– Dość! Źle mnie pan zrozumiał. Nie chcę być szpiegiem. Chcę tylko udowodnić, że jest pan idiotą!
– Jeśli przez jakiś czas po wstąpieniu do nich pozostanie pan przy życiu, to będzie wystarczający dowód. Ale obawiam się…
Shi podniósł głowę i szyderczy uśmieszek zmienił się w drapieżny uśmiech.
– Oczywiście, że pozostanę przy życiu, ale nigdy więcej nie chcę już pana oglądać!
Generał Chang odprowadził Wanga po schodach i wezwał samochód, żeby go odwiózł.
– Niech się pan nie przejmuje Shi Qiangiem. Taką ma osobowość. W istocie jest bardzo dobrym oficerem i doświadczonym antyterrorystą. Dwadzieścia lat temu służył pod moim dowództwem.
Kiedy podeszli do samochodu, generał Chang powiedział:
– Profesorze Wang, musi pan mieć wiele pytań.
– Co to wszystko, o czym pan tam mówił, ma wspólnego z wojskiem?
– Wojna to wyłączna kwestia wojska.
Wang rozejrzał się zdumiony po otoczeniu skąpanym w promieniach wiosennego słońca.
– Ale gdzie jest ta wojna? Nigdzie na świecie nie toczą się teraz walki. Mamy chyba najbardziej pokojowy okres w dziejach.
Chang obdarzył go nieprzeniknionym uśmiechem.
– Wkrótce dowie się pan więcej. Wszyscy się dowiedzą. Profesorze Wang, czy kiedykolwiek przydarzyło się panu coś, co zupełnie zmieniło pańskie życie? Coś, co sprawiło, że potem świat stał się dla pana zupełnie innym miejscem?
– Nie.
– To miał pan szczęśliwe życie. Świat pełen jest nieprzewidywalnych czynników, a mimo to w pana życiu nie nastąpił żaden kryzys.
Wang obracał te słowa w myślach, nadal nic nie rozumiejąc.
– Myślę, że można to powiedzieć o życiu większości osób.
– Wobec tego większość ludzi prowadzi szczęśliwe życie.
– Ale… tak żyło wiele pokoleń.
– Wszystkie szczęśliwie.
Wang roześmiał się, potrząsając głową.
– Muszę przyznać, że dzisiaj nie grzeszę zbytnią bystrością. Sugeruje pan, że…
– Tak, cała historia ludzkości była szczęśliwa. Od epoki kamiennej do czasów dzisiejszych nie zdarzył się żaden prawdziwy kryzys. Mieliśmy szczęście. Ale jeśli to wszystko jest kwestią szczęścia, to pewnego dnia musi się skończyć. Powiem panu: już się skończyło. Niech się pan przygotuje na najgorsze.
Wang chciał się dowiedzieć więcej, ale Chang pokręcił głową i pożegnał się z nim, ucinając dalsze pytania.
Kiedy Wang wsiadł do samochodu, kierowca zapytał go o adres. Wang podał mu go i zapytał:
– O, to pan mnie tutaj przywiózł? Myślałem, że to taki sam samochód.
– Nie, to nie byłem ja. Ja przywiozłem tutaj doktora Dinga.
Wangowi przyszedł do głowy nowy pomysł. Poprosił kierowcę o adres Dinga i dostał go.
5
Partia bilarda
Gdy tylko Wang otworzył drzwi do nowiutkiego, mającego trzy sypialnie mieszkania Ding Yi, poczuł alkohol. Ding leżał na kanapie przed włączonym telewizorem, ale gapił się w sufit. Mieszkanie nie było jeszcze w pełni urządzone. Stało tam tylko kilka mebli i wisiało parę ozdób, ogromny salon wydawał się zupełnie pusty. Najbardziej przyciągał wzrok stół bilardowy w rogu.
Ding nie sprawiał wrażenia zirytowanego niezapowiedzianą wizytą. Był wyraźnie w nastroju do rozmowy.
– Kupiłem to mieszkanie trzy miesiące temu – powiedział. – Dlaczego? Czy naprawdę myślałem, że zainteresuje ją założenie rodziny?
Zaniósł się pijackim śmiechem.
– Wy dwoje… – Wang chciał poznać szczegóły życia Yang Dong, ale nie wiedział, jak ma zacząć o to pytać.
– Była jak gwiazda, zawsze taka odległa. Nawet światło, którym mnie opromieniała, było zawsze zimne.
Ding podszedł do jednego z okien i spojrzał na nocne niebo.
Wang nic nie powiedział. Nie chciał teraz niczego więcej, tylko usłyszeć jej głos. Przed rokiem, kiedy słońce chyliło się ku zachodowi, a ich spojrzenia na chwilę się spotkały, nie odezwali się do siebie. Nigdy nie słyszał jej głosu.
Ding machnął ręką, jakby chciał coś odpędzić.
– Profesorze Wang, miał pan rację. Niech pan nie da się w to wciągnąć policji ani wojsku. To sami idioci. Zgony tych fizyków nie mają nic wspólnego z Granicami Nauki. Wyjaśniałem im to wiele razy, ale nie udało mi się przemówić im do rozsądku.
– Zdaje się, że prowadzą jakieś niezależne śledztwo.
– Tak, i to o zasięgu globalnym. Powinni już wiedzieć, że dwie osoby z tych zmarłych, w tym… Yang Dong, nigdy nie miały żadnych kontaktów z Granicami Nauki.
Wymówienie jej nazwiska zdawało się sprawiać mu kłopot.
– Ding Yi, wie pan, że jestem już w to wciągnięty. A więc… jeśli chodzi o to, dlaczego Yang dokonała wyboru, który… którego dokonała, chciałbym to wiedzieć.
– Jeśli dowie się pan więcej, wciągnie to pana jeszcze głębiej. Na razie ma pan o tym tylko powierzchowną wiedzę, ale kiedy zdobędzie pan większą, pogrąży się w tym pana duch, a wtedy pojawią się prawdziwe kłopoty.
– Zajmuję się badaniami stosowanymi. Nie jestem tak wrażliwy jak wasi teoretycy.
– A zatem dobrze. Gra pan w bilard?
Ding podszedł do stołu.
– W szkole trochę grałem.
– Ona i ja uwielbialiśmy tę grę. Przypominała nam cząstki zderzające się w akceleratorze. – Ding podniósł dwie bile, białą i czarną. Położył czarną obok jednej z łuz, a białą dziesięć centymetrów od niej. – Potrafi pan umieścić tę czarną w łuzie?
– Z takiej bliskiej odległości? Każdy to potrafi.
– Niech pan spróbuje.
Wang wziął kij, uderzył lekko białą bilę, która wepchnęła czarną do łuzy.
– Dobrze. A teraz przesuńmy stół w inne miejsce.
Ding polecił zdezorientowanemu Wangowi, żeby razem podnieśli stół i przenieśli go w inny róg salonu, koło okna. Potem Ding zgarnął czarną kulę, położył ją obok łuzy, a białą ustawił dwadzieścia centymetrów od niej.
– Myśli pan, że potrafi to zrobić jeszcze raz?
– Oczywiście.
– Niech pan spróbuje.
Wang znowu łatwo to zrobił.
Ding machnął ręką.
– Znowu go przesuńmy. – Unieśli stół i postawili go w trzecim rogu. Ding ustawił bile jak poprzednio. – Dalej.
– Niech pan posłucha, my…
– Dalej!
Wang