Niemcy. Piotr Zychowicz. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Piotr Zychowicz
Издательство: PDW
Серия: Historia
Жанр произведения: Историческая литература
Год издания: 0
isbn: 9788380628410
Скачать книгу
polskich podoficerów z niemieckiej armii cesarskiej. Byli bowiem znakomicie wyszkoleni i świetnie wypełniali swoje obowiązki. Podobnie było podczas II wojny światowej. W ogóle byli żołnierze Wehrmachtu w szeregach Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie spisywali się znakomicie. Walczyli bardzo dobrze. Bez wątpienia byli dla polskiego wojska dobrym nabytkiem.

      Jaki był stosunek niemieckiego naczelnego dowództwa do polskich żołnierzy?

      Na początku w Wehrmachcie obowiązywały przepisy dyskryminujące Polaków, na przykład blokujące im drogę do awansu. Wspomniane limity ustalające ich maksymalny odsetek w oddziałach dowodzą, że nie do końca im ufano. Z drugiej strony już w 1942 roku w piśmie Oberkommando der Wehrmacht rozesłanym do wszystkich jednostek napisano, że Polacy w niemieckich mundurach są „doskonałymi żołnierzami”. Zabroniono oficerom i podoficerom wyśmiewać się z ich języka i obyczajów. Lokalnym dowódcom polecono, żeby traktowali ich tak samo jak Niemców. Polaków oceniano znacznie wyżej niż na przykład Alzatczyków wcielonych do niemieckiego wojska po podbiciu Francji. Ich z kolei uznawano za marnych żołnierzy.

      Niemcy byli postawą Polaków zaskoczeni?

      I tak, i nie. W pewnych sprawach Polacy ich rozczarowali. Otóż po włączeniu do Rzeszy polskiej części Górnego Śląska Niemcy mieli nadzieję, że będą mogli wybrać z tej prowincji dużo rekruta do wojsk pancernych. Śląsk był bowiem wysoko uprzemysłowiony i jego mieszkańcy byli obeznani z maszynami, sprzętem technicznym. Okazało się jednak, że nie było to takie proste. Polscy rekruci na ogół bardzo słabo mówili po niemiecku, a co za tym idzie, trudno ich było wyszkolić do służby w wojskach pancernych. Znacznie lepiej sprawowali się w piechocie, gdzie wystarczyła nawet bardzo podstawowa znajomość niemieckiego, żeby przejść szkolenie i dobrze walczyć.

      Na jakich zasadach wcielano Polaków do Wehrmachtu?

      Po wcieleniu zachodnich województw II Rzeczypospolitej do III Rzeszy władze niemieckie uznały, że zgodnie z zasadami polityki rasowej tereny te są zamieszkane przez „ludność pochodzenia niemieckiego”. Nie mówimy tu o Niemcach etnicznych stanowiących w Polsce przed wojną mniejszość niemiecką. Ci dostali obywatelstwo Rzeszy z automatu. Chodzi o ludność autochtoniczną Pomorza i Górnego Śląska: Polaków, Ślązaków czy Kaszubów.

      Jak to wyglądało w praktyce?

      Każdy obywatel wypełniał szczegółową ankietę, w której odpowiadał na wiele pytań dotyczących jego rodziny i życia. Na jej podstawie urzędnik zapisywał go do jednej z czterech grup Volkslisty (Deutsche Volksliste) i nadawał mu obywatelstwo III Rzeszy. Odbywało się to przymusowo, zupełnie inaczej niż w Generalnym Gubernatorstwie, gdzie aby dostać się na Volkslistę, należało się samemu zgłosić. Właśnie dlatego w odniesieniu do Pomorzan i Ślązaków nie powinno się w zasadzie opatrywać pejoratywnym określeniem „folksdojcz” zaliczonych do trzeciej i czwartej grupy Volkslisty. Oni nie mieli wyboru. Za niewypełnienie ankiety, podanie fałszywych danych bądź nieprzyjęcie Volkslisty mogli trafić do obozu koncentracyjnego.

      Rozumiem, że jeżeli władze wpisały młodego mężczyznę na Volkslistę – mógł się spodziewać powołania do Wehrmachtu.

      Człowiek, który stawał się obywatelem niemieckim, podlegał ustawie o powszechnej służbie wojskowej z 1935 roku. To jest istota sprawy. Polacy nie znaleźli się w Wehrmachcie z własnej woli, nie kochali Adolfa Hitlera i III Rzeszy. Przeciwnie, często byli polskimi patriotami. Do wojska wcielano ich, nie pytając o zdanie, przymusowo. To samo działo się we francuskiej Alzacji i w Luksemburgu. Tam używa się bardzo trafnego terminu „wcieleni wbrew własnej woli”.

      Podobno często stawiano przed rekrutami wybór: „albo Wehrmacht, albo Auschwitz”.

