Zorza polarna. Phillip Pulman. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Phillip Pulman
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Детективная фантастика
Год издания: 0
isbn: 9788366409903
Скачать книгу
z lapońskimi czarownicami. Dwie akademiczki nie znały innych, równie ciekawych opowieści, więc milczały, dopóki nie pojawili się mężczyźni.

      Później, gdy goście zbierali się już do wyjścia, mistrz zabrał głos:

      – Ty zostań, Lyro. Chcę z tobą chwilę porozmawiać. Idź do mojego gabinetu, dziecko, usiądź tam i poczekaj na mnie.

      Zaintrygowana, zmęczona i podekscytowana Lyra posłuchała go. Cousins zaprowadził ją do gabinetu, po czym wyszedł, zostawiając otwarte drzwi, żeby dać jej do zrozumienia, że będzie ją miał na oku z przedpokoju, gdzie podawał gościom płaszcze. Lyra wypatrywała pani Coulter, ale zanim udało jej się ją zobaczyć, mistrz wrócił do gabinetu i zamknął za sobą drzwi. Opadł ciężko na stojący przy kominku masywny fotel. Jego dajmon przysiadł na oparciu obok jego głowy i zwrócił na wpół przymknięte ślepia na Lyrę. Lampa syczała cicho.

      – Rozmawiałaś z panią Coulter, Lyro – przemówił w końcu mistrz. – Podobało ci się to, co usłyszałaś?

      – Bardzo!

      – Niezwykła kobieta.

      – Jest cudowna! To najwspanialsza osoba, jaką w życiu spotkałam.

      Mistrz westchnął ciężko. Czarny garnitur i krawat upodabniały go do jego dajmona – i nagle Lyrze przyszło do głowy, że pewnego dnia, i to całkiem niedługo, jakiś artysta wyryje na mosiężnej płytce podobiznę jego dajmona i obaj spoczną w krypcie w kaplicy.

      – Powinienem był wcześniej wygospodarować czas na rozmowę z tobą, Lyro – rzekł po dłuższej chwili. – I miałem taki szczery zamiar, ale wygląda na to, że czasu jest jeszcze mniej, niż sądziłem. Byłaś w Kolegium Jordana bezpieczna, moja droga. Byłaś też szczęśliwa, jak mi się wydaje. Posłuszeństwo wobec nas nie przychodziło ci łatwo, ale wszyscy cię tu ogromnie lubimy, a ty nigdy nie byłaś niegrzecznym dzieckiem. Masz w sobie mnóstwo dobra i słodyczy, a także ogromną determinację. Wszystkie te cechy będą ci potrzebne. Na świecie dzieją się rzeczy, przed którymi chciałbym cię ochronić, zamykając cię tutaj, w kolegium. Kłopot w tym, że to już nie wchodzi w grę.

      Lyra patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Odeślą ją stąd?

      – Wiedziałaś, że prędzej czy później będziesz musiała pójść do szkoły – ciągnął mistrz. – Uczyliśmy cię tego i owego, lecz nie była to nauka ani rzetelna, ani systematyczna. Nasza wiedza ma specyficzny charakter, a ty powinnaś zgłębiać zagadnienia, których starcy nie są w stanie ci objaśnić, zwłaszcza dopóki jesteś taka młoda. Z pewnością zdawałaś sobie z tego sprawę. Z drugiej strony, nie jesteś dzieckiem służącej. Nie mogliśmy odesłać cię do miasta i oddać pierwszej lepszej rodzinie zastępczej. Tacy ludzie na pewno by się o ciebie zatroszczyli, ale ty potrzebujesz opieki innego rodzaju. Zmierzam do tego, Lyro, że etap twojego życia związany z Kolegium Jordana dobiega końca.

      – Nie – powiedziała Lyra. – Nie chcę wyjeżdżać z Jordana. Lubię to miejsce i chcę tu zostać na zawsze.

      – Kiedy człowiek jest młody, łatwo przychodzi mu wyobrażanie sobie, że różne rzeczy są wieczne. Niestety, to nieprawda. Już niedługo, Lyro, najdalej za dwa, trzy lata, przestaniesz być dzieckiem, a staniesz się młodą kobietą. Młodą damą. Uwierz mi, kiedy ci powiem, że wtedy Kolegium Jordana z całą pewnością przestanie ci się wydawać atrakcyjnym miejscem zamieszkania.

      – Ale to mój dom!

      – Istotnie, przez lata to był twój dom, ale teraz potrzebujesz czegoś innego.

      – Tylko nie szkoły. Nie wyjadę do żadnej szkoły.

