„Dokończ to wreszcie, bo każda komórka mojego ciała szczytuje i za chwilę się rozpadnie. Zemszczę się za te tortury”.
W normalnych warunkach kończyłabym pewnie palić papierosa po orgazmie. Teraz natomiast trzymasz mnie w zawieszeniu między ekstazą a niedosytem silnego, głębokiego doznania. Szaleję z żądzy, a ty tylko chichoczesz, co drażni mnie jeszcze bardziej. Chcę uciec i jednocześnie pragnę dotrwać do szczęśliwego zakończenia. Nie spieszysz się. Całujesz leciutko moje ciało, zbliżając się do wrót, które pragną cię tak bardzo, jak nigdy wcześniej. To twoje wydłużanie gry wstępnej jest po prostu przegięciem. Nikt nie potrafi trwać tak długo w zawieszeniu. Wsuwasz we mnie język, stopniując rozkosz. Pieścisz moją łechtaczkę, a ja rozpadam się na kawałeczki. Kolejne fale rozkoszy zalewają moje ciało.
– Daj mi siebie całego, chcę, a nawet żądam tego, już, teraz.
Krzyczę w poduszkę, a ty robisz swoje.
– Wszystko w swoim czasie.
– Nie dam rady. Wejdź we mnie lub mnie puść, bo dłużej nie wytrzymam.
– Dasz radę, kochanie, dasz radę.
Zaciskam ręce w pięści, błagając, by to się już skończyło. Nie mam pojęcia, jak długo to trwa, ale nie mam już siły nawet ruszyć ręką. Puszczasz mnie na chwilę i przesuwasz wyżej. Nie wiem jak ani kiedy dotykasz mnie penisem. Gdy wsuwasz się we mnie, czuję przeszywający, ale rozkoszny ból. Każdy twój ruch sprawia, że szczytuję. To fizycznie niemożliwe, ale czuję cię w sobie i twoje usta na łechtaczce, jakbyś był w dwóch miejscach jednocześnie. Nie rozumiem tego zjawiska.
„Jak ty to robisz?”
Jednak, proszę, nie przerywaj, już odpływam. Zastygasz we mnie na moment. Czuję tylko jak pulsujesz. A gdy znowu zaczynasz się poruszać, orgazm towarzyszy mi przy każdym twoim posunięciu. Nie wiem, czy fizycznie jestem gotowa na aż tyle doznań. Chciałabym już uciec, lecz ty mi na to nie pozwalasz. Dajesz niekończącą się rozkosz, a ja umieram, po czym rodzę się w twoich ramionach.
„Kocham cię”.
W końcu tulisz mnie i szepczesz:
– I co? Razem daliśmy radę.
„Tak, ale jakim kosztem”.
Teraz muszę zjeść pięć kilo schabowych, by odrobić stracone kalorie.
Biuro, ja i urzędnik
Zgubiłam dokumenty, więc muszę odwiedzić instytucję, gdzie wszystko zależy od dobrego humoru człowieka za biurkiem. Z moich dotychczasowych doświadczeń wynika tylko jedno: nie lubię tam chodzić i się płaszczyć. Dzisiaj niestety nie mam wyjścia. Po czterech godzinach chodzenia od drzwi do drzwi załatwiłam tylko dowód, a jeszcze przecież paszport, prawo jazdy oraz karta wozu służbowego. Zaraz się rozpłaczę. Skierowano mnie do kolejnego pokoju. Wchodzę, ale nikogo tam nie ma.
„To znowu sobie posiedzę i poczekam”.
Po chwili wchodzi jakiś mężczyzna. Zaskoczyło mnie, że zamknął drzwi na klucz, po czym schował go do tylnej kieszeni spodni. Muszę przyznać, całkiem niezła ta tylna część urzędasa. Przód też niczego sobie… To nie koniec niespodzianek. Facet podchodzi do biurka, opiera się obiema rękami o blat i mówi:
– Co mam dziś dla pani zrobić?
Myślę: „Chcesz się bawić, to proszę bardzo”.
Zbliżam się do niego trochę i czytając imię na plakietce, mówię:
– Chcę jak najszybciej wyjść stąd z prawem jazdy, paszportem i kartą wozu, panie Macieju.
Siadam na krześle, po czym zakładam nogę na nogę. On się uśmiecha, a potem mówi:
– To da się zrobić, wystarczy tylko…
Pochyla się i szepcze mi do ucha:
– Oddać mi się.
