Jeśli jednak obecnie zdyskredytowany został zarówno liberalizm, jak i komunizm, to być może ludzie powinni porzucić pomysł, że ma istnieć jakaś jedna globalna opowieść. Czy bowiem wszystkie te globalne opowieści – nawet komunizm – nie były wytworem zachodniego imperializmu? Dlaczego wietnamscy wieśniacy mieliby wierzyć w pomysł, który zrodził się w głowie jakiegoś Niemca z Trewiru czy przemysłowca z Manchesteru? Być może każdy kraj powinien obrać inną, specyficzną dla siebie ścieżkę, którą wyznaczą jego własne pradawne tradycje? Może nawet mieszkańcy Zachodu powinni przestać próbować rządzić całym światem, a skupić się dla odmiany na własnych sprawach?
Możliwe, że właśnie ten proces dokonuje się teraz na całym świecie, gdy powstałą po niepowodzeniu liberalizmu próżnię próbuje się niepewnie wypełniać nostalgicznymi fantazjami o tej czy innej lokalnej złotej epoce z przeszłości. Donald Trump połączył swoje apele o amerykański izolacjonizm z obietnicą, że „uczyni Amerykę znów wielką” – jak gdyby Stany Zjednoczone z lat osiemdziesiątych czy pięćdziesiątych były społeczeństwem idealnym, które Amerykanie powinni w jakiś sposób odtworzyć w XXI wieku. Zwolennicy brexitu marzą o tym, by Wielka Brytania stała się niepodległym mocarstwem, jakby wciąż żyli w czasach królowej Wiktorii i jakby „wspaniała izolacja” stanowiła realistyczną politykę dla epoki internetu i globalnego ocieplenia. Chińskie elity odkryły na nowo swe rodzime dziedzictwo cesarskie i konfucjańskie, widząc w nim coś, co może uzupełnić albo nawet zastąpić podejrzaną marksistowską ideologię, którą sprowadziły z Zachodu. W Rosji oficjalna wizja, którą realizuje Putin, nie polega na tworzeniu skorumpowanej oligarchii, lecz na wskrzeszaniu dawnego imperium carów. Sto lat po rewolucji bolszewickiej Putin obiecuje powrót do dawnej carskiej świetności: chce sprawować despotyczne rządy, które umocni rosyjski nacjonalizm, a prawosławna pobożność będzie szerzyła jego potęgę od Bałtyku aż po Kaukaz.
Podobne nostalgiczne marzenia, w których przywiązanie do nacjonalizmu łączy się z tradycjami religijnymi, stanowią podstawę ustroju państwowego w Indiach, Polsce, Turcji i wielu innych krajach. Najbardziej skrajną postać przyjmują te fantazje na Bliskim Wschodzie, gdzie islamiści chcą skopiować system wprowadzony tysiąc czterysta lat temu przez proroka Mahometa w Medynie, a fundamentalistyczni Żydzi w Izraelu potrafią prześcignąć nawet islamistów i marzyć o tym, by cofnąć się o dwa i pół tysiąca lat, do czasów biblijnych. Członkowie obecnej izraelskiej koalicji rządowej mówią otwarcie o nadziei na rozszerzenie granic współczesnego Izraela, tak by lepiej odpowiadały granicom Izraela biblijnego, o przywróceniu biblijnego prawa, a nawet o odbudowaniu starożytnej Świątyni Jahwe w Jerozolimie na miejscu meczetu Al-Aksa10.
Liberalne elity patrzą z przerażeniem na ten rozwój wypadków i mają nadzieję, że ludzkość zdąży wrócić na liberalną ścieżkę, by zapobiec nieszczęściu. W swym ostatnim przemówieniu na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych we wrześniu 2016 roku prezydent Obama przestrzegał słuchaczy przed cofnięciem się „do świata ostrych podziałów, a w końcu konfliktu, przebiegającego wzdłuż starych jak świat linii narodu, plemienia, rasy i religii”. I p o d k r e ś l a ł, ż e t o „zasady otwartego rynku i odpowiedzialnych rządów, demokracji i praw człowieka oraz prawa międzynarodowego […] pozostają najtwardszym fundamentem ludzkiego postępu w tym stuleciu”11.