      – Potrzebujesz kobiecego towarzystwa. Kobiecego przewodnictwa.

      Ponieważ słowo „kobiecy” kojarzyło się Lyrze wyłącznie z kobietami akademikami, odruchowo skrzywiła się na jego dźwięk. Miałaby zostawić dostojnego Jordana, rozstać się z jego świetnością, zamienić sławny ośrodek naukowy na zapuszczone ceglane kolegium z internatem na północnych rubieżach Oksfordu, zaludnione przez flejtuchowate akademiczki zalatujące kapustą i kulkami przeciw molom, tak jak te dwie przy kolacji?!

      Mistrz zauważył zarówno wyraz jej twarzy, jak i czerwony błysk w oczach Pantalaimona-tchórza.

      – A co byś powiedziała, gdyby twoją przewodniczką była pani Coulter? – zasugerował.

      Sierść Pantalaimona w okamgnieniu z burobrunatnej stała się śnieżnobiała. Lyra wybałuszyła oczy.

      – Poważnie?

      – Jest znajomą lorda Asriela, któremu twoje dobro ogromnie leży na sercu. Kiedy pani Coulter o tobie usłyszała, natychmiast zaoferowała swoją pomoc. Nawiasem mówiąc, nie ma żadnego „pana Coultera”. Pani Coulter jest wdową, jej mąż zginął przed kilkoma laty w niefortunnym wypadku. Miej to na uwadze, zanim zaczniesz ją wypytywać.

      Lyra z zapałem pokiwała głową.

      – I ona naprawdę jest gotowa… się mną zaopiekować?

      – A chciałabyś tego?

      – Tak!

      Ledwie mogła usiedzieć na miejscu. Mistrz się uśmiechnął. Tak rzadko się uśmiechał, że wyszedł z wprawy i gdyby ktoś go teraz zobaczył (nie Lyra, która w obecnym stanie w ogóle niewiele zauważała), mógłby stwierdzić, że nie był to uśmiech, lecz grymas smutku.

      – Skoro mamy o tym rozmawiać, to chyba powinniśmy ją tu zaprosić – powiedział.

      Wyszedł, a gdy chwilę później wrócił w towarzystwie pani Coulter, Lyra powitała ich na stojąco; z podniecenia nie była w stanie usiedzieć na miejscu. Pani Coulter uśmiechnęła się, jej dajmon obnażył białe kły w diabolicznym grymasie zadowolenia. Mijając Lyrę, kobieta musnęła jej włosy. Lyra poczuła zalewającą ją falę gorąca i oblała się rumieńcem.

      Pani Coulter poczekała, aż mistrz naleje jej brantwijnu, po czym zagadnęła:

      – Podobno mam mieć asystentkę, Lyro. To prawda?

      – Tak – przytaknęła dziewczynka. W tej chwili przytaknęłaby każdemu słowu pani Coulter.

      – Mam dużo pracy, w której przyda mi się pomoc.

      – Jestem gotowa do pracy!

      – To może się wiązać z dalekimi podróżami.

      – Nie mam nic przeciwko temu. Pojadę wszędzie, gdzie będzie trzeba.

      – To może być niebezpieczne. Być może będziemy się musiały wyprawić na daleką północ.

      Lyra zaniemówiła z wrażenia.

      – Jakoś… wkrótce? – wykrztusiła z wysiłkiem.

      Pani Coulter roześmiała się i odparła:

      – To bardzo prawdopodobne. Miej jednak świadomość, że czeka cię mnóstwo ciężkiej pracy. Będziesz musiała się uczyć matematyki, nawigacji i geografii niebieskiej.

      – Czy to pani będzie mnie uczyć?

      – Tak. Twoja pomoc będzie zaś polegała na robieniu notatek, porządkowaniu mojej dokumentacji, wykonywaniu prostych obliczeń i tym podobnych rzeczach. Zważywszy na fakt, że czekają nas spotkania z ważnymi personami, będzie ci trzeba znaleźć jakieś ładne ubrania. Czeka cię wiele nauki, Lyro.

      – Nic nie szkodzi. Ja chcę się tego wszystkiego nauczyć.

      – I na pewno się nauczysz. Kiedy w przyszłości odwiedzisz Kolegium Jordana, wrócisz tu jako sławna podróżniczka. A teraz posłuchaj: odlatujemy jutro z samego rana, pierwszym sterowcem, tak że teraz pędź do łóżka i się wyśpij. Spotkamy się na śniadaniu. Dobranoc.

      – Dobranoc – odpowiedziała Lyra, po czym, przypomniawszy sobie