      Wysłanie do obozu koncentracyjnego groziło nie tylko im, ale również ich rodzinom. Niemcy byli w takich wypadkach bardzo bezwzględni i stosowali odpowiedzialność zbiorową.

      Polacy służyli jednak również w Waffen-SS, a tam nabór był przecież ochotniczy.

      Od 1944 roku – nie. Pod koniec wojny Niemcy mieli już poważne problemy z naborem nowych żołnierzy. Naród był wykrwawiony. Wytworzyła się więc ostra rywalizacja między Wehrmachtem i Waffen-SS, a ta druga formacja często podbierała armii rekrutów. Na komisje wojskowe przyjeżdżali oficerowie Waffen-SS i bez żadnych ceregieli siłą zabierali młodych ludzi. Wtedy sporo Polaków przymusowo trafiło w szeregi tej formacji.

      Ostatnio dostałem ciekawy dokument. To reprymenda dla dowódcy jednej z kompanii dywizji pancernej Waffen-SS za to, że traktował swoich polskich podwładnych jak żołnierzy drugiej kategorii. Ostro go za to skarcono.

      A jak to wyglądało przed rokiem 1944?

      Wcześniej rzeczywiście w Waffen-SS służyli wyłącznie ochotnicy. To byli ludzie w większości zafascynowani narodowym socjalizmem. Polaków było wśród nich bardzo niewielu, obywatele II RP, którzy służyli w Waffen-SS, z reguły należeli do przedwojennej mniejszości niemieckiej. Powtarzam jeszcze raz: przytłaczająca większość Polaków walczących podczas II wojny światowej w niemieckich mundurach znalazła się w szeregach armii Hitlera wbrew swojej woli. Musieli walczyć za obcą sprawę, co było dla nich wielkim dramatem. Szczególnie że powołanie ich do wojska wcale nie gwarantowało bezpieczeństwa ich rodzinom. Zdarzało się, że gdy młody człowiek przelewał krew na froncie, jego bliscy byli poddawani represjom. Odbierano im własność, więziono, deportowano. To nie było tak, że młodzi wojownicy wsiadali do czołgu i na piaskach pustyni walczyli z uśmiechem za swojego wodza Erwina Rommla. Oni tak mogą to przedstawiać w swoich snutych po siedemdziesięciu latach opowieściach. Ale służba Polaków w niemieckim wojsku nie była wcale sielanką – miała ponurą, tragiczną stronę.

      Ilu Polaków służyło w Wehrmachcie?

      Według moich szacunków do niemieckiego wojska z terenów włączonych do III Rzeszy wcielono około 450 tysięcy poborowych. Około 250 tysięcy z Pomorza i 200 tysięcy z Górnego Śląska. W Wielkopolsce ten problem masowo nie występował.

      Ilu zdezerterowało i wstąpiło do polskiej armii na Zachodzie?

      Około 90 tysięcy.

      Jaki był stosunek polskiego podziemia i rządu na wychodźstwie do podpisywania Volkslisty? Podobno władze emigracyjne od początku do tego zachęcały.

      To uproszczenie. Volkslista została wprowadzona dopiero w marcu 1941 roku. Wcześniej Niemcy prowadzili pobór do wojska niemieckiego, ale na podstawie przeprowadzonego w 1939 roku policyjnego spisu ludności. Tak zwanej palcówki (pobierano od obywateli odciski palców). Władze emigracyjne nie zachęcały jednak wówczas do podawania się za Niemców lub Ślązaków, krążyły tylko takie pogłoski na Górnym Śląsku, że aby uniknąć wysiedleń do Generalnego Gubernatorstwa i uszczuplania w ten sposób polskiego stanu posiadania na ziemiach zachodnich, trzeba podawać się za mówiących po niemiecku.

      A jak nasze władze zapatrywały się na służbę Polaków w Wehrmachcie?

      W pierwszych miesiącach panowała dezorientacja. W dokumentach podziemia pojawiają się nawet zarzuty masowej zdrady. Szybko jednak zorientowano się, że pobór Polaków z ziem zachodnich do armii niemieckiej ma charakter przymusowy. Co ciekawe, w tym pierwszym okresie niemiecka armia swoich polskich żołnierzy określała dziwacznym terminem „Deutsch-Polen”.

      Jak po 1944 roku Polacy z Wehrmachtu byli traktowani przez władze komunistyczne?

      Wbrew potocznym sądom nie przeprowadziły one żadnej akcji represyjnej wobec tych ludzi. Nie pakowano ich masowo do obozów czy więzień za służbę w siłach zbrojnych III Rzeszy, trafiali tam raczej za przyjęcie niemieckiego obywatelstwa i z tego powodu w latach 1945–1950 sporo byłych żołnierzy armii niemieckiej znalazło się w obozach pracy. Kiedy jednak jakaś osoba stawała się obiektem