Obama słusznie zauważył, że mimo wielu swoich braków liberalizm wciąż ma dużo większe osiągnięcia niż jakakolwiek alternatywna wizja. Obecnie, pod egidą liberalnego porządku z początku XXI wieku, większość ludzi żyje w pokoju i cieszy się większym dobrobytem niż kiedykolwiek wcześniej. Po raz pierwszy w dziejach choroby zakaźne są przyczyną śmierci mniejszej liczby ludzi niż starość, po raz pierwszy głód zbiera mniejsze żniwo niż otyłość, mniej ludzi ginie też w wyniku przemocy niż w wypadkach.
Liberalizm nie potrafi jednak dać nam żadnych oczywistych odpowiedzi na największe problemy, jakie przed nami stoją: co zrobić w obliczu katastrofy ekologicznej i gigantycznego przełomu technicznego? Tradycyjnie liberalizm liczył na to, że wzrost gospodarczy będzie w czarodziejski sposób rozwiązywał trudne konflikty społeczne i polityczne. Że będzie godził proletariat z burżuazją, wierzących z ateistami, miejscowych z imigrantami, a Europejczyków z Azjatami, obiecując każdemu większy kawałek tortu. Póki tort ciągle rósł, było to możliwe. Jednakże wzrost gospodarczy nie ocali globalnego ekosystemu – wprost przeciwnie, to on jest przyczyną kryzysu ekologicznego. Wzrost gospodarczy nie rozwiąże też problemu olbrzymiego przełomu technicznego – konieczność zapewnienia wzrostu pociąga za sobą opracowywanie kolejnych, coraz liczniejszych rewolucyjnych wynalazków technicznych.
Opowieść liberalna oraz logika wolnorynkowego kapitalizmu rozbudzają w ludziach wielkie oczekiwania. Pod koniec XX wieku każde kolejne pokolenie – czy to w Houston, Szanghaju, Stambule czy São Paulo – cieszyło się lepszą edukacją, lepszą opieką medyczną i wyższymi dochodami. W nadchodzących dekadach jednak, w wyniku połączenia przełomu technicznego i krachu ekologicznego, może się okazać, że młodzi będą mieli szczęście, jeśli uda im się zachować status quo poprzedniego pokolenia.
W konsekwencji przypada nam w udziale zadanie stworzenia dla świata zaktualizowanej opowieści. Tak jak wstrząsy towarzyszące rewolucji przemysłowej zrodziły nowatorskie ideologie XX wieku, tak też nadchodzący przełom w biotechnologii i technologii informacyjnej będzie prawdopodobnie wymagał świeżych wizji. Dlatego kolejne dziesięciolecia mogą być naznaczone głęboką refleksją i próbami formułowania nowych modeli społecznych oraz politycznych. Czy liberalizm będzie umiał jeszcze raz znaleźć nowy pomysł na siebie, tak jak to zrobił w następstwie kryzysów lat trzydziestych i sześćdziesiątych, gdy za każdym razem wychodził z nich jeszcze bardziej atrakcyjny niż dotychczas? Czy odpowiedzi, które umykają liberałom, będą w stanie dostarczyć tradycyjna religia i nacjonalizm i czy będą one potrafiły wykorzystać starożytną mądrość do ukształtowania nowoczesnego światopoglądu? A może nadszedł czas, by zdecydowanie odciąć się od przeszłości i opracować całkowicie nową opowieść, która będzie wykraczać nie tylko poza dawnych bogów i narody, lecz nawet poza fundamentalne nowoczesne wartości, jakimi są wolność i równość?
Obecnie ludzkości daleko do osiągnięcia jakiegokolwiek konsensusu co do odpowiedzi na te pytania. Wciąż tkwimy w nihilistycznym momencie rozczarowania i złości, po tym jak ludzie stracili wiarę w dawne opowieści, ale nie zdążyli jeszcze przyswoić sobie nowych. A zatem co dalej? Pierwszym krokiem jest złagodzenie przepowiedni głoszących zagładę i przełączenie się z trybu paniki na zdumienie. Panika to pewna forma nieposkromionej pychy. Wynika ona z zadowolenia z siebie i poczucia, że dokładnie się wie, dokąd zmierza świat: w dół. Zdumienie jest postawą pokorniejszą i dlatego przenikliwszą. Jeśli masz wrażenie, że biegniesz ulicą, krzycząc: „Nadciąga apokalipsa!”, spróbuj sobie powiedzieć: „Nie, to nieprawda. Po prostu nie rozumiem, co się dzieje w świecie”.
W kolejnych rozdziałach będę próbował wyjaśnić niektóre ze zdumiewających nowych możliwości,