Demony przeszłości. Część druga. Diana Palmer. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Diana Palmer
Издательство: OSDW Azymut
Серия: GWIAZDY ROMANSU
Жанр произведения: Остросюжетные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-276-4513-5
Скачать книгу
związać z zamożną kobieta i zapewnić sobie wygodne życie, i trzymał się tej opinii. Pamiętała, że przy pożegnaniu Gaby spytała, czy ona zamieszka w Casa Rio, na co Aggie się roześmiała i zauważyła, że odtąd dom należy do niej i do Bowiego. Na koniec obie się popłakały.

      Po powrocie z Tucson Bowie dowiedział się, że matka wyjechała, nie czekając na jego powrót. W tym momencie opadły go wspomnienia z okresu, kiedy czuł, że znalazł się na drugim planie z powodu przygarnięcia przez rodziców Gaby. Wówczas Aggie ogromnie się cieszyła, że wreszcie ma upragnioną córkę, i na niej się skupiła. Być może mógł mieć bliższe relacje z matką, gdyby się trochę bardziej postarał, ale nie pozwalała mu na to duma. A teraz może już być za późno na nawiązanie więzi.

      Zawiózł Gaby do Phoenix, żeby sfinalizowała sprawę rezygnacji z pracy w tamtejszej redakcji. W drodze Gaby poruszała neutralne tematy. Słowem nie wspomniała o artykule, który niczym prezent pożegnalny wiozła Johnny’emu Blake’owi. Z jednej strony, miała ochotę powiedzieć Bowiemu, ile pracy włożyła w napisanie artykułu, i jak bardzo starała się w sposób wyważony przedstawić stanowiska obu stron konfliktu, z drugiej – obawiała się naruszyć panujący między nimi pokój.

      Ze smutkiem pomyślała o rozstaniu z redakcją, w której pracowała przez trzy ostatnie lata. Na szczęście Johnny pozwolił jej odejść, nie robiąc z tego wielkiej sprawy, ale zastrzegł, żeby przesyłała mu informacje na temat postępów inwestycji Bio-Ag. Gaby wiedziała, że będzie jej brakowało tempa pracy i atmosfery panującej w zespole, a przy tym intuicja podpowiadała jej, iż polubi pracę w „Lassiter Citizen”. Bob Chalmers był bardzo zadowolony, że przyjęła jego ofertę, czego nie można było powiedzieć o Harveyu Ritterze, przypuszczalnie obawiającym się konkurencji.

      Żałowała, że nie będzie w tym tygodniu uczestniczyć w posiedzeniu rady miejskiej, gdyż Bob zlecił obsługę sesji Harveyowi. Z drugiej strony, może to i lepiej, pomyślała, ponieważ Bowie na pewno chciałby jej towarzyszyć. Podpyta Harveya o informacje na temat losów projektu Bio-Ag.

      W poniedziałek, gdy przygotowywała się do wyjścia z domu, aby rozpocząć pracę w nowej redakcji, nagle przyszło jej do głowy, iż niewykluczone, że Bowie pożałował złożenia jej propozycji małżeństwa. Ostatnio częściej niż zwykle popadał w zadumę. Gaby miała świadomość, że przykro mu z powodu nagłego wyjazdu matki, która się z nim nie pożegnała. Dręczyło ją jednak pytanie, dlaczego on trzyma się od niej z daleka. Spędzili razem weekend i poszli w niedzielę do kościoła, ale odniosła wrażenie, że dzieli ich dystans większy niż kiedykolwiek przedtem. Napomknęła o tym Bowiemu, lecz nie podjął tematu i odszedł, jak robił to zawsze, kiedy nie chciał o czymś rozmawiać. Zaczęła się zastanawiać, czy aby nie oświadczył się jej tylko ze względu na Casa Rio.

      Zjawiła się w pracy o wpół do dziewiątej rano ubrana w dżinsową spódnicę i koronkową bluzkę, na nogach miała pantofle na wysokich obcasach. Pracownicy redakcji, w dżinsach i T-shirtach, oszacowali ją zdziwionym wzrokiem i wrócili do zajęć.

      – Wystroiłam się? – spytała ukradkiem Boba.

      – Nie na Phoenix – odparł żartobliwie – i nie, jeśli wybierasz się na wywiad. Jednak na bieganie po mieście, to tak. Uważam, że lekko przesadziłaś.

      – Okej. Następnym razem się poprawię. Czym mam się zająć?

