Księga życia. Trylogia Wszystkich Dusz. Tom 3. Deborah Harkness. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Deborah Harkness
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Детективная фантастика
Год издания: 0
isbn: 9788366409996
Скачать книгу
gdyby Phoebe została wampirem, wasze małżeństwo nigdy nie byłoby tradycyjne – stwierdził Matthew. – Z powodu szału krwi w twoich żyłach.

      – Jestem pewien, że dziadek pił krew Ysabeau. – Marcus spojrzał na babkę. – Zgadza się?

      – Chcesz podjąć ryzyko, wiedząc to, co wiemy o chorobach przenoszonych przez krew? – spytał go ojciec. – Jeśli naprawdę ją kochasz, Marcusie, nie zmieniaj jej.

      Gdy zadzwonił jego telefon. Matthew niechętnie spojrzał na wyświetlacz i zmarszczył brwi.

      – To Miriam.

      Włączył głośnik, żeby ciepłokrwiści też słyszeli rozmowę.

      – Miriam?

      – Nie, ojcze. Twój syn Benjamin.

      Głos po drugiej stronie linii był jednocześnie obcy i znajomy, jak często się zdarza w nocnych koszmarach.

      Ysabeau wstała od stołu z twarzą koloru śniegu.

      – Gdzie jest Miriam? – zapytał Matthew.

      – Nie wiem – odparł Benjamin leniwym tonem. – Może z kimś o imieniu Jason. Dzwonił kilka razy. Albo z kimś o imieniu Amira. Dzwoniła dwa razy. Miriam jest twoją suką, ojcze. Może gdybyś pstryknął palcami, przybiegłaby do ciebie.

      Marcus otworzył usta, ale Baldwin syknął ostrzegawczo.

      – Mówiono mi, że w Sept-Tours są kłopoty – ciągnął Benjamin. – Jakaś historia z czarownicą.

      Matthew nie złapał przynęty.

      – Czarownica odkryła sekret de Clermontów, jak rozumiem, ale umarła, zanim zdążyła go wyjawić. Jaka szkoda. – Benjamin cmoknął z drwiącym współczuciem. – Była taka jak ta, którą trzymałeś w niewoli w Pradze? Fascynująca istota.

      Matthew odwrócił głowę, odruchowo sprawdzając, czy jestem bezpieczna.

      – Zawsze nazywałeś mnie czarną owcą w rodzinie, ale jesteśmy bardziej podobni do siebie, niż chciałbyś przyznać – mówił dalej Benjamin. – Nawet nauczyłem się cenić towarzystwo czarownic.

      Poczułam zmianę w powietrzu, kiedy wściekłość zaczęła krążyć w żyłach Matthew. Skóra mnie mrowiła, lewy kciuk tępo pulsował.

      – Nie interesuje mnie, co robisz – oświadczył zimno mój mąż.

      – Nawet gdyby chodziło o Księgę Życia? – Benjamin odczekał chwilę. – Wiem, że jej szukasz. Czy ona ma coś wspólnego z twoimi badaniami? Trudny temat, genetyka.

      – Czego chcesz? – warknął Matthew.

      – Twojej uwagi. – Benjamin się roześmiał.

      Mój mąż znowu zamilkł.

      – Nieczęsto brakuje ci słów, Matthew – stwierdził Benjamin. – Na szczęście teraz jest twoja kolej, żeby słuchać. Wreszcie znalazłem sposób, żeby zniszczyć ciebie i de Clermontów. Ani Księga Życia, ani twoja żałosna nauka ci teraz nie pomogą.

      – Z radością zrobię z ciebie kłamcę.

      – O, nie sądzę. – Benjamin ściszył głos, jakby dzielił się wielką tajemnicą. – Wiem, co lata temu odkryły czarownice. A ty?

      Matthew spojrzał mi w oczy.

      – Będziemy w kontakcie. – Benjamin się rozłączył.

      – Zadzwoń do laboratorium – powiedziałam naglącym tonem, myśląc o Miriam.

      Matthew wybrał numer.

