Pokochać Jasona. Ella Maise. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Ella Maise
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Остросюжетные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-66436-51-0
Скачать книгу
section>

      Dedykuję tę książkę wszystkim dziewczynom, które zakochały się kiedyś na zabój i czuły te cudownie oszałamiające motyle w brzuchu.

      A jeśli obiekt Waszych westchnień nie odwzajemniał uczucia, to jego strata!

      Co za łajdak.

      Od zakupu praw do ekranizacji książki do rozpoczęcia procesu produkcyjnego może upłynąć nawet wiele lat. Zwykle trzeba najpierw pokonać mnóstwo różnych przeszkód. W tej opowieści proces ten przebiegł bardzo szybko, gdyż nie chciałam, aby czytelnicy zbyt długo na to czekali. A może… może książka Olive była naprawdę wyjątkowa?

      Rozdział 1

      Olive

      Zanim poznałam Jasona Thorna, moje marzenia były słodkie jak puszyste białe chmurki, różowe sukienki, smakowite szarlotki i, oczywiście, jak starszy brat naszej sąsiadki Kary.

      – Ani słowa więcej, Jasonie. Zawsze jesteś tu mile widziany, skarbie. – Usłyszałam głos matki.

      Już miałam zejść na dół, żeby pomóc jej nakryć do stołu, kiedy dotarły do mnie odgłosy rozmowy. Zatrzymałam się.

      – Widzisz, mówiłem ci, że wszystko będzie w porządku. Chodźmy do mojego pokoju.

      – Czekaj, Dylanie. Nie tak szybko.

      Mama odstawiła filiżankę na kuchenny blat, a po chwili znów się odezwała:

      – Jasonie, może jednak do kogoś zadzwonimy? Czy ktoś nie powinien czasem sprawdzić, jak się czuje twoja mama, i upewnić się, że nic jej nie jest? Może zadzwonimy do twojego ojca i damy mu znać, że zostajesz tu na noc? Na pewno by się zmartwił, gdyby próbował się do was dodzwonić, a nikt by nie odbierał.

      Mama była łagodną, współczującą kobietą z sercem z czystego, lśniącego płynnego złota. Dziadek powtarzał to niezliczoną ilość razy, podziwiając ją za to, że wytrzymuje z moim ojcem, więc jako dziecko wiedziałam, że musi to być prawda. Ale mama potrafiła być też bezkompromisowa, gdy w grę wchodziła opieka nad tymi, których uważała za swoją rodzinę.

      Poza tym była kochana, jak lubił mawiać mój tata. Miała ten tajemniczy talent do wywoływania uśmiechu na twarzach innych ludzi, nawet jeśli się czymś smucili. Zawsze rozśmieszała mnie, gdy szłyśmy do dentysty, a przecież dla sześciolatki – prawie siedmiolatki! – było to absolutnie przerażające miejsce. Wystarczyło, że weszła do pokoju, a wszyscy się rozpromieniali.

      Miała taki wpływ nie tylko na mnie i mojego brata, ale też na moje koleżanki i kolegów. Gdy przychodziła jej kolej na odebranie nas ze szkoły, wszystkie dzieci patrzyły na nią z szerokimi, głupawymi uśmiechami na twarzach. Gdy teraz o tym myślę, stwierdzam, że przypominały mi Buzza, szczeniaka, którego Kara dostała kilka tygodni wcześniej. Uwielbiałam patrzeć, jak jej brat, Noah, bawi się z tym pieskiem. Zawsze fantazjowałam wtedy, że uratujemy kiedyś razem kilka szczeniąt po tym, jak poprosi mnie o rękę.

      Westchnienie…

      W każdym razie nie pozwolono mi trzymać szczeniaka w domu i oczywiście nigdy nie ośmieliłabym się wnieść go ukradkiem do środka pod nieobecność mamy (ciii, nie mówcie nikomu), ale widziałam, jakie ten maluch robi miny, gdy chce czegoś od Kary.

      Właściwie to w tamtym czasie uważałam, że trudno być dzieckiem, ale posiadanie takiej matki bardzo mi to ułatwiało. To dlatego zawsze chciałam być taka jak ona – uszczęśliwiać ludzi i sprawiać, żeby choć na chwilę zapominali o swoich zmartwieniach. Być dla nich słońcem, jak ona dla nas.

      Był tylko jeden mały problem… bolesny fakt, że nie miałam serca ze złota. Nigdy nie byłam dobra w zachowywaniu spokoju i taktu, a mama stanowiła uosobienie tych cech.

      To nie moja wina, że Dylan zawsze doprowadzał mnie do szału. Jeśli już miałabym kogoś za to obwinić, to właśnie jego.

