Kryminał pod psem. Marta Matyszczak. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Marta Matyszczak
Издательство: PDW
Серия: Kryminał pod psem
Жанр произведения: Современные детективы
Год издания: 0
isbn: 9788327159601
Скачать книгу
ion>
Zapraszamy na www.publicat.pl

      Projekt okładki

      ILONA GOSTYŃSKA-RYMKIEWICZ

      Koordynacja projektu

      NATALIA STECKA

      Redakcja

      ANNA JACKOWSKA

      Korekta

      BOGUSŁAWA OTFINOWSKA

      Redakcja techniczna

      KRZYSZTOF CHODOROWSKI

      Polish edition © Publicat S.A., Maciej Liziniewicz MMXIX (wydanie elektroniczne)

      Wykorzystywanie e-booka niezgodne z regulaminem dystrybutora, w tym nielegalne jego kopiowanie i rozpowszechnianie, jest zabronione.

      All rights reserved.

      ISBN 978-83-271-5960-1

      Konwersja: eLitera s.c.

jest znakiem towarowym Publicat S.APUBLICAT S.A61-003 Poznań, ul. Chlebowa 24tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00e-mail: [email protected], www.publicat.plOddział we Wrocławiu50-010 Wrocław, ul. Podwale 62tel. 71 785 90 40, fax 71 785 90 66e-mail: [email protected]

      Cioci Eli

      Donoszę uprzejmie, że powieść ta jest wytworem mojej wyobraźni, a wszystkie występujące w niej postacie zostały wymyślone. Nie znajdziecie też na mapie Świnoujścia sanatorium Krecik, bo w tym miejscu tak naprawdę stoi Energetyk. Jedynie akta sprawy inwigilacyjnej o kryptonimie KABARETON odpowiadają w dużej mierze tym rzeczywistym, z którymi można się zapoznać w archiwach IPN-u. Zachowałam między innymi ich specyficzny styl i pisownię. Reszta jest kwestią fantazji.

      Kochasz mnie jak nikt przed tobą, czemu więc uciekasz ode mnie?

Maanam, Blues Kory

      PROLOG

      Pożegnalny haust powietrza czuć było chlorem i spalenizną. Głowa zanurzała się pod powierzchnią wody. Wielka szkoda z tym śniadaniem: za długo smażone, a przez to gorzkie jajka i pokryte kożuchem kakao. Dość marna ostatnia wieczerza.

      To absurd myśleć w takiej chwili o jedzeniu.

      No bo to już koniec. Zdała sobie z tego sprawę w jednym, przerażającym do szpiku kości momencie. Strach zmroził jej serce.

      Miała przecież jeszcze tyle planów! Emerytura to nie epilog życia. Raczej nowy początek. Można wreszcie do woli podróżować. Czytać w łóżku do południa. Wyskakiwać w dresie do sklepu po bułki i nie przejmować się wyglądem. Chodzić na kawę z przyjaciółkami w środku dnia, a w autobusie z miną triumfatorki zajmować miejsce siedzące.

      Te przyjemności miały ją jednak ominąć. A to dlatego, że właśnie dusiła się w basenie solankowym, który powinien jej przynieść zdrowie, a podarował śmierć. I zawierz tu Narodowemu Funduszowi Zdrowia.

      Wytrzeszczone oczy szczypały. Nacisk na szyję narastał. Liche promienie słońca próbowały się przedrzeć przez brudną szybę w piwnicznym okienku i zmąconą taflę solanki. Na próżno.

      Robiło się coraz chłodniej. I ciemniej. Słabła. W ostatnim wolnościowym zrywie poderwała się jeszcze. Wyszło niemrawo.

      Łabędzi śpiew.

      Poddała się. Tak było prościej.