      Bob przedstawił jej zakres obowiązków i przydzielił boks tuż obok boksu Harveya Rittera. Zwróciła uwagę, że Ritter nawet nie podniósł głowy na jej widok ani jej nie przywitał. Jako jedyny reporter w pracującym od lat zespole, niechętnie odniósł się do jej obecności, co wcale nie zdziwiło Gaby.

      – To spis lokalnych numerów. – Bob wskazał kartkę umieszczoną przy stacjonarnym telefonie. – Policja, straż pożarna, obrona cywilna i tak dalej. Jak będziesz miała trochę czasu – nie dzisiaj, bo musimy zapełnić na jutro gazetę – to warto, żebyś obeszła wszystkie ważne instytucje w mieście i się przedstawiła. Spotkasz miłych ludzi. Polubisz ich.

      – Okej. A co masz teraz dla mnie? – spytała Gaby.

      – Harvey kończy artykuł na temat nowej firmy, która się u nas ulokowała, po czym zajmie się kroniką policyjną. Możesz dowiedzieć się czegoś na temat pożaru, który wybuchł w czasie weekendu, i sprawdzić, czy ktoś coś wie o nalocie na handlarzy narkotyków. Słyszałem, że są w to zamieszane grube ryby.

      – W takim razie zasięgnę języka w komendzie policji i przejrzę raporty z aresztowań.

      – Rzeczywiście tak postąpisz? – zdziwił się Bob.

      – Oczywiście, że tak.

      – Zatem witaj w Lassiter – odparł z szerokim uśmiechem.

      Gaby musiała się pospieszyć, bo jedna informacja pociągała za sobą następną, więc prawie cały dzień zajęło jej zbieranie materiałów. Wzięła je do domu, żeby wieczorem napisać artykuł.

      – Chyba nie powinnaś przynosić roboty do domu? – spytał Bowie, kiedy poprosiła go o udostępnienie komputera.

      – Na ogół tego nie robię, ale jestem tu nowa. Poza tym muszę się nauczyć rytmu pracy w tygodniku. Mówią, że Harvey Ritter stara się unikać kontrowersji.

      – Ale ty nie, prawda? – Bowie zmrużył oczy. – Nie liczysz się z tym, gdzie uderzysz i jak mocno.

      Gaby zaczerwieniła się, świadoma, iż jej artykuł dla „Phoenix Advertiser” na temat przedsięwzięcia Bio-Ag wczoraj ukazał się drukiem. Było dla niej oczywiste, że Bowie go przeczytał.

      – Zaprezentowałam stanowiska obu stron – zauważyła.

      – Pewno. Swoje i ich – zakpił.

      – Bowie…

      – W gruncie rzeczy nie dbam o to, co piszesz, bo i tak się nie poddam – odrzekł. – Nie musisz podzielać mojego punktu widzenia, aby go szanować.

      – Oczywiście, że szanuję – powiedziała Gaby niemal błagalnym tonem. – Nie jesteś osamotniony. Popierają cię przynajmniej dwie grupy obrońców środowiska i część mieszkańców. Chodzi o to, że po prostu muszę przedstawić problem tak, jak go widzę.

      – Możemy o tym dyskutować do sądnego dnia – stwierdził Bowie. – Lubisz swoją pracę, prawda?

      – Może jestem uzależniona od adrenaliny – odparła wymijająco. – A teraz pora, żebym popracowała nad artykułem.

      – Zapraszam do mojego gabinetu. – Z tymi słowami opuścił salon, po czym bez słowa wyszedł z domu.

      Kiedy Gaby kładła się spać, jeszcze go nie było.

      Artykuł zawierał nazwiska, daty, miejsca, podawał wiarygodne źródła informacji. Gaby przywiozła dyskietkę do redakcji, żeby Bob mógł przeczytać tekst. Gdy skończył lekturę, orzekł:

      – Świetnie się spisałaś.

      Gaby wróciła do swojego boksu i zaczęła przepisywać na maszynie najnowsze wiadomości, które nadchodziły mailem albo zostały przyniesione do redakcji, głównie dotyczące życia towarzyskiego, a także ciekawostki o miejscowych notablach. Chciała w ten sposób pomóc Judy, która tkwiła po uszy w reklamach, ogłoszeniach drobnych i nekrologach. Reklamami wielkoformatowymi, jak się dowiedziała, zajmowali się Bob i Harvey.

      Wtorek to najgorętszy dzień w redakcji, uznała. Napływało dużo wiadomości, telefony się urywały, trzeba było przygotować serwis informacyjny oraz pomagać w dziale technicznym.

      – Co to jest? – spytał Harvey po lunchu, czytając pierwszą stronę najświeższego wydania