Udaje się pozyskać między innymi wykazy, korespondencję i rozkazy niemieckich władz obozowych. Na strychu bloku jedenastego, nazywanego blokiem straceń lub blokiem śmierci, Sehn i Pęchalski znajdują kartotekę więźniów. „Poszukiwania prowadziły mnie do rozwalonych baraków, do zalanych wodą piwnic, skąd trzeba było dosłownie poniewierające się papiery zbierać – opowiada Marschakowi Sehn. – Na pogorzelisku jednego baraku znalazłem na przykład kwestionariusze z przesłuchiwania więźniów, gdzie indziej znowu natrafiłem na plany obozu. Dokumenty trzeba było starannie segregować, gdyż każdy z nich mógł być dokumentem zbrodni”.
Komisji brakuje jednak ludzi i środków transportu. Ciężarówka, dostarczana doraźnie przez wojewodę krakowskiego, nie kursuje codziennie. Sehn i Pęchalski alarmują, że „spakowane w workach dokumenty czekające na przyjazd samochodu zostały w dwóch wypadkach zabrane przez sowieckich żołnierzy”15. Sędzia śledczy każe interweniować w tej sprawie, ale materiałów nie udaje się odzyskać. Ekipa krakowska słyszy tylko: „Nie! To są łupy wojenne i nie oddamy ich”16.
Co gorsza, już pod koniec maja sowieckie władze wojskowe poważnie ograniczają Polakom możliwość poruszania się po terenie dawnego obozu i wykonywania zdjęć. Tymczasem niektóre baraki są rozbierane lub niszczeją. Znika szubienica stojąca przed blokiem jedenastym. Na dachu bunkra, gdzie mieściły się komora gazowa i krematorium I, zostaje urządzony plac taneczny.
Krakowscy prawnicy zwracają się o pomoc do Jerzego Kornackiego, posła do Krajowej Rady Narodowej, następnie do nowego ministra sprawiedliwości Henryka Świątkowskiego – notabene byłego więźnia Auschwitz – i do wicepremiera Stanisława Janusza. Bezskutecznie. W tej sytuacji 30 maja Sehn i Pęchalski kierują dramatyczne pismo do prezydium tworzonej wówczas Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, „wnosząc na końcu między innymi o należyte zabezpieczenie obozu oświęcimskiego i swobodę ruchów po obiektach”17. Samozwańczy Rząd Tymczasowy RP, powołany kilka miesięcy wcześniej pod okiem Józefa Stalina, nie ma jednak odwagi, a może i ochoty, by się o to upomnieć.
W Auschwitz i Birkenau Sowieci tworzą przejściowe obozy dla jeńców niemieckich, a także cywilów z Górnego Śląska i Opolszczyzny – i wkrótce całkowicie zabraniają tam wstępu. Sehn i Pęchalski piszą o „rozkopywaniu terenu w poszukiwaniu za złotem i innymi kosztownościami, co do których przypuszczano, że zostały ukryte przez byłych więźniów w ziemi lub w ścianach baraków. Zmieniło to tak dalece wygląd obozu, że obecnie nawet długoletni więźniowie jego z trudnością się w nim orientują”. Dwaj prawnicy ponownie domagają się „spowodowania przez centralne władze polskie zwolnienia obozu oświęcimskiego przez wojska sowieckie i należytego zabezpieczenia go”18. To jednak naiwne oczekiwania. Poseł Kornacki już wcześniej się irytuje, że ani minister sprawiedliwości, ani premier Edward Osóbka-Morawski, ani najważniejsi komuniści, z Bolesławem Bierutem i Władysławem Gomułką na czele, „nikt z tak zwanego Rządu Polskiej Władzy Ludowej nie kiwnie palcem w bucie, by skarby z Birkenau zabezpieczyć przed radzieckim zarządem obozu…”19.
Nie pomaga argument, że do Oświęcimia coraz częściej przyjeżdżają delegacje zagraniczne. Joseph Bech, minister spraw zagranicznych Luksemburga, 26 września może zostać oprowadzony tylko po części Birkenau, bo na zwiedzanie głównego obozu Sowieci nie dają zgody. Sehn i Pęchalski notują, że mimo to „był do głębi wstrząśnięty ogromem dokonanych tam zbrodni niemieckich i zapowiedział, że poczyni odpowiednie kroki, […] by obóz oświęcimski w obecnym stanie zabezpieczyć dla świata jako krzyczący dowód potwornych zbrodni hitlerowskich, a zarazem jako pamiątkę i miejsce powszechnego kultu należnego pomordowanym tam ofiarom z całej Europy”20.
