Spis treści
Dla Iris
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
This ebook was bought on LitRes
Rozbierz się.
– Co? – Rin aż zamrugała.
Urzędnik zerknął na nią znad swojej książeczki.
– Obowiązkowa procedura zapobiegania ściąganiu. Jeśli już musisz, idź do niej. – Wskazał na drugą stronę pomieszczenia, gdzie czekała jego koleżanka.
Rin z całych sił zaplotła ramiona na piersi i podeszła do urzędniczki. Moment później została wprowadzona za parawan i bardzo drobiazgowo przeszukana. Egzaminatorzy chcieli mieć pewność, że nie przemyca ściągawki w żadnym z naturalnych otworów ciała. Na koniec wciśnięto jej do ręki bezkształtny niebieski worek.
– Załóż to – poleciła urzędniczka.
– Czy to naprawdę konieczne? – Podzwaniając zębami, Rin zaczęła się rozbierać.
Fartuch egzaminacyjny okazał się na nią stanowczo za duży; dłonie ginęły w fałdach materiału i Rin musiała kilka razy podwinąć rękawy.
– Tak, konieczne. – Urzędniczka wskazała dziewczynie gestem ławkę. – Przed rokiem aż u dwanaściorga kandydatów znaleźliśmy wszyte w ubrania ściągawki. Musimy się zabezpieczyć. Otwórz usta.
Rin posłusznie wykonała polecenie.
Urzędniczka obejrzała jej język, unosząc go cienkim pręcikiem.
– Żadnych odbarwień, to dobrze. Oczy szeroko otwarte.
– Po co ktokolwiek miałby się narkotyzować przed egzaminem? – zdziwiła się Rin, kiedy urzędniczka zajrzała jej pod powieki. Odpowiedź nie padła.
Zadowolona kobieta odprawiła Rin skinieniem na korytarz, gdzie w niezbyt zdyscyplinowanym szeregu czekali pozostali kandydaci na studentów. Dłonie mieli wolne, a twarze jednakowo ściągnięte niepokojem. Nie przynieśli ze sobą na egzamin żadnych przyborów – ostatecznie pióra można było wydrążyć i ukryć w nich ruloniki z rozwiązaniami zadań.
– Ręce przez cały czas będziecie trzymać na widoku – zadysponował urzędnik, który wyszedł właśnie przed uczniów. – Rękawów nie wolno opuszczać poniżej łokcia. Od tego momentu przestajecie ze sobą rozmawiać. Kto będzie musiał się wysikać, podniesie rękę. Z tyłu sali znajdziecie wiadro.
– A jak srać mi się zachce? – spytał jakiś chłopak.
Urzędnik zmierzył go przeciągłym spojrzeniem.
– No co? – rzucił chłopak tonem usprawiedliwienia. – Egzamin ma trwać dwanaście godzin.
– We wzmiankowanej sytuacji – mężczyzna wzruszył ramionami – postaraj się zrobić swoje po cichu.
Rin była od samego rana zbyt zdenerwowana, by przełknąć choć kęs. Mdłości dostawała już na samą myśl o jedzeniu. Pęcherz i jelita miała puste. Pełen był tylko jej umysł, niemal do rozpuku wypchany oszałamiającą wielością matematycznych wzorów, wierszy, rozpraw i ważnych dat historycznych, które miała przelać na karty egzaminacyjnego kajetu. Była gotowa.
W sali egzaminacyjnej przygotowano miejsca dla setki kandydatów. Ławki ustawiono w schludne rzędy po dziesięć. Na blatach czekały ciężkie kajety, kałamarze i pędzelki pisarskie.
W większości pozostałych prowincji Nikan trzeba było odcinać od świata całe ratusze, by pomieścić tysiące chętnych przystępujących rokrocznie do egzaminu. Małe Tikany było jednak niewielką wioską w Prowincji Koguta, zamieszkaną głównie przez chłopów i obszarników. Tutejsze rodziny zdecydowanie bardziej potrzebowały rąk do pracy w polu niż wykształconych na uniwersytetach darmozjadów. W Tikany od zawsze wystarczała ta jedna jedyna sala.
Rin weszła w ślad za pozostałymi uczniami i zajęła wyznaczone miejsce. Wyobraziła sobie, jak muszą wyglądać z góry: równiutkie