      Rozdział 1

      DO POCIĄGU BYLE JAKIEGO 1

      – Minęło południe! Zapraszamy na serwis informacyjny radia Nawijka.FM! Przy mikrofonie Olek Szpon, witam państwa! Zaczynamy od głośnej masakry na wybrzeżu! W sanatorium Krecik w Świnoujściu, w basenie do kąpieli solankowych, sprzątaczka odkryła ciało sześćdziesięciopięcioletniej Elżbiety Wnuk. Kobieta najprawdopodobniej utonęła. Jak podaje nasze pragnące pozostać anonimowe źródło, policja podejrzewa, że doszło do morderstwa. Czy seniorzy nie są już bezpieczni w znanym polskim kurorcie? Będziemy państwa na bieżąco informować o postępach w śledztwie. Tymczasem, choć wakacje powoli dobiegają końca, pogoda wciąż dopisuje. Dzisiaj w całym kraju niewielkie zachmurzenie, a temperatury utrzymają się na poziomie dwudziestu pięciu stopni Celsjusza na północy i dwudziestu dziewięciu na południu. Już za chwilę w radiu Nawijka.FM najlepsza muza dla każdego. Zostańcie z nami. A teraz zapraszamy na reklamy.

      – Obsranioks! To nowy suplement diety pomagający w prawidłowym wypróżnianiu. Weź Obsranioks, a twoje jelita ci podziękują. Obsranioks! To jedyny słuszny wybór i kupa kłopotów z głowy!

      – Wyłącz to! – wydarła się Róża Kwiatkowska i przywaliła z piąchy w samochodowy odbiornik.

      Roztarła ręce. Panel sterujący się przekrzywił. W skodzie fabii nastała cisza.

      – Tego to nawet Koterski nie przewidział – zrzędziła dziennikarka. – A ta szuja Szpon, widzę, karierę robi. Już nie tylko ściemnia w tej swojej gazetce, ale i na antenie. Świat schodzi na psy! O, przepraszam cię, Guciu. – Obróciła się i zerknęła na tylne siedzenie, gdzie niewysoki czarny kundelek z podpalanym pyskiem i białą krawatką próbował sprawiać wrażenie niewidzialnego.

      Szymon Solański zatrzymał auto w cieniu starej gruszy na parkingu przy chorzowskiej przychodni weterynaryjnej Psia Kostka. Przekręcił kluczyk w stacyjce.

      – Nie będę na to patrzyła! – zastrzegła Kwiatkowska i skrzyżowała ramiona na piersiach. – Mnie w to nie mieszaj! Pamiętaj, Guciu – zwróciła się znów do psa – że ja z tym nie mam nic wspólnego!

      – Idziemy! – zaordynował Solański.

      Wyszedł z samochodu na ulicę Żołnierzy Września. Rozprostował długie, chude nogi. Strzelił kostkami palców. Wystawił czworonoga na zewnątrz. Schylił się, by sięgnąć po smycz.

      I dostał przejrzałą gruszką prosto w głowę.

✶✶✶

      Flora stanęła w obronie fauny. Kiedy żółciutka klapsa spadła z gałęzi i grzmotnęła mojego pana w czerep, uznałem to za kwintesencję porozumienia międzygatunkowego. Tyle mojego, że Szymonek macał guza i nie wyglądał na zadowolonego, gdy przekraczaliśmy próg, za którym urzędował konował.

      Poczekalnia Psiej Kostki świeciła pustkami. Najwyraźniej gros szanujących się śląskich psów wciąż bawiło na urlopach. Nie było nawet recepcjonistki. W mym jestestwie zakiełkowała nadzieja, że skoro tak, to może i doktor Dłutko dał sobie dzisiaj spokój z dręczeniem braci mniejszych i opala się na leżaku w położonym na tyłach tej dawnej kotłowni ogródku.

      – Halo! – zawołał Solański.

      Nie odpowiedziało mu nawet echo.

      Zrobiłem w tył zwrot i naparłem mokrym nochalem na przeszklone drzwi. Bez skutku. Wrota były za ciężkie jak na gościa o koguciej wadze. Nie chciałem się narzucać, skoro niemile mnie tu widziano. Swój honor mam. Prywatny detektyw był jednak takiej cechy charakteru pozbawiony. Zaczął zaglądać w zakamarki tego miejsca kaźni zakamuflowanego w nowoczesnych wnętrzach.

      Nagle stanął jak wryty. Po chwili także do mnie dobiegły dziwaczne odgłosy zza drzwi usytuowanych po lewej stronie, tuż przy poczekalni dla kocimoczy. Niech mnie ręka boska broni, żebym postawił łapę na tym skażonym terenie! Choć Szymon ciągnął za smycz, zaparłem się. Przywarłem do podłogi i warknąłem, jak mi się zdawało, całkiem