Dwaj żołnierze odwracają się i gapią na mnie.
W drzwiach staje Curé. Kiwa głową i macha na mnie ręką. Podchodzę do niego.
– Powinienem się stąd wynosić – mówię.
– Szybki rzut oka i znikamy. – Bierze mnie pod rękę i prowadzi przed sobą. Idziemy krótkim korytarzem, pokonujemy kilka schodków w dół i za grubą kotarą z czarnego atłasu trafiamy do długiego pomieszczenia, w którym zalega dym z papierosów, a ludzie siedzą stłoczeni przy małych okrągłych stolikach. Z drugiej strony sali gra orkiestra, a na estradzie kilka dziewcząt w gorsetach i majtkach z rozcięciem w kroku ospale zadziera spódnice i wymachuje nogami w kierunku klienteli. Ich stopy tupią o gołe deski. W lokalu pachnie absyntem. – To on.
Curé ruchem głowy wskazuje stolik niecałe dwadzieścia kroków od nas, gdzie dwie pary opróżniają butelkę szampana. Jedna z kobiet, rudowłosa, jest odwrócona do mnie plecami; druga, brunetka, wygina się na krześle, patrząc na scenę. Mężczyźni siedzą naprzeciwko siebie i wymieniają zdawkowe uwagi. Curé nie musi mi wskazywać, gdzie jest ten, dla którego mnie tu sprowadził. Major Esterházy niemal leży rozwalony na krześle odsuniętym daleko od stołu, w rozpiętej kurtce, wypychając do przodu biodra i z rękami zwieszonymi po bokach niemal do podłogi; prawą dłonią trzyma niedbale przechylony, jakby nic dla niego nie znaczył, kieliszek szampana. Z profilu jego czoło jest płaskie i przechodzi w nos przypominający wielki dziób sępa. Ma wielkie, zaczesane do góry wąsy. Wygląda na to, że jest pijany. Kiedy stoimy przy drzwiach, jego towarzysz zwraca na nas uwagę. Mówi coś, na co Esterházy powoli odwraca głowę w naszą stronę. Ma okrągłe, wybałuszone oczy, ale ten jego wytrzeszcz nie jest naturalny – to oczy szaleńca, jak szklane kulki wciśnięte w czaszkę szkieletu w akademii medycznej. Tak jak uprzedzał Curé, ogólny rezultat jest niepokojący. Boże jedyny, przemyka mi przez głowę, on byłby w stanie spalić tę budę wraz ze wszystkimi, którzy w niej siedzą, i nawet nie mrugnąłby okiem. Omiata nas wzrokiem i przez sekundę w przechyleniu głowy i zmrużeniu oczu dostrzegam przebłysk ciekawości. Na szczęście jest zamroczony alkoholem, więc gdy tylko jedna z kobiet się odzywa, wraca spojrzeniem do niej.
Curé bierze mnie pod łokieć.
– Lepiej się stąd zbierajmy – mówi. Odsuwa kotarę i wypycha mnie na zewnątrz.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.