Przekład: Krystyna Arustowicz
Opieka redakcyjna: Maria Zalasa
Redakcja: Marta Stęplewska, Maria Zalasa
Korekta: Adam Plesiak
Projekt okładki i stron tytułowych: Joanna Wasilewska / KATAKANASTA
© Guy Trédaniel Éditeur, 2010
Copyright for the Polish edition and translation © Wydawnictwo JK, 2019
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej publikacji nie może być powielana ani rozpowszechniana za pomocą urządzeń elektronicznych, mechanicznych, kopiujących, nagrywających i innych bez uprzedniego wyrażenia zgody przez właściciela praw.
ISBN 978-83-7229-859-1
Wydanie I, Łódź 2019
Wydawnictwo JK
Wydawnictwo JK, ul. Krokusowa 3,
92-101 Łódź
tel. 42 676 49 69
www.wydawnictwofeeria.pl
Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer.
Tym, którzy kupili moją poprzednią książkę.
To wszystko Wasza wina.
Przedmowa
Camille jest mniej więcej dwudziestoletnią studentką. Trafiła do mnie z powodu „braku pewności siebie”. Gdy tylko zaczyna mi wyjaśniać swój problem, emocje biorą górę. Zagryza wargi, przyciska pięść do ust, z trudem powstrzymuje łzy, nieustannie przeprasza za swoją nadwrażliwość, a zarazem rozpaczliwie próbuje wziąć się w garść i wrócić do swojej opowieści. Z tego, co mówi, powoli wyłania się obraz błyskotliwej i twórczej młodej kobiety, niemającej na swoim koncie poważniejszej porażki. Przeciwnie, ku swojemu niekłamanemu zdumieniu, kolejno zalicza akademickie semestry. Obiektywnie wszystko układa się dobrze, a mimo to z biegiem czasu coraz bardziej wątpi w siebie. Inni studenci w miarę postępów w nauce nabierają zaufania do swoich możliwości, utwierdzają się w wyborze kariery i powoli znajdują sobie miejsce w społeczeństwie. Camille zaś coraz częściej czuje, że nie jest na swoim miejscu, i zastanawia się, czy wybrała właściwy kierunek. Narasta w niej poczucie, że się samooszukuje.
Także w życiu towarzyskim czuje się inna niż koledzy. Ich zainteresowania i tematy rozmów, jakie prowadzą, odstają od wszystkiego, co jej wydaje się naprawdę ważne i ciekawe. Niejednokrotnie podczas wieczornych spotkań w jej umyśle powstaje nagle dziwny rozdźwięk. Ni stąd, ni z owąd zaczyna się zastanawiać, co tu właściwie robi i dlaczego udział w tym błahym wydarzeniu, gdzie dominuje powierzchowność, wydaje się sprawiać innym tyle radości. Wesoła atmosfera tak naprawdę jest sztuczna. Wtedy Camille pragnie tylko jednego: czym prędzej wrócić do domu.
Już od dawna próbuje zrozumieć, co z nią jest nie tak. Osaczają ją wątpliwości i pytania, a w głowie wirują najdziwaczniejsze myśli. Czuje potęgujące się zniechęcenie i lęk. Stąd już tylko krok do depresji.
Camille bynajmniej nie jest przypadkiem odosobnionym. Podobnie jak ona, przychodzą do mnie na wizytę osoby w różnym wieku, które mają to samo wrażenie, że nie pasują do otoczenia, a ich niska samoocena prowadzi do „przegrzania” umysłu.
Ta książka, jak wszystkie poprzednie, w głównej mierze jest owocem mojej praktyki. Godziny, jakie spędziłam na rozmowach z ludźmi opowiadającymi o sobie, złożyłyby się na całe lata. Już od siedemnastu lat słucham, obserwuję i usiłuję zrozumieć każdego.
Nauczyłam się uprawiać coś, co twórca analizy transakcyjnej Eric Berne nazywa „słuchaniem marsjańskim”. Jak zepsuty magnetofon, uszy rejestrują niektóre wyrazy czy fragmenty zdań tak, że brzmią głośniej niż inne. Ten osobliwy sposób słuchania pozwala wyizolować z całej wypowiedzi istotne słowa, kluczowe zdania czy główne przesłanie.
Moją uwagę coraz częściej przyciągały lapidarne stwierdzenia, raz po raz powtarzane przez niektóre osoby:
▪ Za dużo myślę.
▪ Moi bliscy mówią, że jestem zakręcony i że zadaję sobie za dużo pytań.
▪ W mojej głowie stale coś się kłębi. Czasem chciałbym wyłączyć umysł i nie myśleć już o niczym.
Później ten profil uzupełniły kolejne zdania:
▪ Mam wrażenie, że jestem z innej planety.