Muzeum na części terenu dawnego obozu uda się otworzyć w roku 1947. Na razie, w połowie 1945, Sehn robi, co może, by wygrać wyścig z czasem. „Działając zgodnie z zasadami kryminalistyki, dwoił się i troił, zabezpieczając z jak największym pośpiechem ogromne ilości materiałów dowodowych”21 – stwierdzi później Jan Markiewicz, jego długoletni współpracownik w Instytucie Ekspertyz Sądowych.
Ekipa krakowska wyjeżdża nie tylko do Oświęcimia, lecz także na tak zwane Ziemie Odzyskane, gdzie mieszka jeszcze wielu Niemców. „W tym czasie ulice miast w przeważnej mierze zmieniły swe nazwy, a że były zasypane gruzem, chcąc wyjechać z miasta, trzeba było krążyć i nie wiadomo było, gdzie jechać. Tubylcy – Niemcy, widząc na masce [samochodu] białego orła, odpowiadali zawsze, że takiej ulicy tu nie ma, a jeżeli w ogóle udzielali jakiej[ś] informacji, to wskazywali zawsze ulicę o nazwie niemieckiej” – napisze potem Jarosiński. Gdy w Mysłowicach szofer nie zauważa żołnierza kierującego ruchem, robi się gorąco: „[…] zdjąwszy karabin, skierował go w kierunku naszego auta z zamiarem oddania strzału i dopiero gdy na skutek naszego krzyku kierowca auto zatrzymał – żołnierz karabin założył na ramię i przystąpił do pełnienia swych czynności. Takich przypadków było więcej, a raz kierowca […] tak prowadził wóz, że omal nie spadliśmy z autem z mostu do rzeki”22.
Bardzo owocna okazuje się wyprawa do Katowic i Wrocławia w lipcu 1945 roku. Sehn ze współpracownikami przeczesuje tam opuszczone siedziby firmy budowlanej Hoch- und Tiefbau AG. „Musiałem z towarzyszącymi osobami wejść do gmachu, który w każdej chwili mógł się zawalić do reszty – relacjonuje Marschakowi chłodnym, opanowanym tonem. – Błądziliśmy wśród rumowisk i cegieł, ale trud nasz tym bardziej się opłacił. W pewnym momencie zauważyłem na ziemi zwitek papierów. Podniosłem go, rozwinąłem: miałem przed sobą dokładne plany czterech wielkich krematoriów w Brzezince”.
Późną wiosną 1945 roku podkomisja prawnicza jest już krakowskim oddziałem wojewódzkim Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce. Zajmuje on trzy pokoje na pierwszym piętrze budynku sądu przy Grodzkiej. Sehn i Pęchalski mają teraz do pomocy nie tylko prokuratora Jarosińskiego, lecz także sędziego Stanisława Żmudę. Czwórka prawników zabezpiecza akta rządu Generalnego Gubernatorstwa, NSDAP, wykazy więźniów KL Mauthausen, robotników przymusowych i tym podobne. Prowadzone są ekshumacje ofiar niemieckiego terroru, między innymi w forcie Krzesławice na obrzeżach Krakowa.
Na Sehnie najsilniejsze wrażenie robi jednak Auschwitz. „Wiatr i nurty rzek – głosi w kipiącym od emocji odczycie z sierpnia 1945 roku – rozniosły popioły męczenników oświęcimskich po całej Polsce, zapłodniły nimi jej ziemię i z prochów tych wydała ona ducha mściciela, który raz na zawsze w proch i w pył rozpędzi krzyżacką zawieruchę”23. Mówi to on, mający niemieckie korzenie. Kilkanaście lat później, przesłuchiwany przed Sądem Krajowym w Münsterze, oświadczy zaś: „Wina w skali obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau rozsadza wszystkie przyjęte w stosunkach międzyludzkich kryteria dobra i zła, prawdy i fałszu, prawa i bezprawia, tego, co słuszne i niesłuszne – i dlatego przekracza granice zdolności osądu przez pojedynczego sędziego śledczego”24.
Leopoldowi Marschakowi nie udaje się o wszystko zapytać, gdy w październiku 1965 roku spotyka się z Sehnem. Liczy