. – Mój szef uważa, że ojciec Eduardo może rzucić trochę światła na sprawę.
– Żaden z członków Los Lobitos nie odważy się wejść samotnie do kościoła – wyjaśnił Hollister. – Kiedy ojciec Eduardo objął parafię, zaczął bardzo aktywnie interesować się ofiarami ulicznych porachunków. Los Lobitos uznali, że jest policyjną wtyczką i postanowili go wykurzyć z tego terenu. Weszli do kościoła z nabitą bronią, a potem wszyscy trafili na izbę przyjęć. -Dosłownie wszyscy . – Hollister zagwizdał cicho. – Ojciec Eduardo był przy nich, gdy ich opatrywano. Poradził, by w przyszłości zostawili w spokoju jego parafian. Rozumiesz? Sam dał radę siedmiu uzbrojonym oprychom. Do dziś o tym wydarzeniu krążą legendy.
– Teraz to jeszcze bardziej chciałbym poznać ojca Eduarda – zaśmiał się John.
– Warto, bo to wyjątkowy człowiek.
– Jeszcze raz dziękuję. Przykro mi, że musiałem prosić o taka przysługę. – John potrząsnął kopertą.
– W przeszłości zrobiłem rzeczy, których do dzisiaj żałuję, ale nie sposób cofnąć czasu. Uważam Eduarda za przyjaciela, na pewno ci pomoże. Nie boi się Los Diablos, prędzej to oni obawiają się jego. Powiedz mu, że większość piątkowych wieczorów mam wolnych, gdyby chciał się spotkać w lokalu Fernanda i popatrzeć, jak goście tańczą tango.
– Jasne.
Ojciec Eduardo był wysokim, potężnie zbudowanym mężczyzną o czarnych włosach i bardzo ciemnych oczach. Jego twarz szpeciły liczne blizny. Wyglądał jak facet, któremu lepiej nie wchodzić w drogę. Tak, on rzeczywiście mógł sobie poradzić z siemioma uzbrojonymi członkami gangu.
– W czym mogę pomóc? – spytał cicho, zerkając ciekawie na Johna.
John podał mu kopertę.
Zdziwiony ksiądz uniósł brwi, a potem dokładnie przeczytał notatkę od Hollistera.
– Aha, czyli to prośba od Cala – mruknął.
– Prosił, żeby powtórzyć, że w piątek chętnie zaprosi ojca na kolację u Fernanda. Mógłby ojciec popatrzeć, jak goście tańczą tango.
– Amatorzy – roześmiał się ksiądz. – Do tanga trzeba gorącego serca i siły charakteru.
– Wiem, moja rodzina pochodzi z Argentyny.
– Tak jak moja – ucieszył się ksiądz. – Kim pan właściwie jest?
– John Ruiz, Strażnik Teksasu. Zajmuje się dochodzeniem, w które są zamieszanie miejscowe gangi.
– Wiem, ile złego robią – przyznał ojciec Eduardo ze smutkiem. – Spowiadam ich ofiary. Marzę, żeby stąd zniknęli, ale to chyba tylko pobożne życzenia.
– Obawiam się, że tak.
– Chodźmy do zakrystii, tak można spokojnie porozmawiać.
Ruszył przez katedrę, mijając kilu wiernych, którzy zapalali świeczki, by upamiętnić zmarłych.
– Niedawno tak samo zapalałem świeczki w kościele św. Franciszka – szepnął John.
– Stracił pan kogoś bliskiego?
– Tak, trzy lata temu żona umarła na atak serca.
– Współczuję. – Ojciec Eduardo otworzył drzwi do zakrystii i spojrzał ze smutkiem na Johna. – Ja straciłem żonę i dwóch synów. To było w poprzednim życiu. Zastrzelił ich na moich oczach facet, któremu zabiłem brata. Przedtem mnie związał, nie mogłem nic zrobić. Zaraz po tym strasznym zdarzeniu wstąpiłem do seminarium – powiedział, spoglądając niepewnie na Johna.
– Ja też ojcu współczuję. Wiem od mojego szefa, kim ojciec był w przeszłości – przyznał John. – Wiem też od Hollistera. Ojciec przeciwko siedmiu uzbrojonym bandziorom. Nie do wiary.
– Tak, myśleli, że łatwo mnie stąd wykurzą. – Ojciec Eduardo wyraźnie się ożywił. Nie mieli pojęcia, czym zajmowałem się w przeszłości. Dwóch z nich zaczęło regularnie uczęszczać na msze.
– Nic dziwnego, ojciec ma potężnego sojusznika. Tam w górze. – John wzniósł oczy.
– Owszem – zgodził się ojciec Eduardo z szerokim uśmiechem. – Robię co w mojej mocy dla parafian, ale większość z nich to biedacy. – Potrząsnął głową. – To dla mnie wysoce zastanawiające, że w tak bogatym kraju są rzesze ludzi, który prawie przymierają głodem. Wydajemy grube miliardy na broń, na przykład biologiczną, której prawdopodobnie nigdy nie użyjemy. Mam niewielkie fundusze, nie