      – Najwyższa pora. Czego dokładnie miałam szukać w twoim DNA? Marcus mówił, że markerów rozrodczych. Co to ma znaczyć? – Miriam mówiła ostrym, zirytowanym tonem, bardzo dla niej charakterystycznym. – Twoja skrzynka kipi, a mnie należy się urlop, tak przy okazji.

      – Jesteś bezpieczna? – Głos Matthew był ochrypły.

      – Tak. Dlaczego?

      – Wiesz, gdzie jest twój telefon?

      – Nie. Gdzieś go dzisiaj zostawiłam. Pewnie w sklepie. Jestem pewna, że ten, kto go znalazł, zadzwoni.

      – Zadzwonił do mnie. – Matthew zaklął. – Twój telefon ma Benjamin.

      Po drugiej stronie zapadła cisza.

      – Twój Benjamin? – spytała z przerażeniem Miriam. – Myślałam, że on nie żyje.

      – Niestety nie – odezwał się z prawdziwym żalem Gonçalves.

      – Fernando? – W głosie Miriam dało się słyszeć wyraźną ulgę.

      – Sim, Miriam. Tudo bem contigo?

      – Dzięki Bogu, że jesteś. Tak, tak, wszystko u mnie w porządku. – Głos Miriam drżał, choć próbowała nad nim panować. – Kiedy ostatnio ktoś słyszał o Benjaminie?

      – Wieki temu – odparł Baldwin. – A jednak Matthew jest w domu od zaledwie kilku tygodni, a Benjamin już znalazł sposób, żeby się z nim skontaktować.

      – To oznacza, że go obserwował i na niego czekał – wyszeptała Miriam. – O, Boże.

      – Czy w twoim telefonie było coś o naszych badaniach? – zapytał Matthew. – E-maile? Dane?

      – Nie. Wiesz, że kasuję maile zaraz po ich przeczytaniu. – Miriam zrobiła pauzę. – Moja książka adresowa. Benjamin ma teraz wasze numery telefonów.

      – Zmienimy je – pośpiesznie zapowiedział Matthew. – Nie jedź do siebie. Zatrzymaj się w Old Lodge z Amirą. Nie chcę, żebyście były same. Benjamin wymienił jej imię. – Matthew się zawahał. – I Jasona.

      Miriam wciągnęła z sykiem powietrze.

      – Syna Bertranda?

      – Wszystko w porządku, Miriam. – Matthew starał się mówić kojącym tonem. Byłam zadowolona, że nie widzę wyrazu jego oczu. – Benjamin zauważył, że Jason dzwonił do ciebie kilka razy, to wszystko.

      – Zdjęcie Jasona jest w mojej galerii. Teraz Benjamin będzie mógł go rozpoznać! – Miriam była wyraźnie roztrzęsiona. – Tylko on został mi po moim partnerze. Gdyby coś mu się stało…

      – Dopilnuję, żeby Jason zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa. – Matthew spojrzał na bratanka, a on natychmiast sięgnął po telefon.

      – Jace? – rzucił cicho Gallowglass, wychodząc z jadalni i zamykając za sobą drzwi.

      – Dlaczego Benjamin pojawił się akurat teraz? – zapytała Miriam.

      – Nie wiem. – Matthew spojrzał w moją stronę. – Wiedział o śmierci Emily, wspomniał o naszych badaniach genetycznych i Księdze Życia.

      Czułam, że jakiś ważny fragment układanki trafił na swoje miejsce.

      – Benjamin był w Pradze w tysiąc pięćset dziewięćdziesiątym pierwszym roku – powiedziałam z namysłem. – Właśnie wtedy musiał usłyszeć o Księdze Życia. Miał ją cesarz Rudolf.

      Mąż posłał mi ostrzegawcze spojrzenie.

      – Nie martw się, Miriam. – Teraz mówił zdecydowanym tonem. – Dowiemy się, o co chodzi Benjaminowi, obiecuję. – Upomniał ją jeszcze, żeby była ostrożna, powiedział, że zadzwoni, kiedy dotrzemy do Oksfordu.

      Gdy się rozłączył, cisza wydawała się ogłuszająca.

      Gallowglass wśliznął się z powrotem do pokoju.

      – Jace nie zauważył niczego niezwykłego, ale obiecał, że będzie się pilnował. Co teraz robimy?

      – My? – Baldwin uniósł