Potem pojawiła się strona logowania. Wang wpisał „Hairen” i kliknął13.
Równina pozostała pusta, ale włączyły się kompresory w stroju W i Wang poczuł powiew zimnego powietrza. Pojawiły się przed nim dwie postaci. Ich sylwetki rysowały się ciemno na tle brzasku. Poszedł za nimi.
Obie osoby były mężczyznami. Odziani byli w długie, pełne dziur szaty i zarzucone na nie brudne skóry zwierzęce. Każdy z nich miał krótki brązowy miecz. Jeden z nich niósł wąską drewnianą skrzynkę o długości odpowiadającej połowie jego wzrostu. Odwrócił się i spojrzał na Wanga. Jego twarz była tak samo brudna i pomarszczona jak skóra na jego grzbiecie, ale oczy patrzyły przenikliwie, a źrenice lśniły w blasku poranka.
– Zimno – powiedział.
– Tak, bardzo zimno – odparł Wang.
– To Epoka Walczących Królestw – oznajmił mężczyzna. – Jestem król Wen z dynastii Zhou.
– Król Wen nie pochodził z Epoki Walczących Królestw – powiedział Wang14.
– Dożył do naszych czasów – rzekł drugi mężczyzna, ten ze skrzynką. – Żyje też król Zhou z dynastii Shang15. Jestem zwolennikiem króla Wena. Zresztą mój login to: „Zwolennik króla Wena”. To geniusz, nie sądzi pan?
– Mój login to „Hairen”. Co pan niesie na plecach?
Król Wen postawił prostokątną skrzynkę pionowo na ziemi. Otworzył jeden z jej boków i ukazało się pięć przegródek. W słabym świetle Wang zobaczył, że w każdej z nich znajduje się kupka piasku. Wydawało się, że przesypuje się on przez małą dziurkę z każdej z wyższych przegródek do niższej.
– To coś w rodzaju klepsydry. Co osiem godzin cały piasek spada na dno. Jeśli obróci się skrzynkę trzy razy, można zmierzyć dzień. Ale często zapominam to zrobić i musi mi o tym przypominać Zwolennik.
– Wydaje się, że macie za sobą długą podróż. Czy koniecznie musicie dźwigać taki nieporęczny zegar?
– A jak inaczej moglibyśmy mierzyć czas?
– Wygodniejszy byłby przenośny zegar słoneczny. Moglibyście też spojrzeć na położenie słońca, żeby się zorientować, jaka jest pora.
Król Wen i Zwolennik popatrzyli na siebie, a potem spojrzeli na Wanga, jakby był idiotą.
– Na słońce? A w jaki sposób może nam ono pokazać czas? Jesteśmy w erze chaosu.
Wang miał już zapytać, co znaczy to dziwne określenie, gdy Zwolennik krzyknął żałośnie:
– Jest tak zimno! Umrę z zimna!
Wangowi też było bardzo zimno. Niestety w większości gier komputerowych zdjęcie stroju W oznaczało natychmiastowe usunięcie z systemu jego identyfikatora. Nie mógł tego zrobić. Powiedział:
– Kiedy wzejdzie słońce, zrobi się cieplej.
– Udajesz, że jesteś kimś w rodzaju wyroczni? Przyszłości nie potrafi przewidzieć nawet król Wen. – Zwolennik pokręcił pogardliwie głową.
– A co ma wspólnego z przyszłością to, co powiedziałem? Każdy widzi, że za godzinę albo dwie wzejdzie słońce. – Wang wskazał pasmo światła nad horyzontem.
– Jesteśmy w erze chaosu!
– Co to jest era chaosu?
– Poza erami stabilności istnieją ery chaosu – odparł król Wen, jakby tłumaczył coś oczywistego dziecku.
I rzeczywiście światło nad horyzontem zbladło i wkrótce zniknęło. Wszystko spowiła noc. Gwiazdy w górze zdawały się jaśniejsze.
– A więc to jest zmierzch, nie świt? – zapytał Wang.
– Jest ranek. Ale słońce nie zawsze wstaje o poranku. Tak to jest w erze chaosu.
Wangowi coraz bardziej doskwierało zimno.