▪ Nie mogę sobie znaleźć miejsca.
▪ Czuję się niezrozumiany.
I tak od jednej wypowiedzi do drugiej w moim umyśle kształtował się typowy obraz człowieka, który za dużo myśli. Coraz bardziej usiłowałam dociec, co powoduje cierpienia tych ludzi i, na szczęście, zaczęłam znajdować i proponować im jakieś rozwiązania. Odkąd postanowiłam napisać tę książkę, wykorzystuję uzyskiwane od nich informacje. Zawsze mam w zanadrzu jakieś pytanie, które im stawiam, aby lepiej ogarnąć psychikę i funkcjonowanie takich osób, by zrozumieć hierarchię ich wartości i motywacje, a że jedną z ich podstawowych potrzeb jest dzielenie się wiedzą, zawsze starają się mi ją przekazać. Ta książka wiele im zawdzięcza i za to gorąco dziękuję.
Kto mógłby sądzić, że z powodu własnej inteligencji można cierpieć i być nieszczęśliwym? A jednak ludzie „myślący za dużo” właśnie na to się skarżą. Zresztą nie uważają się za inteligentnych. Poza tym mówią, że umysł nie daje im chwili wytchnienia, nawet w nocy. Mają po dziurki w nosie tych wątpliwości, pytań, wyostrzonej świadomości, nadmiernie rozwiniętych zmysłów, którym nie umknie najmniejsza błahostka. Chcieliby wyłączyć swój umysł, ale szczególnie cierpią, ponieważ czują się inni, a dzisiejszy świat nie rozumie ich i rani. Dlatego często twierdzą: „Jestem nie z tej planety!”. Nurtujące ich myśli wywołują nieskończone ciągi skojarzeń, a z każdej nowej wytryskują następne. Ich umysły pracują na zbyt wysokich obrotach. Chcąc nadążyć za strumieniem własnej świadomości, jąkają się lub milkną, zniechęceni nadmiarem informacji. Słowa siłą rzeczy redukują pojęcia i nie mogą odtworzyć subtelnej złożoności myśli tych ludzi. Im zaś najdotkliwiej brak pewników, w których mogliby znaleźć oparcie. Nieustannie wszystko kwestionują, toteż ich system przekonań jest równie niestały i niepokojący jak ruchome piaski. A najbardziej krytyczni są wobec samych siebie: „Dlaczego inni nie dostrzegają tego, co mnie się rzuca w oczy? A może to ja rozumiem wszystko opacznie? Może to ja nigdy nie mam racji?”.
Wrażliwość, emocjonalność i uczuciowość są oczywiście proporcjonalne do inteligencji. Ci ludzie to prawdziwe butelki z nitrogliceryną. Przy najmniejszym wstrząsie wybuchają – wściekłością czy frustracją, ale najczęściej popadają w smutek. Przecież na tym świecie tak bardzo brak miłości! Rozdarte między radykalnym idealizmem a trzeźwą przenikliwością, osoby te stają wobec wyboru: zamknąć się w sobie lub zbuntować. Dlatego stale oscylują między zmysłowymi marzeniami a przygnębiającymi konstatacjami, między naiwnością a rozpaczą. Nie spodziewają się pomocy, bo zdają sobie sprawę, że niczyja dobra wola nie rozwiąże ich problemu. Rady otoczenia zamiast pomagać, jeszcze bardziej ich pogrążają. Mniej się zastanawiać? Tego właśnie najbardziej by chcieli! Ale jak to osiągnąć? Pogodzić się z niedoskonałością świata? Przecież to niemożliwe!
Poradzić się psychiatry czy psychologa też nie jest łatwo. Obawiają się, niestety nie całkiem bezpodstawnie, że zostaną uznani za wariatów. Jak ludzie o funkcjonującym normalnie umyśle mogliby się uporać z tak nieprzeciętną aktywnością mentalną? Stosowane w psychologii siatki analityczne tę subtelną, a zarazem potężną myśl kroją na kawałki i klasyfikują jako nienormalną, patologiczną. Już od czasów szkolnych nadwydajni mentalnie przysparzają kłopotów. Są uważani za nadaktywnych i niezdolnych do skupienia, ponieważ ich nastawione wielozadaniowo mózgi nudzą się wykonywaniem tylko jednej czynności naraz. Ich posiadacze zdają się tylko prześlizgiwać po informacjach, podczas gdy naprawdę potrafią nadzwyczaj szybko zgłębiać jednocześnie kilka tematów. Całe litanie „dys-”, jakimi byli dręczeni, ugruntowały w nich przekonanie, że mają skrzywiony umysł: dysleksja, dysortografia,