Kariera Nikodema Dyzmy. Tadeusz Dołęga-mostowicz. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Tadeusz Dołęga-mostowicz
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Классическая проза
Год издания: 0
isbn: 9788311152465
Скачать книгу
45b467aa-c099-55e4-bbc8-6a021b4eec13.jpg" alt=""/>

      Spis treści

       Karta tytułowa

       Karta redakcyjna

       Rozdział pierwszy

       Rozdział drugi

       Rozdział trzeci

       Rozdział czwarty

       Rozdział piąty

       Rozdział szósty

       Rozdział siódmy

       Rozdział ósmy

       Rozdział dziewiąty

       Rozdział dziesiąty

       Rozdział jedenasty

       Rozdział dwunasty

       Rozdział trzynasty

       Rozdział czternasty

       Rozdział piętnasty

       Rozdział szesnasty

       Rozdział siedemnasty

       Rozdział osiemnasty

       Rozdział dziewiętnasty

       Rozdział dwudziesty

       Rozdział dwudziesty pierwszy

       Rozdział dwudziesty drugi

       Rozdział dwudziesty trzeci

       Rozdział dwudziesty czwarty

       Okładka

      Projekt okładki i stron tytułowych: Anna Damasiewicz

       Redaktor prowadzący i korekta: Agata Paszkowska

       Redaktor techniczny: Beata Jankowska

      Copyright © for this Polish edition by Bellona SA, Warszawa 2014

      Zapraszamy na strony

       www.bellona.pl, www.ksiegarnia.bellona.pl

      Dołącz do nas na Facebooku

       www.facebook.com/Wydawnictwo.Bellona

      Nasz adres: Bellona SA

       ul. Bema 87, 01-233 Warszawa

       Dział Wysyłki: tel. 22 457 03 02, 22 457 03 06, 22 457 03 78

       faks 22 652 27 01

      e-mail: [email protected]

       www.bellona.pl

      ISBN 978-83-11-15246-5

      Skład wersji elektronicznej: [email protected]

      Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym

      20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20

      Rozdział pierwszy

      Właściciel restauracji dał znak taperowi i tango urwało się w połowie taktu. Tańcząca para zatrzymała się w środku ringu.

      – No i co, panie dyrektorze? – zapytała szczupła blondynka, wyzwalając się z ramion partnera i podchodząc do stolika, na którym półsiedział gruby człowiek o spoconej twarzy.

      Właściciel wzruszył ramionami.

      – Nie nada się? – lekko rzuciła blondynka.

      – Pewno, że nie. Drygu nijakiego nie ma ani szyku. Żeby choć jaki przystojny był…

      Zbliżył się tancerz.

      Blondynka przyjrzała się uważnie jego mocno znoszonemu ubraniu, rzednącym włosom, koloru włoskiego orzecha, z lekka kędzierzawym i rozdzielonym na środku głowy, wąskim ustom i silnie rozwiniętej szczęce dolnej.

      – A pan już gdzie tańczył?

      – Nie. To jest, tańczyłem, ale prywatnie. Nawet mówili, że dobrze…

      – Ale gdzie? – obojętnie zapytał właściciel restauracji.

      Kandydat na fordansera obrzucił smutnym wzrokiem pustą salę.

      – W swoich stronach, w Łyskowie.

      Grubas roześmiał się.

      – Warszawa, panie drogi, nie żaden Łysków. Tu trzeba elegancko, panie drogi, z szykiem, z fasonem. Szczerze panu powiem: nie nadajesz się pan. Lepiej poszukaj pan sobie innej roboty.

      Zawrócił się na pięcie i poszedł do bufetu. Blondynka pobiegła do garderoby. Taper zamykał fortepian.

      Kandydat na fordansera leniwie przerzucił przez ramię płaszcz, wcisnął na czoło kapelusz i ruszył do drzwi. Minął go pikolo z tacą tartinek, w nozdrza uderzył smakowity esencjonalny zapach kuchni.

      Ulicę zalewał gorący potop słońca. Zbliżało się południe. Ludzi było niewiele. Ruszył wolnym krokiem ku Łazienkom. Na rogu Pięknej zatrzymał się, sięgnął do kieszeni kamizelki i wyłowił niklową monetę.

      „Ostatni” – pomyślał.

      Zbliżył się do budki z papierosami.

      – Dwa grandpriksy.

      Przeliczył resztę i bezmyślnie stanął na przystanku tramwajowym. Jakiś staruszek, wsparty na kiju, rzucił nań spojrzenie zamglonych oczu. Elegancka pani z kilkunastu paczkami w ręku raz po raz wyglądała tramwaju.

      Obok niego, niecierpliwie się kręcąc, czekał chłopiec z książką