      Mój starszy brat Dylan uprzykrzał mi życie na wszelkie możliwe sposoby, prawdopodobnie już od dnia, w którym się urodziłam. Niestety, nie pamiętam wczesnych lat swojej egzystencji, ale jestem pewna, że wtedy też się ze mną droczył. Według mamy i taty kilka dni po tym, jak przynieśli mnie ze szpitala, oznajmił im, że powinni mnie odnieść z powrotem tam, gdzie mnie znaleźli – obok pojemników na śmieci.

      Co za bezczelność! Mój kochający, starszy brat.

      Ale nie skończyło się na sprytnie zawoalowanej groźbie. Pamiętam, jak kradł mój wózek, sadzał mnie na niego i biegał tak ze mną po parku jak szalony. Założę się, że odczuwał czystą radość na myśl, że może mnie zabić!

      Bardzo szybko odkryłam, że mam złote serce tylko wtedy, gdy nie ma obok Dylana, który zawsze potrafił wytrącić mnie z równowagi. Jego obecność znacząco zwiększała prawdopodobieństwo, że stracę panowanie nad sobą i w końcu oboje zaczniemy na siebie wrzeszczeć.

      Nie ma nic taktownego w krzyczeniu co sił w płucach na kogoś, kto nie chce bawić się z tobą twoim kucykiem My Little Pony.

      Ostrożnie dobrane słowa Jasona przywróciły mnie do teraźniejszości, w której stałam przyklejona do ściany na lewo od schodów, podsłuchując ich rozmowę.

      – Dziękuję, pani Taylor, ale nie sądzę, żeby mój tata troszczył się o to, gdzie spędzam noc. I… hmm… rano mama pewnie już dojdzie do siebie. Jestem pewien, że właśnie zasnęła. To właściwie moja wina. Powinienem był wrócić do domu przed osiemnastą.

      – Graliśmy w piłkę na ulicy, Jason. Tuż przed twoim domem. W niczym nie zawiniłeś. Poza tym kto kładzie się spać o osiemnastej, mamo? Nawet Olive zasypia później.

      – Dylanie – powiedziała mama niskim głosem i westchnęła.

      Uśmiechnęłam się z dumą. Pozwalali mi kłaść się dość późno. Czasem nawet o dwudziestej pierwszej.

      Nastąpiła chwila ciszy, po której usłyszałam szuranie krzesła po podłodze, gdy ktoś wstał od stołu.

      – Dobrze, Jasonie. – Napięty głos mamy przerwał ciszę.

      Kim był ten chłopiec, którego nazywali Jasonem? Może należał do rodziny, która kilka dni temu wprowadziła się do jednego z tych domów po drugiej stronie ulicy?

      Dlaczego Dylan nie przedstawił mnie nowemu koledze?

      – Zawsze jesteś mile widziany w tym domu. Chcę, żebyś o tym pamiętał, dobrze? – dodała mama.

      – Dziękuję, pani Taylor. Bardzo to doceniam.

      – To może pójdź do łazienki i doprowadź się do porządku, a ja przygotuję kolację. Potem zadzwonimy do twojego taty i powiemy mu, że jesteś bezpieczny.

      – To naprawdę nie jest koniecz…

      – Powiedzmy, że to dla mojego spokoju ducha.

      – Chodź, Jason. – Usłyszałam mruknięcie mojego brata. – Pokażę ci nową grę wideo, którą dostałem od taty.

      No tak, jeśli chodzi o to… Zawsze uważałam to za niegrzeczne, że chowa przede mną swoje zabawki. Nigdy nie pozwalał mi się ze sobą bawić.

      Odwróciłam się na pięcie i już miałam pobiec z powrotem do swojego pokoju, żeby przez małą szparkę w drzwiach podglądnąć tego nowego chłopaka, kiedy usłyszałam głos mamy.

      – Dylanie, czy możesz tu zostać i pomóc mi nakryć do stołu? Potem dołączysz do Jasona na górze, a ja zawołam was na kolację.

      – Jasne, mamo – odparł szybko mój brat. – Jason, łazienka jest za drugimi drzwiami po lewej. Mój pokój jest tuż obok. Zaraz tam przyjdę.

      – Czy mógłbym pani w czymś pomóc, pani Taylor?

      – Och, jesteś kochany, Jasonie. Co powiesz na to, żeby dzisiejszego wieczoru zostać naszym gościem? Następnym razem mi pomożesz, dobrze? Mów mi Emily.

      – Dobrze, pani Tay… Emily. Dziękuję, że pozwoliłaś mi tu zostać na noc. Będę w twoim pokoju, Dylan.

      Usłyszałam jego kroki na schodach.

      Stałam nieruchomo