– Wygląda na to, że słońce jeszcze długo nie wzejdzie. – Zadrżał i wskazał zamazany horyzont.
– Na jakiej podstawie tak mówisz? Nie można mieć pewności. Powiedziałem ci już, że to era chaosu. – Zwolennik zwrócił się do króla Wena: – Mogę wziąć trochę suszonej ryby?
– Absolutnie nie. – odparł stanowczo król Wen. – Starczy ledwo dla mnie. Muszę mieć gwarancję, że dotrę do Chao Ge16, ty nie.
Kiedy rozmawiali, Wang dostrzegł, że niebo nad częścią horyzontu pojaśniało. Nie był pewien wskazań kompasu, ale zdawał sobie sprawę, że wskazywał on inaczej niż poprzednio. Niebo pojaśniało jeszcze bardziej i wkrótce wstało słońce tego świata. Było małe, niebieskawe i błękitnawe, jak bardzo jasny księżyc. Mimo to Wangowi zrobiło się nieco cieplej i trochę wyraźniej widział otaczający go krajobraz. Ale dzień nie trwał długo. Słońce zatoczyło niski łuk nad horyzontem i zaraz zaszło. Wszystko znowu spowiła noc i powrócił przenikający do szpiku kości ziąb.
Trzej podróżnicy zatrzymali się pod uschniętym drzewem. Król Wen i Zwolennik porąbali je swymi brązowymi mieczami na opał, a Wang ułożył ze szczap ognisko. Zwolennik wyjął kawałek krzemienia i stukał nim w ostrze, aż iskry ogarnęły szczapy. Ogień wkrótce ogrzał przód stroju Wanga, ale z tyłu czuł on lodowate zimno.
– Powinniśmy spalić parę tych odwodnionych ciał – powiedział Zwolennik. – Wtedy ogień będzie huczał!
– Nawet o tym nie myśl. Na takie zachowanie stać tylko tego tyrana króla Zhou.
– Po drodze widzieliśmy tyle wysuszonych ciał rozrzuconych wzdłuż drogi. Będą porozrywane i nie da się ich wskrzesić, nawet gdy zostaną z powrotem nawodnione. Jeśli twoja teoria, panie, jest słuszna, to jakie znaczenie będzie miało to, że kilka z nich spalimy? Moglibyśmy nawet zjeść parę. Jakie znaczenie ma życie kilku osób w porównaniu z twoją teorią? Czy życie może się równać z wagą tej teorii?
– Skończ z tymi bzdurami! Jesteśmy naukowcami!
Gdy ognisko zgasło, ruszyli w dalszą drogę. Ponieważ niewiele rozmawiali, system przyspieszył tempo gry. Król Wen przerzucił szybko klepsydrę na swoich plecach, co wskazywało, że minęły dwa dni. Słońce już się nie pojawiło, nad horyzontem nie pokazał się nawet jego rąbek.
– Zdaje się, że słońce już nigdy nie wzejdzie – rzekł Wang. Przywołał menu gry i zerknął na kreskę wskazującą poziom jego zdrowia. Z powodu wielkiego chłodu stale się zmniejszała.
– Znowu udajesz wyrocznię – rzekł Zwolennik, ale tym razem Wang dokończył razem z nim: – To era chaosu.
Jednak zaraz potem zaczęło świtać. Niebo szybko pojaśniało i wyjrzało słońce. Wang zauważył, że tym razem jest ogromne.
Ukazało się ledwie do połowy, a zajęło jedną piątą widzialnego horyzontu. Ogarnęły ich fale gorąca i Wang poczuł, że odżywa. Kiedy jednak zerknął na króla Wena i Zwolennika, ujrzał na ich twarzach przerażenie, jakby zobaczyli demona.
– Szybko! Znajdź zacienione miejsce! – krzyknął Zwolennik.
Wang pobiegł za nimi. Wskoczyli za dużą skałę. Rzucany przez nią cień stopniowo coraz bardziej się kurczył. Ziemia wokół się żarzyła, jakby trawił ją ogień. Wkrótce stopiła się wieczna zmarzlina pod ich stopami, twarda jak stal powierzchnia zmieniła