Ten gorący oddech na mojej szyi, jego seksowny męski głos oraz upajający zapach zwalają mnie z nóg. Już jestem gotowa. Jeszcze nie będę uciekać, zobaczę, co zrobi dalej, nic nie tracę. On siada za biurkiem, zwracając się do mnie:
– Czekam.
Zaskoczona jego propozycją, waham się chwilę. Postanawiam jednak kontynuować tę grę.
– Tu i teraz?
– Tak. Jeśli nie, to proszę przejść do pokoju numer 157. A jeśli tak, wszystko załatwię tu, od ręki, bez biegania.
– To ja mam rozpiąć ci spodnie, czy sam sobie poradzisz?
– Poradzę sobie ze spodniami, a ty sama zdejmiesz swoją bieliznę?
Może to szalone, ale mam dość biegania od biura do biura. Zabawię się, nikogo to nie zaboli, a ja będę miała bonus w postaci dokumentów oraz seksu na biurku. Tak jeszcze nie próbowałam.
– OK.
Dobrze, że jestem w sukience. Jednym ruchem zdejmuję majtki, po czym chowam je do torebki.
– To może teraz ty wykażesz się odrobiną dobrej woli i zrobisz coś w mojej sprawie?
Nic nie mówiąc, zaczyna stukać w klawiaturę, wykonuje dwa telefony, a następnie podaje mi karteczkę z numerem pokoju i mówi:
– Załatwione. Jutro możesz tam odebrać wszystkie dokumenty. A ja tu i teraz odbiorę swoją nagrodę. Zapracowałem na nią, prawda?
Wstaje od biurka i podchodzi do mnie. Nawet nie uciekam, bo to nie ma sensu. Załatwił wszystko w dwadzieścia minut, a do tego jest niebrzydki.
„Co mi szkodzi? Tu się jeszcze nie pieprzyłam”.
Wstaję z fotela, opieram się pupą o biurko, po czym rozchylam nieco nogi. Trochę się waha, ale gdy przyciągam go za krawat, uśmiecha się. Rozpina spodnie i wchodzi we mnie bez zbędnych wstępów. Jego głębokie, szybkie pchnięcie aż mnie unosi. Chwyta mnie w pasie i przytrzymuje. Każde jego pchnięcie sprawia, że rozpływałam się z rozkoszy. Takie ostre pieprzenie bez zobowiązań czy ceregieli też może być baaardzo podniecające. Gdy zaczyna mnie lizać po szyi, odlatuję. Połączenie tych pieszczot i ostrego pieprzenia sprawia, że zalewa mnie fala orgazmu. Jęczę w jego ramionach, a on przyspiesza i zwalnia w rytm moich doznań, dając odpocząć przed kolejnym doznaniem. Czuję, jak czerpie przyjemność z mojej rozkoszy, a ja rozpadam się na miliony kawałków przy każdym kolejnym orgazmie. Jego erekcja nie ma końca. Zamykam oczy, daję się ponieść chwili. Ten ruch, tam i z powrotem, oraz jego gorący oddech sprawiają mi rozkosz, której nie można opisać słowami. Mięśnie mojej cipki zaciskają się na jego penisie, czerpiąc przyjemność z aktu. Kiedy zastyga we mnie w bezruchu, płonę. Wtedy odwraca mnie, po czym opiera o biurko, rozchyla nogi i znowu wchodzi głęboko, nachalnie. Zabolało, aż krzyknęłam. Nachyla się tylko i, nie przerywając akcji, szepcze:
– Ciszej, tu są cienkie ściany.
Czuję go w sobie coraz mocniej i mocniej. Tam i z powrotem, tam i z powrotem. Prężę się, a on trzyma mocno, bym nie uciekła. Przez moment chcę to zrobić, ale rozkosz, jaką mi sprawia, zatrzymuje mnie.
Mruczę cichutko: „Taak, taak, taak”.
Czuję, że on też zbliża się do szczytu. Jego przyspieszony oddech oraz mocne pchnięcia zwiastują nadchodzący orgazm. Mocno, mocniej, pchnięcie za pchnięciem. Głęboko i szybko, aż do zastygnięcia w bezruchu głęboko we mnie. Czuję w sobie pulsującego penisa, gdy on opiera o mnie głowę, łapiąc oddech. Oboje zaspokojeni,